W niedawnej rozmowie z Davidem Slavkovicem lider LA Guns i współtwórca Guns N’ Roses, Tracii Guns, opowiedział o najwcześniejszych latach GNR. Zawsze fascynowały mnie początki Guns N’ Roses. W skład zespołu wchodziło dwóch członków, o których zazwyczaj się nie pamięta. Byli to perkusista Rob Gardner i basista Ole Beich. O tym ostatnim właściwie niczego nie wiadomo. Jak długo był w zespole i dlaczego odszedł? Około roku 1982 Ole przybył do Los Angeles z Danii. Stamtąd pochodził, tam grał w Mercyful Fate. Wydaje mi się, że na swoim koncie miał także współpracę z solowym Kingiem Diamondem.
Pewnego dnia przyjechał do Los Angeles. Poznałem go za pośrednictwem przyjaciela. Chciał być członkiem LA Guns, ponieważ graliśmy podówczas ciężką muzykę. Naszym wokalistą był Axl.
Na bębnach grał Rob Gardner. Chodziłem z nim do szkoły średniej i właściwie mogę powiedzieć, że założyliśmy LA Guns razem (w roku 1983).
Podczas jednego z koncertów nasz menedżer wylał Axla. Jeszcze tej samej nocy po tym zajściu… a dodam, że wtedy mieszkaliśmy razem… postanowiliśmy, że zmienimy nazwę zespołu. Od tamtej pory graliśmy jako Guns N’ Roses.
[Wkrótce potem] dołączył do nas Izzy [Stradlin] i odtąd w skład zespołu wchodzili Rob Gardner, Ole Beich, ja, Izzy i Axl.
Z tego, co pamiętam, to Ole odszedł jako pierwszy. Naprawdę zależało mu na tym, żeby grać metal, a w naszej muzyce pojawiły się wpływy bardziej bluesowe z niewielką domieszką glam rocka. Jemu to nie odpowiadało, chciał robić co innego. Niestety nigdy nie znalazł tego, czego szukał. A kiedy [w 1985] odszedłem z Guns N’ Roses i zacząłem grać z LA Guns, oba te zespoły naprawdę dobrze sobie radziły.
Z czasem Ole nabawił się depresji, a w końcu, na początku lat dziewięćdziesiątych, utonął [w Danii].
Byłem naprawdę przywiązany do tego gościa. Był poważnym człowiekiem z wielkim poczuciem humoru. Bardzo mi pomógł. Był ode mnie jakieś dziesięć lat starszy. Świetny facet.
Co do Roba… Był wybitnym perkusistą. Kiedy grał w Guns N’ Roses, dziewczyna postawiła mu ultimatum: zespół albo ja. Rzucił zespół, a potem ona rzuciła jego. Nie miał szczęścia…
Byłeś gitarzystą oryginalnego składu Guns N’ Roses. Wiemy, w jakich okolicznościach odszedłeś z zespołu i jak znalazł się w nim Slash. Jak zareagowałeś, kiedy w 1987 po raz pierwszy usłyszałeś „Appetite for Destruction”? Jakie były twoje wrażenia? Właśnie nagrywałem z LA Guns pierwszą płytę, kiedy ktoś z [wytwórni] Geffena przesłał mi kasetę z „Appetite for Destruction”. Album był tuż po masteringu.
Byliśmy w Village Recorder. Przeniosłem się do innego pomieszczenia – pamiętam, jakby to było wczoraj. Puściłem kasetę i to było jak uderzenie obuchem. Była zaje***sta! Brzmiała jak nowe Aerosmith, ale z większym pazurem. Taka była moja pierwsza myśl.
Kiedy zaczęło się „It’s So Easy” i usłyszałem wokal Axla, byłem pod wielkim wrażeniem. Pokochałem tę płytę.
Wróciłem do studia i powiedziałem coś w rodzaju: „Hej, chłopaki, zróbmy sobie przerwę. Musicie posłuchać tej płyty Guns N’ Roses!”. A oni mieli to w dupie. Odpowiedzieli coś w stylu: „Obchodzi cię to, bo sam grałeś w tym zespole”… bla, bla, bla.
„Nie, to po prostu zaje***sta płyta”, odparłem, ale im naprawdę to zwisało, dopóki sami jej nie wysłuchali. Dopiero wtedy przyznali mi rację.
Płyta jest nawet więcej niż zaje***sta, jest powalająca! Rewelacyjna. Słucham jej po dziś dzień.
Czy sądzisz, że decyzja o odejściu z zespołu była dla ciebie dobra? Uważasz, że dobrze się stało, że Gunsi zaczęli grać ze Slashem? Czy kiedykolwiek się nad tym zastanawiasz? Taaak… Szczerze mówiąc, przez długi czas o tym nie myślałem. Slash grał w Hollywood Rose w tym samym czasie, kiedy w LA Guns byli Axl i Izzy.
Mieli już kilka piosenek. Slash był fanem Guns N’ Roses. Robił dla nas ulotki i tego typu rzeczy. Dlatego to miało dla mnie sens. Poza tym podczas występów na żywo Slash był dla Axla kontrastem, podczas gdy ja i Axl byliśmy do siebie dosyć podobni.
Kiedy jeszcze grałem w Guns N’ Roses, podobał mi się Randy Rhoads i próbowałem przemycić te inklinacje do naszej muzyki. Slash przeciwnie, miał określony, bluesowo-rockowy styl, który towarzyszył mu przez całą karierę. A zespół tego właśnie potrzebował.
Nie sądzę, że Gunsi byliby tym, czym są dzisiaj, gdybym z nimi został.
Czy w ciągu tych wszystkich lat utrzymywałeś kontakt z kimś z zespołu? Na przykład z Izzym albo Axlem? Nadal jesteście w kontakcie? Nie, nie utrzymuję z nimi kontaktu, ale to nie znaczy, że nie widuję nikogo z Gunsów. Axla nie widziałem mniej więcej od roku 1988, jednak kilka razy zdarzyło mi się spotkać z Duffem, parokrotnie grywałem też ze Slashem.
Co do Izzy’ego… Gadaliśmy może jakieś 10 lat temu. To wszystko.
Źródło