Tracii Guns, gitarzysta oryginalnego składu Guns N’ Roses, rozmawiał ze Scottem Nathanem z The Bad Decision Podcast.
Przy tej okazji mówił o swoich latach w GNR.
Zapytany o to, jakim współlokatorem był Axl Rose, odparł:
„Świetnym! W przypadku Axla ciekawe jest to, że on naprawdę potrafi odróżnić rzeczy dobre od tych złych. Od tego trzeba zacząć. Jest inteligentny, odpowiedzialny, nie boi się prosić o pomoc, kiedy jej potrzebuje, i zawsze jest gotów pomagać innym. To naprawdę porządny człowiek”.
„Mieliśmy świetne relacje”, dodał Tracii. „Przez kilka lat byliśmy nierozłączni. Potem powiedział mi, że cierpi na… Jak to się nazywało? Psychoza maniakalno-depresyjna? «Muszę brać leki, ale będzie ok», tłumaczył. Pewnego dnia zniknął z moją koleżanką ze szkoły. Brał ecstasy, przepadł na jakiś tydzień. Kiedy wreszcie zjawił się na koncercie, sprawiał wrażenie, że jest zupełnie inną osobą. «Co jest? Kim jest ten facet», zastanawiałem się. Wówczas objawiło się jego drugie oblicze. Wiedziałem, że sobie z tym nie poradzę. Był dla mnie ważny, dobrze nam się razem tworzyło, dobrze się bawiliśmy…, ale on zapragnął przejąć kontrolę nad wszystkim wokoło. Właśnie wtedy zaczęliśmy zdobywać popularność. Czasem podczas godzinnego koncertu potrafił przegadać 40 minut. Patrzyłem na Izzy’ego. Przyjmował to wszystko biernie, a ja myślałem sobie: «K***a, przecież jestem tutaj po to, żeby grać na gitarze»”.
„Wtedy się zaczęło. Scena należała do Axla. Ludzie to kupili; myślę, że nadal kupują. To, co ma do powiedzenia, rzeczy, które dla fanów są interesujące, jego szczere opinie – dla ludzi to jest ważne, a on naprawdę jest szczery, choć czasami zdarza mu się zrobić krok wstecz i stwierdzić, że chociaż dawniej tak myślał, to przecież człowiek dorasta. W każdym razie jest w tym wielki. Ja jednak byłem wówczas przerażony. I mówiłem sobie, że to już nie jest zespół rockowy, tylko coś zupełnie innego…”.
Link podesłał
@daub Źródło