Tommy Stinson udzielił ostatnio obszernego wywiadu Alabama Life & Culture.
Poświęcił w nim sporo uwagi Guns N’ Roses i „Chinese Democracy”, wspomniał także o swoim poprzedniku, a zarazem następcy w GNR, Duffie. Co jest dla ciebie bardziej stresujące, Tommy: kameralne koncerty solowe czy festiwale albo stadiony z The Replacements i Guns N’ Roses?Jeśli mam być szczery, to na przestrzeni lat grałem już w tylu różnych miejscach, że wszędzie czuję się swobodnie. Ostatnio koncerty kameralne na pewno sprawdzają się lepiej, a to z powodu pandemii. Staramy się zagwarantować fanom możliwie bezpieczne warunki.
Bardzo lubię Bash & Pop. Co ciekawe, kiedy swego czasu pisałem dla „Guitar World” artykuł na temat Guns N’ Roses i z tej okazji porozmawiałem sobie z Gilbym Clarkiem, ten wyznał, że kiedy dołączył do Axla i spółki, zasłuchiwał się w pierwszej płycie Bash & Pop...To miłe!
W 1999 roku przeczytałem w magazynie „SPIN”, że zanim dołączyłeś do Guns N’ Roses, kupiłeś używany egzemplarz „Appetite For Destruction”, żeby nauczyć się partii basowych. Czy to prawda? Jeżeli tak, to czy pamiętasz, który to był sklep i ile zapłaciłeś za tamtą płytę?Nie pamiętam nawet, że coś takiego miało miejsce. Z tego, co kojarzę, to [Gunsi] dali mi płytę. W tamtym czasie nie byłem pewien, co się wydarzy. Nauczyłem się kilku piosenek, poszedłem na przesłuchanie… i zdaje się, że zaiskrzyło. Potem dali mi materiał do opanowania… Nie, naprawdę nie pamiętam, żebym kupował ten album.
Czytałem również, że Duff McKagan był fanem The Replacements. Co wydało ci się interesujące, kiedy uczyłeś jego partii z klasycznego materiału Guns N’ Roses? Bo zdaje się, że jesteś jednym z tych muzyków, którzy wywarli na niego wpływ, co jest dosyć zabawne… Taak… Właśnie to odkryłem – że mamy podobne korzenie. Że jako basistów sporo nas łączy. Owszem, są różnice, ale i wiele podobieństw. A potem, rzecz jasna, poznałem Duffa osobiście i mogę powiedzieć, że się skumplowaliśmy. Tak, bardzo dużo nas łączy. Mam na myśli przede wszystkim punk.
Czy są na „Chinese Democracy” takie utwory, z których jesteś szczególnie dumny? Albo które szczególnie chętnie grywałeś na koncertach?Trudne pytanie. Bo wiesz, nie słuchałem tej płyty od wieków. Na pewno zawsze lubiłem grać tytułowy kawałek. Za to nigdy nie wykonaliśmy na żywo „Riad N’ the Bedouins”…
„I.R.S.” to świetna piosenka.Jest w porządku. No i… jak to szło? „Street of Dreams”? Kolejny fajny utwór. Trudno mi się wypowiadać, kiedy nie mam przed oczami tytułów. Żałuję, że sporo kawałków nigdy nie graliśmy na żywo. Z drugiej strony, wykonywaliśmy ich na tyle dużo, żeby to miało sens. Zresztą z tego, co wiem, [Gunsi] wciąż grają te same kawałki, które były grane za mojej bytności w zespole
[śmiech].
To była ciekawa era. Bardzo się cieszę, że piosenki z „Chinese Democracy” nadal rozbrzmiewają na koncertach Guns N’ Roses. I nadal brzmią dobrze. To trochę jak z The Rolling Stones: skład się zmieniał, ale dzisiaj zespół gra różne utwory z różnych epok.Otóż to!
Zanim zmienimy temat… Czy jest coś, co dzisiaj cenisz u Axla jako wokalisty i człowieka, a co niekoniecznie dostrzegałeś, kiedy pracowaliście razem?Od dawna z nim nie gadałem, ale wiem od ludzi z jego otoczenia, że bardzo dobrze mu zrobiła przerwa od Guns N’ Roses i epizod z AC/DC. Sądzę, że zmiana otoczenia i śpiewanie choćby przez chwilę w zespole kogoś innego miało na niego naprawdę dobroczynny wpływ. Wiem to od osób, które towarzyszyły mu w trasie. Kilka razy spotkałem się z opinią, że to mu dobrze zrobiło.
Czy jest coś, co większość ludzi nie wie o Axlu jako muzyku czy człowieku? Ma zaje***isty zestaw strun głosowych
[śmiech]. To wokalista jedyny w swoim rodzaju, bez dwóch zdań.
Źródło