Autor Wątek: Ron Thal: Zacząłem żyć od nowa  (Przeczytany 4316 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline naileajordan

  • Garden Of Eden
  • ********
  • Wiadomości: 3520
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3616
Ron Thal: Zacząłem żyć od nowa
« dnia: Kwietnia 27, 2018, 03:34:17 pm »
+3
       Ron Thal: Zacząłem żyć od nowa



 

       Jego znany na całym świecie przydomek oznacza infekcję bakteryjną [popodermatitis – zapalenie skóry opuszek palcowych u zwierząt], o której istnieniu dowiedział się od żony-weterynarza. Przed trzydziestu laty grał w zespole Leonard Nimoy, z którym wykonywał covery Guns N’ Roses. Dwie dekady później Joe Satriani polecił go samym Gunsom. Grał z nimi przez osiem lat. 

       Lecz Ron “Bumblefoot” Thal (a właściwie Ronald Jay “Ron” Blumenthal) jest kimś znacznie więcej niż tylko gitarzystą. Jego życie przypomina historie Huntera S. Thompsona. Muzyk często znajdował się w najbardziej nieprawdopodobnych sytuacjach. Imał się właściwie wszystkiego: śpiewał, pisał, produkował, grał. Nazwanie go po prostu gitarzystą byłoby wielkim uproszczeniem.

       Ron znalazł się w zestawieniu ’16 Best Rock Guitarists In The World Right Now’, przygotowanym przez “MusicRadar”, a każdy, kto miał okazję usłyszeć go na żywo, zapewne potwierdzi słuszność tego wyboru. Obecnie Thal gra w grupie Sons of Apollo, a także komponuje muzykę dla telewizji, kina i gier komputerowych. Mimo to starczyło mu czasu, żeby wyprodukować również… serię pikantnych sosów.

       W poniższym wywiadzie Thal opowiedział o swoich pierwszych krokach jako muzyka, życiowych wzlotach i upadkach oraz odrodzeniu po wypadku, który nieomal przypłacił życiem. 


       Opowiedz nam o swoich pierwszych doświadczeniach muzycznych.

       Kiedy miałem pięć lat, wysłuchałem “Alive!” Kiss i w lot pojąłem, że ja też chcę zostać muzykiem. Zacząłem poznawać teorię i grać na gitarze. Założyłem zespół, zająłem się pisaniem piosenek, nagrywaniem demówek i koncertowaniem… i tak to trwa. Namiętnie słuchałem klasyki rocka, rocka z lat sześćdziesiątych, punku, starej szkoły metalu, rocka progresywnego, trochę muzyki klasycznej i jazzu. Pierwsze zetknięcie z muzyką Eddie’ego Van Halena okazało się przełomowe dla mojego stylu gry. Otworzyłem się na coś nowego.   

       Twoja największa przygoda?

       Było ich mnóstwo… właściwie nie mam chwili spokoju! [śmiech] Na przykład przed dwoma laty miałem gościnnie zagrać w Malezji, w ramach dużego festiwalu. Na dziewięćdziesiąt minut przed koncertem zostałem poinformowany, że według urzędników z miejscowego biura imigracji nie mam pozwolenia na występ. Z powodu jakichś problemów z zespołem, z którym grałem w Malezji trzy lata wcześniej. Nie posiadałem się ze zdumienia, zwłaszcza że od tamtego czasu zdążyłem już zagrać w tamtym kraju cztery razy i zawsze wszystko było w porządku. 
       Organizatorzy znaleźli rozwiązanie: podczas koncertu nie miało paść ani moje nazwisko, ani nazwa tamtego zespołu. Zgodziłem się. Tuż przed wyjściem na scenę zostałem poproszony o granie z ukrycia, ponieważ urzędnicy nadal nie zgadzali się na mój występ! Odparłem, że równie dobrze mogę nie wystąpić, i zaproponowałem, że sam porozmawiam z gorliwym urzędnikiem. W odpowiedzi usłyszałem, że to tylko pogorszy sprawę. Ostatecznie powiedziano mi, że mam robić to, co chcę; organizatorzy mieli zająć się resztą. Kiedy wychodziłem na scenę, ostrzegli mnie, że grozi mi aresztowanie. Czułem jednak, że byłem coś winien publiczności, dlatego postanowiłem zagrać. Za mną przez cały czas kręcili się policjanci, gotowi zabrać mnie tuż po koncercie.     
       Organizatorzy kazali im się odsunąć, a gdy koncert dobiegł końca, powiedzieli: „Musisz natychmiast opuścić obiekt!”. Czym prędzej odwieźli mnie do hotelu. Po godzinie otrzymałem wiadomość: miałem jak najszybciej opuścić kraj.
       Nazajutrz wyleciałem z lotniska w Kuala Lumpur. Wszystko dobrze się skończyło. Od tamtej pory często wracałem do Malezji i to zawsze była świetna zabawa. Życie to wielka przygoda i trzeba czerpać z niego pełnymi garściami.

       Winszuję znalezienia się na liście “One of the best rock guitarists in the world”! Czy opowiesz też jakieś mniej przyjemne przygody?

       Dziękuję! Życie lubi rzucać wyzwania. One dają nam okazję, żeby coś poprawić. Ponad dwadzieścia lat temu podpisałem kontrakt, który mocno mnie ograniczał z twórczego punktu widzenia. Całymi latami niczego nie zarobiłem, poza tym straciłem prawa do piosenek, nagrań… wszystkiego. Nie zostało mi nic.
       Zamiast się poddać, założyłem własną wytwórnię i zacząłem uczyć innych muzyków, jak uniknąć nieprzyjemności, które stały się moim udziałem. Z czasem moja muzyka zaczęła się pojawiać w telewizji, grach komputerowych, filmach… a ja zacząłem się z niej utrzymywać. Dawne problemy okazały się okazją, żeby czegoś się nauczyć, dojrzeć i żyć tak, jak zawsze chciałem. 

       Czy dzisiaj można utrzymać się z muzyki?

       Jeżeli masz do zaoferowania coś, co podoba się światu, owszem. Musisz ciężko pracować, odróżniać się od innych i być dobrym w tym, co robisz. Nie, „dobry” to za mało; musisz być wyjątkowy. Muzyk powinien też umieć odpowiednio gospodarować finansami i własnym życiem. Trzeba umieć dawać, dzielić się ze światem tym, co się ma.

       Opowiesz nam o swoich problemach ze zdrowiem po wypadku?

       To było wielkie wyzwanie. Nie byłem w stanie unieść ramion, zacisnąć dłoni w pięści, wyraźnie mówić… Cierpiałem. Ale jeśli człowiek bardzo się stara, szansa na wyzdrowienie jest. Ciężko pracowałem nad tym, żeby odzyskać pełną sprawność, lecz ból nie chciał ustąpić. Lekarze faszerowali mnie lekami, które łagodziły objawy, ale pogarszały ogólny stan zdrowia. 
       Po rocznych cierpieniach wreszcie udało mi się znaleźć odpowiednią terapię. Przestałem łykać tabletki przeciwbólowe, które przepisywali mi lekarze, za to zmieniłem dietę. Żadnych cukrów, żadnych konserwantów. Stan zapalny zmniejszył się, a ból wraz z nim. Znowu zacząłem żyć. Ów wypadek samochodowy nauczył mnie zdrowego życia. I wdzięczności, której do tamtej pory nie znałem. 

 







       
       Źródło:
https://meaww.com/how-ron-bumblefoot-thal-went-from-standing-at-deaths-door-to-becoming-one-of-the-worlds-greatest-guitarists
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 27, 2018, 04:48:30 pm wysłana przez naileajordan »
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline Zqyx

  • Moderator
  • Madagascar
  • *****
  • Wiadomości: 34790
  • Płeć: Mężczyzna
  • "But nobody pulled the trigger. They just..."
  • Respect: +3471
    • Bumblefoot fans Poland - mój fanowski profil Rona
Odp: Ron Thal: Zacząłem żyć od nowa
« Odpowiedź #1 dnia: Kwietnia 28, 2018, 09:51:47 am »
+2
Trzeba być wdzięcznym, wdzięcznym za to to, się ma, za to, kto jest obok nas, za to, co udało się osiągnąć. Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się życie. Poznałem wielu ludzi, którzy "jeszcze wczoraj" zdobywali świat, a dziś już coś nie tak, dlatego podziwiam Rona za wielką siłę, którą ma w sobie i która pozwala mu mierzyć się z przeciwnościami. Trzeba dużej siły, dużej wiary w siebie, samozaparcia, żeby, mimo wielu przeszkód, iść do przodu ze swoim życiem. Bardzo łatwo jest się zatrzymać w pewnym punkcie i stwierdzić - inni mają łatwiej, kiedyś było lepiej i "utonąć" w tym na zawsze, odpuścić. Prawda jest jednak taka, że błędy są po to, żeby wyciągać z nich wnioski, to, co było nie wróci, a jeśli chce się cokolwiek w życiu osiągnąć trzeba o to walczyć, bo nic, co jest warte wysiłku nie przychodzi łatwo, a dopiero człowiek, który doświadczy jakiegokolwiek cierpienia, wyzwania jest w stanie docenić to, co ma. "Człowiek nie jest stworzony do klęski, człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać". Warto o tym pamiętać, warto każdego dnia mierzyć się - z samym sobą - nie z innymi, bo zawsze będzie ktoś lepszy, ktoś gorszy, a chodzi o to, żebyśmy my sami byli jutro lepszą wersją siebie, lepszymi ludźmi niż byliśmy wczoraj.  Trzeba mierzyć się z życiem, oddzielić to, czego nie będziemy potrafili nigdy, od tego, czego nam się najzwyczajniej nie chce, bo przyjdzie z trudem. Równie ważna jest jeszcze jedna rzecz - zbyt często czeka się na "jutro" - od "jutra" wszystko się zmieni itd. Nie, jeśli ma się zmienić, to warto, żeby zaczęło zmieniać się już dziś. Inaczej "jutro" nigdy nie nadejdzie, a raczej - jutro będzie zawsze jutrem... Niby czasu jest dużo - tak się zwykle wydaje, ale czas nie czeka w miejscu, więc chyba i my nie możemy, bo przecież, równie dobrze, jutra może wcale nie być...

Rozbawił mnie ten fragment dotyczący Malezji :) Ciekawe, czy tym innym zespołem, przez który miał rzekomy zakaz nie było przypadkiem Gn'R :) Swoją drogą słowa o tym, jak to stracił prawa do własnej twórczości są bardzo smutne. Dobrze, że w końcu je odzyskał, ale ten przykład pokazuje, że trzeba uważać i, przede wszystkim, nie poddawać się, walczyć o swoje, o to, w co się wierzy. Ron to niezwykle silny psychicznie facet, a jednocześnie nie ma nim nic z gwiazdora, o czym może poświadczyć każdy, kto go spotkał na koncercie. Dziękuję za tłumaczenie i jeśli mogę - proszę częściej wrzucać coś o Ronie :) Z chęcią przeczytam i skomentuję :) Myślę, że nie ja jeden...
Podaruj mi 1,5% podatku :) Dziękuję!
KRS: 0000186434
Cel szczegółowy: 569/W

"Hey, you caught me in a coma and I don't think I wanna
Ever come back to this world again"

 

Ron: "Wydaje się, że GnR odpoczywa, ale to może się w każdej chwili zmienić."

Zaczęty przez balumala

Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 7135
Ostatnia wiadomość Września 15, 2013, 10:02:27 pm
wysłana przez Emma