Reno, myślę że jednak nie znasz takiego stresu. Dla Slasha to jest już teraz zjawisko pozytywne i motywujące. Co innego śpiewać w chórze, a co innego przez 30 lat dzień w dzień być przed kamerami i wielotysięczną publicznością
On jest przyzwyczajony do tego, tremę to on może ma przez pierwsze dwa takty otwierającego setlistę utworu, potem to już jest luz.
Tak w ogóle widać, że po odstawieniu drugów i alko, Slash strasznie się powiększył. Ramiona, tors, nogi. Metamorfoza jest bardzo widoczna gdy ogląda się VR np. z 2005 roku, a potem z 2007. W dwa lata człowiek się tak radykalnie nie zmienia, chyba że rzuca np. fajki i przybiera na masie całym ciałem.
Moim zdaniem najlepszy numer z Contraband, lepszy nawet od Slithera i Fall to Pieces. Prawdziwy, mocny rock&roll. Do tego na koncertach bardzo fajnie zaaranżowany - w pewnym momencie wyciszenie, Matt gra na gongu od Zildjian'a, a potem stopniowe zwiększanie napięcia i mocne pie*dolnięcie. Jak u Hitchcocka