Gdyby Guns N’ Roses nie istnieli, nie byłoby również Velvet Revolver.
Gdyby jednak w tym ostatnim zespole na gitarze rytmicznej nie grał Dave Kushner, to Velvet Revolver byliby praktycznie Guns N’ Roses z innym wokalistą – taka mniej więcej teza padła w trakcie najnowszego odcinka „Appetite for Distortion”, o którym była już mowa
TUTAJ.
Kushner przyznał we wzmiankowanej audycji, że drżał o swoje miejsce w kapeli, kiedy do Slasha, Duffa i Matta Soruma na kilka tygodni dołączył Izzy Stradlin.
„«Zmartwiony» to eufemizm. W rzeczywistości byłem przerażony jak cholera!”, powiedział Dave. „
K***rwa, mówiłem sobie,
ten facet jak nic zdmuchnie mi posadę! Graliśmy razem od jakichś sześciu miesięcy, kiedy [Izzy] pojawił się w odwodzie. Zapytałem wtedy Duffa:
Czy on zostanie?”.
„Bo wówczas było nas tylko czworo i nie mieliśmy jeszcze ani umowy z wytwórnią, ani finansowego zaplecza. Odbywaliśmy próby pięć razy w tygodniu, pisaliśmy piosenki, a Duff i Slash zarządzali kasą. Co do mnie, to zastanawiałem się:
Czy nadal jestem w zespole? Co się teraz stanie?”.
„Nikt nigdy nie powiedział mi oficjalnie:
Jesteś w zespole… Kiedy więc pojawił się Izzy, pomyślałem:
Super, ten gość zajmie moje miejsce. On jednak nie mógłby zachować się w stosunku do mnie lepiej, a Duff powiedział:
[Izzy] dołączy do nas, będziemy razem pisać piosenki… Prawdopodobnie zostanie tu tylko przez parę tygodni. Nie martw się. Bez przerwy powtarzał mi, że mam się nie martwić”.
„Pewnego dnia poszli nagrywać… beze mnie”, dodał Kushner. „Pomyślałem:
Świetnie, już po mnie. Nagrali demówkę z trzema kawałkami, bez wokali. A potem, zgodnie z przepowiedniami Duffa, [Izzy] zniknął. I tyle. Ponownie pojawił się, kiedy byliśmy już w trasie, we Włoszech.
Co robisz?, zapytaliśmy go, a on na to:
Och, po prostu podróżuję. Przed hotelem stał rower, który wypożyczył. Pojechał z nami do dwóch czy trzech krajów, zagraliśmy wspólnie dwa koncerty, po czym się ulotnił”.
Źródło