Autor Wątek: Duff - fragment autobiografii  (Przeczytany 4037 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline mafioso

  • Marketing
  • Street of dreams
  • *******
  • Wiadomości: 12083
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +2229
    • As Koncertowy
Duff - fragment autobiografii
« dnia: Maja 05, 2015, 03:37:33 pm »
+2
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa SQN prezentujemy fragment autobiografii Duffa.

"Znałem wielu ćpunów. Sporo nałogowców umarło lub do dzisiaj prowadzi beznadziejny tryb życia. Z niektórymi osobiście doświadczyłem cudownych rzeczy, kiedy jako dzieci razem tworzyliśmy muzykę i czekaliśmy na nadejście przyszłości. Oczywiście nikt nigdy nie planuje, że będzie ćpunem lub alkoholikiem. Niektórzy ludzie potrafią w młodości eksperymentować, a później przestać. Inni nie.

Kiedy Guns N’ Roses zaczęli się pojawiać w publicznej świadomości, byłem znany z tego, że dużo piję. W 1988 roku MTV wyemitowało koncert, podczas którego Axl przedstawił mnie – jak zwykle – jako Duffa „Króla Piwa” McKagana. Niedługo potem dostałem propozycję od przedsiębiorstwa produkcyjnego pracującego nad nowym serialem animowanym – zadzwonili do mnie i zapytali, czy markę piwa w serialu mogą nazwać Duff. Zaśmiałem się i powiedziałem, że oczywiście, nie ma żadnego problemu. Pomysł brzmiał jak tani projekt artystyczny czy coś w tym rodzaju – no bo kto tworzył kreskówki dla dorosłych? Nie wiedziałem, że serial miał zyskać tytuł Simpsonowie i że po paru latach będę widział butelki z piwem Duff wszędzie, gdzie dotrzemy podczas trasy.

Mimo to reputacja, którą zyskałem przez picie, nie wydawała się niczym wielkim. Ale kiedy jako Guns N’ Roses w latach 1991–1993 spędziliśmy dwadzieścia osiem miesięcy w trasie promującej albumy Use Your Illusion, moje spożycie osiągnęło naprawdę epickie rozmiary. Na czas tego tournée Gunsi wynajęli prywatny samolot.  Nie był to mały odrzutowiec, a prawdziwy 727 wypożyczony od kasyna MGM, z sofami i osobnymi sypialniami dla członków zespołu. Slash i ja „ochrzciliśmy” samolot podczas dziewiczego lotu, jeszcze zanim oderwaliśmy się od ziemi, paląc razem koks. (Przy okazji, nie polecam – wszystko przesiąka tym zapachem). Nawet nie pamiętam występu w Czechosłowacji; zagraliśmy na stadionie w jednym z najpiękniejszych miast Europy Wschodniej, niedługo po upadku muru berlińskiego, i wiem, że odwiedziłem kiedyś ten kraj, tylko dzięki pieczątce znalezionej w paszporcie.

Nie było już pewne, czy jestem jedną z tych osób, które mogą eksperymentować w młodości, a później przestać.

Codziennie się upewniałem, że po przebudzeniu znajdę obok łóżka butelkę wódki. W 1992 roku spróbowałem skończyć z piciem, ale już po kilku tygodniach wróciłem do nałogu z podwójną siłą. Po prostu nie umiałem przestać. Byłem stracony. Włosy zaczęły mi wypadać kępkami, a kiedy sikałem, bolały mnie nerki. Moje ciało nie potrafiło znosić silnych ataków alkoholu i okrutnie się na mnie mściło. Kokaina wyżarła mi dziurę w przegrodzie nosowej, więc ciągle ciekło mi z nosa jak z nieszczelnego kranu w zaniedbanej toalecie. Miałem popękaną skórę na dłoniach i stopach, ropnie na twarzy i szyi. Żeby móc grać na basie, musiałem pod rękawiczki zakładać bandaże.

Jest wiele sposobów na odbicie się od dna. Niektórzy ludzie idą prosto na odwyk, inni do kościoła. Niektórzy udają się na spotkania AA, a jeszcze inni kończą w trumnie. Czułem, że zmierzam właśnie tam.

Na początku 1993 roku mój problem z kokainą był już tak poważny, że przyjaciele – z niektórymi wspólnie wciągaliśmy i paliliśmy crack – zaczęli poruszać ten temat i kiedy wróciłem do domu w czasie przerwy w trasie, starali się nie dopuszczać do mnie dilerów. Ja jednak miałem swoje sposoby na oszukanie wszystkich dobroczyńców. W L.A. zawsze był jakiś sposób.

Okłamywałem się, wmawiając sobie, że tak naprawdę nie jestem uzależniony od kokainy. W końcu nie chodziłem na kokainowe party i nigdy nie ćpałem sam. W sumie to nienawidziłem koki. Brałem tylko ze względu na praktyczne rezultaty: efekty stymulujące łagodziły działanie alkoholu, dzięki czemu zyskiwałem możliwość picia przez dłuższy czas – często przez wiele dni. A właściwie to prawie zawsze przez wiele dni.

Ponieważ się uparłem, że nie stanę się stereotypowym „gościem od koki”, nie posiadałem porządnych młynków, które ułatwiłyby mi wciąganie. Po prostu otwierałem woreczek, łamałem narkotyk na mniejsze kawałki, co było nietrafionym rozwiązaniem, i wciągałem takie większe fragmenty. Oczywiście wiedziałem, że ta prymitywna metoda daje mi się we znaki. Wnętrze mojego nosa zawsze piekło; czasami do tego stopnia, że zwijałem się z bólu.

Wtedy żona mojego głównego dilera koki, Josha, zaszła w ciążę. Zacząłem się martwić, że sama nie przestała brać. Jedna zasada, która nigdy nie wypłynęła z mojego dziurawego systemu wartości: prawie wszystko może być uznawane za fajną zabawę, jeśli bawisz się tylko i wyłącznie własnym życiem, ale stwarzanie zagrożenia dla innych ludzi jest nie do zaakceptowania. Nie miałem zamiaru przyczyniać się do ranienia niewinnej osoby trzeciej. Nie chodziło o zwykłą ludzką przyzwoitość. Pochodzę z dużej rodziny i wówczas miałem około dwadzieścioro troje siostrzeńców i siostrzenic, a każdego z nich znałem od ich narodzin. Zamierzałem więc się wtrącić do życia Josha i jego żony Yvette i zmusić ją do rzucenia nałogu. Nie świeciłem jeszcze przykładem, ale zaoferowałem, że zapłacę jej za odwyk. Obydwoje gorąco zapewniali, że przestała brać, bo przecież nigdy w życiu nie zrobiłaby czegoś takiego, nosząc dziecko w brzuchu. Uznałem, że to podejrzane.

Podczas jednego z weekendów dołączyli do mnie i moich znajomych w domku wypoczynkowym, który kupiłem w Lake Arrowhead, w górach, na wschód od L.A. Josh oczywiście kupił narkotyki, a ja udostępniłem jemu i jego małżonce sypialnię na parterze. Widziałem, że Yvette jest naćpana. Żeby potwierdzić swoje przypuszczenia, zakradłem się do ich pokoju i zobaczyłem, jak się pochyla i wciąga kreskę kokainy. Dopiero kiedy ujrzałem to na własne oczy, uświadomiłem sobie, że sam stoczyłem się na samo dno. Zagubiłem się. Wyrzuciłem ich z domu i powiedziałem, że nie chcę ich już nigdy widzieć. Byłem wściekły – na nich i na siebie.

Tego samego dnia rzuciłem kokainę i piłem przez dwa koszmarne tygodnie poważnej depresji.

Mimo że po zrezygnowaniu z ćpania efekty picia stały się bardziej widoczne, alkohol dawał dużo mniejszego kopa niż dragi. Dzisiaj już wiem, czym jest biała gorączka. Kliniczna definicja delirium tremens mówi, że to ciężki stan psychotyczny występujący u niektórych ludzi cierpiących na chroniczny alkoholizm, charakteryzujący się niekontrolowanymi drżeniami mięśniowymi, ostrymi halucynacjami, silnymi zaburzeniami lękowymi, zwiększoną potliwością i nagłym poczuciem strachu. Kiedyś wiedziałem tylko tyle, że nie jest to przyjemne. Byłem bardzo chory. Doprowadziłem swoje ciało do tak strasznego stanu, że przypominałem osobę po radioterapii.

Podczas trasy Use Your Illusion samotnie nagrywałem piosenki, zaszywając się w studiach nagraniowych. Ten projekt pozwalał w dużym stopniu zabijać czas, który w innym wypadku spędziłbym, pijąc. Nie wiedziałem, po co tak naprawdę tworzę nagrania demo. Jedno z nich – moja wersja piosenki Johnny’ego Thundersa You Can’t Put Your Arms Around a Memory – trafiło na Spaghetti Incident? GN’R, album z coverami wydany tuż po zakończeniu trasy Use Your Illusion.

Podczas tych sesji grałem na wszystkim – perkusji, gitarze, basie. Czasem też śpiewałem i jeśli wsłuchasz się w muzykę, usłyszysz, że podczas wykonywania niektórych piosenek nie byłem w stanie oddychać przez nos. W którymś momencie trasy towarzyszący nam przedstawiciel wytwórni zapytał, gdzie znikam podczas wolnych dni. Powiedziałem mu. Kiedy Tom Zutaut, dzięki któremu Gunsi podpisali kontrakt z Geffen Records, usłyszał o moich nagraniach, zapytał, czy chciałbym podpisać kontrakt na karierę solową. Powiedział, że firma Geffen mogłaby wydać moje utwory jako album. Wiedziałem, że prawdopodobnie ma w tym jakiś interes – doszło do rozpadu Nirvany i Pearl Jam, więc pewnie stwierdził, że ze względu na moje pochodzenie oraz powiązania z kulturą punkową wytwórni łatwiej będzie wzmocnić pozycję GN’R. Miałem to gdzieś. Dla mnie była to szansa na zrealizowanie marzenia. Dorastałem jako fan Prince’a, który na swoim debiutanckim albumie zagrał na ponad dwudziestu instrumentach, dzięki czemu przy płycie mogła się ukazać informacja: „Napisane, skomponowane, zagrane i nagrane przez Prince’a”.

Fajnie, mój własny album stworzony – w większości samodzielnie – na wzór muzyki tego artysty rozejdzie się na całym świecie.

Geffen wydał Believe in Me już w 1993 roku, tuż przed końcem trasy Illusion. Axl wspomniał o tym podczas kilku ostatnich koncertów. Nawet ja zacząłem promować ten krążek, ciągle przebywając jeszcze z Gunsami w Europie. Kiedy miałem podpisywać albumy w Hiszpanii, pojawiło się tylu ludzi, że policja musiała zamknąć ulicę przed sklepem w obawie przed zamieszkami.

Moje tournée było zaplanowane tuż po ostatnich koncertach GN’R – dwóch finałowych występach w Buenos Aires w Argentynie w lipcu 1993 roku. Trasa miała się rozpocząć w San Francisco, L.A. i Nowym Jorku, a następnie miałem supportować Scorpionsów podczas ich trasy po Europie. Po powrocie z Argentyny do L.A. dołączyłem do grupy przyjaciół i znajomych, którzy mieli wyruszyć razem ze mną. Rozpoczęli próby jeszcze przed moim przyjazdem do domu. Wspólnie bardzo przyspieszyliśmy przygotowania do podróży.

Kiedy Axl usłyszał, że planuję kontynuować trasę, zaraz do mnie zadzwonił.
– k***a, zwariowałeś? Nie powinieneś teraz wyjeżdżać. Sama myśl o tym to szaleństwo.
– To jedyna rzecz, jaką potrafię – odpowiedziałem. – Granie muzyki.

Wiedziałem też, że jeśli zostanę w domu, pewnie wpadnę w jeszcze większy ciąg narkotykowy. Nie łudziłem się, że rzucę nałóg, ale w trasie – z zespołem złożonym z moich przyjaciół punkrockowców z Seattle – przynajmniej miałem szansę trochę go ujarzmić i trzymać się z daleka od koksu. Jeśli zostałbym w L.A., pewnie nie potrafiłbym się oprzeć pokusie. Zarząd GN’R wysłał ze mną Ricka „Trucka” Beamana, mojego osobistego ochroniarza z trasy Use Your Illusion. W tamtym momencie jego troska o mnie wydawała się wykraczać poza obowiązki zawodowe. Jak prawdziwy przyjaciel zdobył się na okazanie głębokiego, osobistego zainteresowania i próbował niwelować szkody, które sam sobie wyrządzałem. Teraz wreszcie mieliśmy wspólny cel – przynajmniej w odniesieniu do kokainy.

Ale Axl miał rację. Już przed pierwszym koncertem w San Francisco moja ówczesna żona Linda wdała się za kulisami w bójkę z inną dziewczyn i straciła ząb. Wszędzie tryskała krew.

Na koncercie w Webster Hall w Nowym Jorku pojawiły się Anioły Piekieł i doszło do bijatyki. Krzyczałem na fanów, żeby się uspokoili. Sądziłem, że mogę coś zmienić.

Po występie ludzie próbowali się dostać za kulisy, ale chciałem być sam.
– Jestem zbyt zmęczony – powiedziałem ochronie. – Nie wytrzymam tego.
W głowie rozbrzmiewały mi słowa z Just Not There, jednej z piosenek z Believe in Me, które graliśmy na scenie:

„Wiesz, że szukam, ale nie potrafię znaleźć żadnych powodów,
Dla których miałbym się zmierzyć z kolejnym dniem,
Bo głęboko w środku czuję, jakbym się czołgał,
Powoli zanikał, zanikał….”

 

Duff McKagan w Los Angeles, USA 04.04.2019

Zaczęty przez Zqyx

Odpowiedzi: 0
Wyświetleń: 1324
Ostatnia wiadomość Maja 08, 2019, 08:29:21 pm
wysłana przez Zqyx