Byłem zdecydowanym krytykiem wokalu Scotta kiedyś. A potem usłyszałem Mylesa. I pomyślałem: Scott wróć!
Oczywiście, że zachowanie sceniczne i różne inne mniej mi się podobały w wykonaniu Scotta, ale na Contraband było zdecydowanie więcej dobrych piosenek niż te, które Slash nagrał później z Mylesem i mówię to, mimo, że bywałem na koncertach Konspiratorów i bawiłem się świetnie. Koncertowo sporo z tych kawałków się broni, studyjnie wolę jednak VR.
I w sumie szkoda, że nie udało im się nagrać więcej, bo faktycznie tamte czasy to mniej więcej schyłek rocka w głównym nurcie muzyki. Od tego czasu bronią się albo dinozaury rocka,
których coraz mniej, albo nowe kapele bazujące na dorobku dinozaurów. Ale szczerze mówiąc trudno mi przypomnieć sobie zespoły rockowe zaczynające karierę po wyjściu Contraband, o których do dziś byłoby głośno. Może rzucicie kilka nazw, polecicie coś ciekawego?