Była godzina 17:30 czasu lokalnego, kiedy dotarliśmy pod cudowny obiekt,
zwany Carling Academy Brixton, do którego był już przyklejony
dłuugi sznur fanów Velvet Revolver... ustawiłem się za nim grzecznie ze
Śliwką w oczekiwaniu na Jędrusia, który pędził z pracy. Nie minęło 15
min. kiedy J.J. nas znalazł i powiedział, że mnie (osobę posiadająco
VIPowski bilet) kolejka nie obowiązuje- I PRAWDA
Stanąłem przed
wszystkimi z grupą 10 osobową (później zamieniła się w ok. 50 osobową)
wybrańców mających spotkać zespół osobiście!
Otworzyły się drzwi- bardzo miła pani zaczęła skrupulatnie rozdawać
białe koperty i zabierać potwierdzenia przelewu i dane osoby, która
zamawiała ten bilet- myślelismy, że będzie w tym miejscu problem,
ponieważ to J.J. zamawiał mi bilet, ale nic barzdiej mylnego- pani się
uśmiechnęłą, kiedy usłyszała, że to "gift" i pozwoliła już tylko mi
wejść na korytarz...
W kolejce trzymałem koszulkę do podpisania i zwinięty obraz dla Slasha,
przy czym starałem się odpakować białą kopertę, którą dostałęm na
wejściu... Poczułem się tak szczęśliwy, kiedy wyleciało z niej
zalaminowane na sznurku zaproszenie na backstage, zdjęcie zespołu, oraz
kostki do gitary!!!
Kolejka posuwała się z 1m/5min, bo co chwila ktoś za nas dochodził a już
brakowało miejsca na tym krótkim korytarzyku.
W końcu nastała ta chwila- ta miła pani- przewodniczka kazała nam iść za
sobą- przedzierając się przez wąskie i niskie (przynajmniej dla mnie)
korytarze doszliśmy całą ekipą do TEGO (!) miejsca- czyli zwykłego
stolika przykrytego jakąś kolorową szmatką i 4 krzesła
Jeszcze parę
instrukcji po angielsku i czekanie...
Oczywiście kto pierwszy się pojawił? SLASH!!! Po nim wszedł Matt z
Duffem i na końcu Dave (zabrakło wokalisty Scotta, ale ja mam go
osobiście w pępku i dla mnie nie był ważny w tym składzie- przynamniej
skurw.. potwierdził jaki ma stosunek do fanów, a przede wszystkim to, że
faktycznie Velveci się rozpadają i niedługo chłopcy zaczną szukać nowego
wokalisty). Wracając do samego Ich wejścia- to napawdę niesamowite
uczucie, kiedy do tego samego pomieszczenia, w którym oddychasz i serce
Ci się wyrywa z klaty wchodzą Twoi Idole, których słuchasz i na którch
punkcie masz świra już dobre paręnaście lat, których oglądasz codziennie
w internecie, na teledyskach i koncertach, których plakaty wieszasz na
ścianie... to jest wrażenie jakby do pokoju wchodziły postaci z wosku,
posągi, które nawet jak otworzą usta i coś powiedzą, to Ty nadal w to
nie wierzysz! Byłem, jak wcześniej wspominałem ok. 10 w kolejce, so
wszystko widziałęm jak na dłoni... Slash sobie usiadł wygodnie i
pierwsze co, to włożył papierosa do ust, ale chyba ze wzgledów
bezieczeństwa ktoś mu to odradził, so zaczął bawić się zapalniczką
Ludzie zaczęli podchodzić do zespołu z gadżetem do podpisania... w tym
momencie mój orgazm był podobny do tego sprzed 2 lat, kiedy to Axl
złapał moją flagę!
Nastała moja kolej- zdenerwowany podszedłem do Dave'a, który zapytał się
co przyniosłem do podpisania, kiedy rzuciłem na stół koszulkę,
uśmiechnął się i odpowiedział ze zdziwieniem: "Wow! Cool! T-shirt!" Po
podaniu mu dłoni przeszedłem do Duffa, przy którym już podałem Slashowi
obraz, mówiąc że to "small gift", Slash spojrzał na mnie i z uśmiechem
na twarzy odpowiedział "not so small
", po czym dodał: "what is
that?", ja kalecząc piękny angielski odpowiedziałem tylko, że "my
paint", nie zrozumiał za pierwszym razem, więc spytał ponownie, ja
odpowiedziałem tak samo i wtedy kiedy mnie zrozumiał uśmiechnął się
jeszcze bardziej i powiedział coś w stylu "ok! Great! Thx" i odłożył
płótno na bok, jeszcze ostatni członek zespołu, czyli Matt i pamiątkowe
zdjęcie (które dostanę za jakiś czas)- Matt mnie poprosił, abym
przytrzymał koszulkę, w tym momencie zagadał mnie jeszcze Duff, pytając
się z ciekawości "Where are you from? ...Greece?" a ja odparłem, że "no,
I came from Poland" -"Oooo...Poland, it's cool" i po tych słowach
stanąłem za zespołem do pamiątkowej foty... Ta magiczna chwila trwała
może z 0,5 min, ale dla mnie jako fana każdy ruch, gest był
niezapomniany, jeszcze po mnie było z 2 facetów i w końcu Matt nie
wytrzymał i się zapytał: "Where are girls?" po czym pojawiła się
pierwsza fanka i chłopacy odetchnęli z ulgą i z uśmiechem na twarzach...
Niestety nie mogliśmy stać tam dłużej i pan poprosił nas abyśmy opścili
salę- wtedy zleciałem na dół i niepostrzeżenie dla jednego z ochrony
udałem się pod samą scenę (niestety nasze bilety były na Circle, czyli
na balkon)! Skakałem pod nią jak podczas Gunsów. Niestety! Skrupulatni
j*b.. anglicy zaczęli raz jeszcze sprawdzać bilety i jeden z ochrony
odprowadził mnie na balkon- miejsca okazały się jednak lepsze niż
przypuszczałem- zespół miałem jak na dłoni- spokojnie odłożone gadżety i
piwko pod nogami, a za sobą jakiś tysiąc fanów. Nogi mi same latały...
2 niezłe supporty, kupno pamiątki z Londynu- koszulki z tournee VR 08
i czekanie na koncert...
Nie będę już opisywał całej setlisty i niezapomnianych chwil przy każdym
osobno utworze, ale powiem, że to było COŚ!: 3 utwory Gunsów, solówki
Slasha, którego wszędzie było pełno na scenie- biegał, skakał, cieszył
się grą...COŚ CUDOWNEGO!
Po koncercie jak to ja, straciłęm głos... Więcej
opowiem jak wrócę