Niby jesteśmy na półmetku weekendu ze Slashem, ale... pokuszę się o drobne podsumowanie.
O ile powtarzanie fragmentów wywiadu mnie nie wkurza - bo nie każdy musiał mieć czas rano, żeby obejrzeć program, o tyle sam weekend... powoduje poczucie niedosytu. Slash to przecież nie tylko najnowszy projekt z Mylesem Kennedym, to nie tylko Guns n' Roses, ale także np. Velvet Revolver, czy Snakepit, o pierwszej solowej płycie Slasha już nawet nie wspominam, bo to oczywistość. Natomiast RBL. TV raczy nas czterema, w porywach do pięciu tymi samymi teledyskami związanymi ze Slashem, co jeszcze dałoby się wytrzymać, gdyby nie to, że po drodze mamy jeszcze masę bloczków reklamowych, Patrycję Markowską i wielu innych wykonawców, których związek ze Slashem jest żaden. Gdyby ktoś poświęcił moment na to, kim jest Slash, jakie są jego inspiracje, kogo mógł zainspirować - i sięgnął po klipy tych wykonawców, to byłoby super, ale nie, bo po co.
Nazwać produkt szumnie weekendem ze Slashem potrafi każdy, zamiast weekendu wolałbym dwie godziny ze Slashem, ale wypełnione materiałem Slashopodobnym, a nie takim czymś. Dobrze, że mam nagrywarkę i oglądam to sobie po fakcie, bo na żywo... cóż... Nie wiem, czy to biblioteka teledysków RBL. TV jest tak uboga, jeśli chodzi o klimaty Slashopodobne, czy redaktorzy zajmujący się tym programem nie przyłożyli się do swojego dzieła. Zmarnowany potencjał.