To "mówię"! Śniło mi się, że byłam w jakimś starym budynku. Coś jak opuszczona szkoła albo ośrodek kolonijny. Szłam nocą bardzo słabo oświetlonym korytarzem nasłuchując. Mijałam drzwi, żółtawe światło czasem przygasało. Żywej duszy nie uświadczysz. Za zakrętem zobaczyłam przepiękną futrynę podobną jak w we wraku Titanica. Zatrzymałam się. Zaczynała ona jakieś większe pomieszczenie. Zrobiłam krok do przodu. Przede mną rozciągała się głęboka ciemność, w której nic nie mogłam zobaczyć. Wyciągnęłam przed siebie jedną rękę i zaczęłam powolutku iść przed siebie tam gdzie jeszcze docierało światło. Ciemność była taka niezwykła, pociągająca, ciekawa. Patrzyłam w nią i miałam wrażenie, że coś mnie tam woła, jakbym była złapana na jej lasso. Chciałam jej dotknąć. Byłam już o krok... Gdy nagle ktoś mocno złapał mnie za spuszczoną w dół rękę i odciągnął. Wyrwana jak ze snu natychmiast odwróciłam się i zobaczyłam bardzo spiętego i zdenerwowanego Slasha. Bez żadnych wyjaśnień, bez jednego słowa ciągnął mnie za sobą. Otworzył jakieś drzwi, nakłonił mnie żebym weszła i zaraz gdy byliśmy już w pokoju zamkną je i szybkim krokiem udał się na jedyną wolną prycz. Usiadł na niej opuścił głowę i mocno ścisnął ją rękami. Był wyraźnie czymś zdenerwowany, wystraszony. Chciałam się dowiedzieć co się dzieje i usiadłam obok niego na łóżku ale ten szybko się odsunął. Naglę na sąsiednich łóżkach zaczęli wiercić się ludzie. Z jednego wstał Axl, na drugim usiadł Duff, a spod trzeciej kołdry wychylił się Steven. Patrzyłam po nich ze zdziwieniem. Już zaczęli mi l\tłumaczyć ale ja się obudziłam. Długo myślałam co to mogło znaczyć. I w końcu doznałam olśnienia! W tej ciemności były inne "nowe" zespoły XXI wieku. W tym czasie w moim życiu przechodziłam przez "wewnętrzne rozdarcie". Nie miałam pojęcia kim jestem i co lubię. W tym śnie Slash pokazał mi, gdzie jest moje miejsce.