Richard Fortus przyznaje, że jego nadrzędnym celem jest wspieranie Slasha najlepiej, jak potrafi, i troska o optymalne brzmienie piosenek. Na koncertach nigdy do końca nie wie, co wydarzy się za chwilę, bo wszystko zależy od Axla.
„Setlista, mówisz?”, zaśmiewał się, udzielając wywiadu w Saratoga Springs, gdzie jego zespół zagrał koncert w ramach trasy We’re F’N’ Back! „Przecież za każdym razem gramy inaczej! Nie ma czegoś takiego jak setlista, Axl po prostuj zarzuca tytuły piosenek. Niektóre utwory zawsze gramy w określonej kolejności, ale reszta jest zmienna. Axl wywołuje kawałki wedle własnego uznania”.
Dzisiaj Richard opowiada nam nie tylko o graniu ze Slashem, ale także o Izzy i o piosence „Chinese Democracy”, z której jest najbardziej dumny.
Frapujące jest to, jak ten sam riff może mieć inne brzmienie w twoim wykonaniu, a inne w wykonaniu Slasha… Staram się patrzeć na siebie w Guns N’ Roses jako na tego, którego zadaniem jest wspieranie Slasha. Wsłuchuję się w to, co on gra, i usiłuję możliwie najlepiej wpasować się w to jego granie. Czasem, gdy jest to konieczne, podkręcam dany numer, a czasem po prostu wtóruję Slashowi. Celem nadrzędnym zawsze jest właściwe brzmienie piosenki. To przede wszystkim!
Widzę tu uderzające analogie pomiędzy wami a duetem Slash – Izzy Stradlin. Ty i Izzy zostaliście kumplami, kiedy on przed reunionem wpadał czasem gościnnie na koncerty Guns N’ Roses. O tak! Nieraz się zdarzyło, że Izzy pojawił się z nami na scenie. Przy takim okazjach spędzilaśmy razem czas, chodziliśmy do muzeów, graliśmy ze sobą za kulisami… Mamy bardzo podobne muzyczne korzenie, można powiedzieć, że wywodzimy się z tej samej szkoły grania. To samo można by zresztą odnieść do Slasha i Duffa – wszyscy słuchaliśmy podobnych zespołów. Jednym z nich bez wątpienia jest The Rolling Stones.
Izzy lubił bardzo proste linie melodyczne, trochę jak Chuck Berry czy Bo Didley, i to fantastycznie się sprawdzało w połączeniu z cięższym, bardziej złożonym brzmieniem Slasha.
Co dokładnie Cię ujęło w sposobie, w jaki Izzy grał Gunsowe klasyki?Przede wszystkim jego podejście, pełne prostoty, które w zestawieniu z grą Slasha stworzyło coś naprawdę wyjątkowego. Różnice między nimi jeszcze bardziej uwypukliły się w samym procesie tworzenia. Pomysły Izzy’ego były w swej istocie niezwykle proste, pomysły Slasha – bardziej złożone. To połączenie świetnie się sprawdziło. Izzy’emu jest bliżej do Keitha Richardsa, a Slashowi – do Jimmy’ego Page’a.
Twoje muzyczne doświadczenia uderzają olbrzymią różnorodnością – The Psychedelic Furs, Thin Lizzy, ale także Rihanna, Enrique Iglesias, NSYNC. Które z nich było dla ciebie jako gitarzysty rytmicznego najbardziej pouczające?Bardziej niż cokolwiek innego pomogło mi granie muzyki zydeco! Dawniej, gdy pracowałem jako muzyk sesyjny w Nowym Jorku, udzielałem się przez parę lat w jednej takiej kapeli. Zespół cieszył się w okolicy sporą sławą i grywaliśmy w najróżniejszych zakątkach miasta. To dużo mi dało muzycznie. To, co graliśmy, miało swoje korzenie we wczesnym funku. Mam na myśli takie kapele jak The Meters czy The Neville Brothers. Dzięki temu doświadczeniu inaczej spojrzałem na rolę gitarzysty rytmicznego i poczyniłem znaczne postępy w tym zakresie.
Niejeden muzyk dowiódł, że znajomość innych nurtów może się wydatnie przysłużyć graniu rocka… Słuchanie różnego rodzaju muzyki jest naprawdę pomocne. Jeżeli chodzi o funk, to sprawą kluczowej wagi jest odpowiedni groove. Jego poszukiwanie przynosi wymierne efekty, kiedy później człowiek gra rocka i musi dopasować się do bębniarza. Nawet jeśli melodia jest prościutka, trzeba właściwie ją zagrać. Długo analizowałem utwory The Meters, usiłując odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego właściwie brzmią tak magicznie.
Ludzie mogą odnosić mylne wrażenie, że granie na gitarze rytmicznej jest prostsze (niż na prowadzącej).Sekret tkwi w szczegółach. Dzisiaj, w dobie Internetu, możesz słuchać wydzielonych partii Malcolma Younga – i z płyt, i z koncertów. Malcolm grał perfekcyjnie, a o jego maestrii przesądzały właśnie drobne z pozoru szczegóły.
Granie na gitarze rytmicznej to dbałość o detale, których często się nie docenia. To rozumienie, od czego zależy odpowiedni groove. Oto dlaczego Hendrix był tak niesamowity! To, co jego prawa ręka wyczyniała w „Killing Floor”, jest niewiarygodne.
Czy możesz nam trochę opowiedzieć o „Chinese Democracy”? Jaka piosenka z tej płyty napawa cię największą dumą? Naprawdę podoba mi się to, co zrobiłem w „Better”. Robin [Finck] wypadł [w „Chinese Democracy”] genialnie. W solówce w „Better” w szczególności. W jego grze czuć pasję. Uwielbiam go za to. Partie Bucketheada zapierały dech piersiach, były zaje***iste! Precyzja, z jaką używa prawej ręki… Boże, to wprost niesamowite!
Źródło