Richard Black jest wokalistą hard rockowego zespołu z Los Angeles o nazwie Shark Island.
Niedawno udzielił wywiadu „Misplaced Straws”. Cofnął się w nim pamięcią do lat osiemdziesiątych i przypuścił w nim atak na Axla, który miał „skopiować” jego sceniczne zachowania i zapomnieć o tym „długu”, kiedy Guns N’ Roses się wybili.
„Początkowo unikałem tego tematu i nie chciałem o tym gadać”, powiedział Black. „Miałem ku temu swoje powody, bo gdybym przemówił, być może zinterpretowano by moje słowa jako przejaw zazdrości. […] Dlatego wolałem milczeć. Ale teraz, kiedy pod mostami przepłynęło tyle mętnej wody, mam już to wszystko gdzieś. A to, co robi Axl, gwoli szczerości wcale mi się nie podoba”.
„Kiedyś parałem się tańcem nowoczesnym. I tego się w życiu imałem. Byłem wokalistą, autorem piosenek, tancerzem… Spędziłem mnóstwo czasu na treningach i tysiące godzin na scenie. […]
Co tydzień występowałem w Gazzarri’s. To było w czasach, kiedy ludzie nie byli przyklejeni do telefonu, za to nagrywali kasety VHS. […]
W każdym razie pewnego razu poszedłem do mieszkania Axla. Akurat odbywała się tam jakaś impreza. W salonie stał telewizor, a nad nim osiem czy dziesięć kaset VHS. Każda z nich była opatrzona napisem ‘Shark Island’. [Axl] nagrywał nasze koncerty. Serce mi pękło, kiedy to zobaczyłem”.
„Nie był tak dobry jak ja. Nie próbuję się wywyższać ani nic takiego, ale taka jest prawda. Weźmy na przykład
Welcome To The Jungle. Klip do tej piosenki bardzo różni się od późniejszych teledysków Guns N’ Roses. Mam na myśli i Axla, i pozostałych. Atmosfera była zupełnie inna, [Axl] był ubrany zupełnie inaczej. […] Robił dokładnie to, co i ja usiłowałem robić.
Gdybyś zobaczył klip do
Welcome To The Jungle, a potem przypomniał sobie to, co działo się w Gazzarri’s, podobieństwo rzuciłoby ci się w oczy”.
„Wiem, że to brzmi okropnie, jak gdyby przemawiała przeze mnie zazdrość… a nie przemawia. Ale gdybym był na jego miejscu i coś takiego by się wydarzyło, nawet mimochodem”, ciągnął Black, „zaoferowałbym pomoc. Latami nie mogliśmy się doprosić o kontrakt na płytę. Rodził się grunge, sytuacja się zmieniała… Dla nas było już za późno, ale ktoś [z Guns N’ Roses] mógł coś powiedzieć, wspomnieć o nas w wywiadzie, zrobić cokolwiek… Wiedzieli przecież, jak było wtedy trudno. […]
Takie są fakty. Szczerze? Już mi to zwisa. Moje życie potoczyło się inaczej, niż to sobie zaplanowałem, na dłuższą metę dochodzę jednak do wniosku, że prawdopodobnie tak jest lepiej. Kto wie, może w przeciwnym razie już bym nie żył”.
Źródło