Zgadzam się. Też mnie wnerwia w koncertach z "get In the ring tour" to tzw. show, czyli permanentne rzucanie statywem przez rudego, przebieranie się, czy fochy do publiczności jak np. w Argentynie 92' czy St. Louis. Natomiast muzycznie były najlepsze. Z tego okresu najbardziej mi się podoba paryż 92' i argentyna 92'.
Ze starszych czasów oglądałem niewiele koncertów, dodatkowo nie są zbyt dobrej jakości, pomijając Ritz. Za to tam był właśnie luz, po prostu wychodzili i grali. Nie przeszkadzały im mokre koszulki na plecach czy publiczność.
Na nowych koncertach już nie ma tego klimatu co kiedyś, więc żąden mi się tak naprawdę tak bardzo nie podoba, oprócz bąbla, którego mógłbym oglądać dla chociażby samych popisów na gitarze.