Rozmawiał: Paul Elliott
Miniony rok był dla Duffa McKagana bardzo pracowity.
Basista wydał solowa płytę, „Tenderness”, promował ją na koncertach i wraz z kolegami z Guns N’ Roses kontynuował trasę Not In This Lifetime – prawdziwy muzyczny maraton, rozpoczęty w roku 2016. Duff lubi być zajęty. „Szczęście sprzyja tym, którzy działają”, mawia.
W poniższym wywiadzie skupia się na teraźniejszości, lecz także sięga myślą daleko wstecz, aż do czasów wydania „Appetite For Destruction”.
Co w minionym roku dało ci największą satysfakcję?Koncerty Guns N’ Roses były fantastyczne. Graliśmy naprawdę długo i świetnie się przy tym bawiliśmy. No i wszyscy w Guns N’ Roses wspierali mnie w realizacji mojego solowego projektu.
Płyta jest w przeważającej części akustyczna i, jak sam zwykłeś mawiać, społeczno-polityczna. Ma niewiele wspólnego z Guns N’ Roses. Jakiego odbioru się spodziewałeś? Ciekawiło mnie, rzecz jasna, jaki będzie odbiór, jednak to nie spędzało mi snu z powiek. Mam na swoim koncie ważne płyty rockowe, ale myślę, że nadeszła właściwa pora, abym zrobił również coś innego.
Wszystko zaczęło się parę lat temu, w trakcie trasy Guns N’ Roses. Początkowo zamierzałem napisać książkę, ale ponieważ gitara akustyczna zawsze była pod ręką, zacząłem tworzyć piosenki i w końcu doszedłem do wniosku, że nagram płytę.
Jakie jest jej główne przesłanie? Myślę, że chciałem tchnąć w ludzi odrobinę… pokoju. Obserwuję to, co wydaje mi się ważnym momentem naszej historii, ale nie staram się tego komentować.
Masz na myśli Amerykę Trumpa?Nie jestem do końca pewien, czy chodzi o sytuację stricte aktualną. Czasami, kiedy oglądam serwisy informacyjne w telewizji albo czytam wpisy na Twitterze, mam wrażenie, że przez otwarte drzwi zalewa mnie fala zgiełku. Dlatego jak najszybciej je zamykam!
[śmiech] Zjeżdżając świat z Guns N’ Roses, dostrzegłem wiele zmian.
Zauważyłem, że jakość mojego życia znacznie się poprawiła, odkąd dałem sobie spokój z Twitterem i telewizją. Jestem zwolennikiem rozmawiania z ludźmi twarzą w twarz.
W nagrywaniu solowej płyty pomagał ci Shooter Jennings. Poznałem Shootera, kiedy około roku 2001 przyprowadził się do Los Angeles. Zagrałem mu moje piosenki, a on zapałał entuzjazmem do całego projektu. Przygotowaliśmy płytę w ciągu pięciu czy sześciu sesji w jego domu. Ja grałem na gitarze akustycznej, a on na klawiszach. Nagrywanie odbyło się w studiu w Echo Park i było naprawdę proste, wolne od jakiegokolwiek wydumania.
Shooter i jego kapela wsparli cię na trasie.To było dla mnie nowe doświadczenie. W Guns N’ Roses próby wyglądają zupełnie inaczej: ćwiczymy przez cztery tygodnie, sześć dni na tydzień, od sześciu do ośmiu godzin dziennie. Z Shooterem i jego kapelą ćwiczyłem cztery godziny, z czego dwie… były zbyteczne! Moje piosenki są raczej proste.
W roku 2016, podczas przygotowań do trasy Not In This Lifetime, ty i Slash graliście kawałki z „Appetite For Destruction” i z obu albumów „Use Your Illusion”, lecz także piosenki z „Chinese Democracy”, czyli płyty, którą Axl nagrał bez was. Co w związku z tym czułeś? Dla mnie to było zaje***ste. Nie mam w zwyczaju słuchać płyt, które skończyłem nagrywać. Dlatego powrót do „Appetite” i „Illusions”, ponowne odkrycie piosenek, które grałem w młodości, to była dla mnie wielka sprawa.
Co się tyczy „Chinese Democracy”… są na tej płycie genialne rzeczy. Naprawdę genialne. Axl poprosił mnie i Slasha, żebyśmy grali niektóre kawałki, a my ćwiczyliśmy je z Frankiem [Ferrerem] i byliśmy zdecydowani wykonywać je możliwie jak najlepiej. I ja, i Slash świetnie się przy tym bawiliśmy. Sprawiliśmy, że stały się nasze.
W roku 2014, na dwa lata przed oficjalnym powrotem do Guns N’ Roses, zdarzało ci się zastępować w Gunsach Tommy’ego Stinsona, który współpracował z The Replacements. Powiedziałeś, że w tamtym czasie ty i Axl ponownie zbliżyliście się do siebie. O, tak. Świetnie się dogadywaliśmy. Raz mieliśmy grać w La Paz w Boliwii, na wysokości dwunastu tysięcy stóp. Pamiętam, że zrobiłem sobie wycieczkę w góry, a potem powiedziałem Axlowi: ‘Na wysokościach powietrze jest rozrzedzone’. Ludziom zdarza się mdleć po wyjściu z samolotu. A my mieliśmy dać koncert na stadionie, na którym nie ośmiela się grać żadna drużyna! Pamiętam, że zażyłem Diamox – preparat dla alpinistów – a potem dałem go Axlowi. Wierz mi, samo patrzenie na to, jak śpiewał na takich wysokościach, było nadzwyczajne.
Co dla ciebie osobiście znaczy trasa Not In This Lifetime?To jeden z najbardziej świetlistych okresów mojego życia. Miałem poczucie lekkości. Wreszcie zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a kiedy ludzie rozmawiają, wszystko staje się znacznie łatwiejsze. Przypomniałem sobie, jak wiele nauczyłem się dzięki chłopakom na początku mojej kariery. Pokazali mi życie.
Byłeś w kontakcie z byłym gitarzystą Guns N’ Roses, Izzym Stradlinem. Dlaczego Izzy nie wziął udziału w reunionie? W minionych latach [Izzy] i ja często pracowaliśmy razem. Jeżeli jednak chodzi o trasę Not In This Lifetime, to po prostu myślę, że on nie chciał stać się jej częścią. Staraliśmy się, żeby do tego doszło, ale nie udało się. W takich przypadkach pociąg szybko się rozpędza i człowiek albo do niego wskakuje, albo nie.
Dobra strona jest taka, że Slash naprawdę lubi grać z Richardem Fortusem, a w takich sprawach jest dość wymagający. Ich muzyczna współpraca układa się świetnie.
Jeżeli mam być szczery, to nie zastanawiałem się nad sprawą Izzy’ego zbyt dużo, bo skupiamy się na przyszłości. No i dobrze jest tak, jak jest.
Trasa wcale nie zaczęła się dobrze… No tak. Podczas pierwszego występu [w Troubadourze w Los Angeles] Axl złamał stopę. Zaraz jednak zapowiedział, że zamierza koncertować dalej. Znalazł na to sposób. Śpiewał na siedząco, nie mogąc się wyprostować… sam nie wiem, jak tego dokonał.
No i w międzyczasie poświęcaliśmy się również innym projektom…
Axl w przerwach śpiewał w AC/DC, zastępując Briana Johnsona. To, jak wiadomo, było niespodzianką dla wszystkich. Jednak Axl nie mógł powiedzieć: nie. Gdyby swego czasu Prince poprosił mnie, żebym zastąpił któregoś z jego muzyków, ja też powiedziałbym: ‘Po prostu muszę to zrobić’.
Jaki był najlepszy aspekt tej trasy?Tłumy publiczności – niezależnie od tego, gdzie graliśmy.
I nasza postawa; to, że mimo wszystkiego, co wydarzyło się dawniej, staliśmy za sobą murem.
Na początku tego roku zapowiedziałeś, że możemy spodziewać się nowej płyty Guns N’ Roses. Jeżeli ta rzeczywiście się ukaże, czy będziesz mógł powiedzieć, że umrzesz jako szczęśliwy człowiek?Myślę, że wszystko, co robię, składa się na moja spuściznę. Tym niemniej, zamierzam pozostać w obiegu jeszcze trochę.
Źródło ŹródłoŹródło