Ron Thal: Zacząłem żyć od nowa Jego znany na całym świecie przydomek oznacza infekcję bakteryjną [
popodermatitis – zapalenie skóry opuszek palcowych u zwierząt], o której istnieniu dowiedział się od żony-weterynarza. Przed trzydziestu laty grał w zespole Leonard Nimoy, z którym wykonywał covery Guns N’ Roses. Dwie dekady później Joe Satriani polecił go samym Gunsom. Grał z nimi przez osiem lat.
Lecz Ron “Bumblefoot” Thal (a właściwie Ronald Jay “Ron” Blumenthal) jest kimś znacznie więcej niż tylko gitarzystą. Jego życie przypomina historie Huntera S. Thompsona. Muzyk często znajdował się w najbardziej nieprawdopodobnych sytuacjach. Imał się właściwie wszystkiego: śpiewał, pisał, produkował, grał. Nazwanie go po prostu gitarzystą byłoby wielkim uproszczeniem.
Ron znalazł się w zestawieniu ’16 Best Rock Guitarists In The World Right Now’, przygotowanym przez “MusicRadar”, a każdy, kto miał okazję usłyszeć go na żywo, zapewne potwierdzi słuszność tego wyboru. Obecnie Thal gra w grupie Sons of Apollo, a także komponuje muzykę dla telewizji, kina i gier komputerowych. Mimo to starczyło mu czasu, żeby wyprodukować również… serię pikantnych sosów.
W poniższym wywiadzie Thal opowiedział o swoich pierwszych krokach jako muzyka, życiowych wzlotach i upadkach oraz odrodzeniu po wypadku, który nieomal przypłacił życiem.
Opowiedz nam o swoich pierwszych doświadczeniach muzycznych. Kiedy miałem pięć lat, wysłuchałem “Alive!” Kiss i w lot pojąłem, że ja też chcę zostać muzykiem. Zacząłem poznawać teorię i grać na gitarze. Założyłem zespół, zająłem się pisaniem piosenek, nagrywaniem demówek i koncertowaniem… i tak to trwa. Namiętnie słuchałem klasyki rocka, rocka z lat sześćdziesiątych, punku, starej szkoły metalu, rocka progresywnego, trochę muzyki klasycznej i jazzu. Pierwsze zetknięcie z muzyką Eddie’ego Van Halena okazało się przełomowe dla mojego stylu gry. Otworzyłem się na coś nowego.
Twoja największa przygoda? Było ich mnóstwo… właściwie nie mam chwili spokoju!
[śmiech] Na przykład przed dwoma laty miałem gościnnie zagrać w Malezji, w ramach dużego festiwalu. Na dziewięćdziesiąt minut przed koncertem zostałem poinformowany, że według urzędników z miejscowego biura imigracji nie mam pozwolenia na występ. Z powodu jakichś problemów z zespołem, z którym grałem w Malezji trzy lata wcześniej. Nie posiadałem się ze zdumienia, zwłaszcza że od tamtego czasu zdążyłem już zagrać w tamtym kraju cztery razy i zawsze wszystko było w porządku.
Organizatorzy znaleźli rozwiązanie: podczas koncertu nie miało paść ani moje nazwisko, ani nazwa tamtego zespołu. Zgodziłem się. Tuż przed wyjściem na scenę zostałem poproszony o granie z ukrycia, ponieważ urzędnicy nadal nie zgadzali się na mój występ! Odparłem, że równie dobrze mogę nie wystąpić, i zaproponowałem, że sam porozmawiam z gorliwym urzędnikiem. W odpowiedzi usłyszałem, że to tylko pogorszy sprawę. Ostatecznie powiedziano mi, że mam robić to, co chcę; organizatorzy mieli zająć się resztą. Kiedy wychodziłem na scenę, ostrzegli mnie, że grozi mi aresztowanie. Czułem jednak, że byłem coś winien publiczności, dlatego postanowiłem zagrać. Za mną przez cały czas kręcili się policjanci, gotowi zabrać mnie tuż po koncercie.
Organizatorzy kazali im się odsunąć, a gdy koncert dobiegł końca, powiedzieli: „Musisz natychmiast opuścić obiekt!”. Czym prędzej odwieźli mnie do hotelu. Po godzinie otrzymałem wiadomość: miałem jak najszybciej opuścić kraj.
Nazajutrz wyleciałem z lotniska w Kuala Lumpur. Wszystko dobrze się skończyło. Od tamtej pory często wracałem do Malezji i to zawsze była świetna zabawa. Życie to wielka przygoda i trzeba czerpać z niego pełnymi garściami.
Winszuję znalezienia się na liście “One of the best rock guitarists in the world”! Czy opowiesz też jakieś mniej przyjemne przygody? Dziękuję! Życie lubi rzucać wyzwania. One dają nam okazję, żeby coś poprawić. Ponad dwadzieścia lat temu podpisałem kontrakt, który mocno mnie ograniczał z twórczego punktu widzenia. Całymi latami niczego nie zarobiłem, poza tym straciłem prawa do piosenek, nagrań… wszystkiego. Nie zostało mi nic.
Zamiast się poddać, założyłem własną wytwórnię i zacząłem uczyć innych muzyków, jak uniknąć nieprzyjemności, które stały się moim udziałem. Z czasem moja muzyka zaczęła się pojawiać w telewizji, grach komputerowych, filmach… a ja zacząłem się z niej utrzymywać. Dawne problemy okazały się okazją, żeby czegoś się nauczyć, dojrzeć i żyć tak, jak zawsze chciałem.
Czy dzisiaj można utrzymać się z muzyki? Jeżeli masz do zaoferowania coś, co podoba się światu, owszem. Musisz ciężko pracować, odróżniać się od innych i być dobrym w tym, co robisz. Nie, „dobry” to za mało; musisz być wyjątkowy. Muzyk powinien też umieć odpowiednio gospodarować finansami i własnym życiem. Trzeba umieć dawać, dzielić się ze światem tym, co się ma.
Opowiesz nam o swoich problemach ze zdrowiem po wypadku? To było wielkie wyzwanie. Nie byłem w stanie unieść ramion, zacisnąć dłoni w pięści, wyraźnie mówić… Cierpiałem. Ale jeśli człowiek bardzo się stara, szansa na wyzdrowienie jest. Ciężko pracowałem nad tym, żeby odzyskać pełną sprawność, lecz ból nie chciał ustąpić. Lekarze faszerowali mnie lekami, które łagodziły objawy, ale pogarszały ogólny stan zdrowia.
Po rocznych cierpieniach wreszcie udało mi się znaleźć odpowiednią terapię. Przestałem łykać tabletki przeciwbólowe, które przepisywali mi lekarze, za to zmieniłem dietę. Żadnych cukrów, żadnych konserwantów. Stan zapalny zmniejszył się, a ból wraz z nim. Znowu zacząłem żyć. Ów wypadek samochodowy nauczył mnie zdrowego życia. I wdzięczności, której do tamtej pory nie znałem.
Źródło:
https://meaww.com/how-ron-bumblefoot-thal-went-from-standing-at-deaths-door-to-becoming-one-of-the-worlds-greatest-guitarists