Frank Ferrer był niedawno gościem programu Eddie’ego Trunka.
W rozmowie odniósł się między innymi do okoliczności, w jakich dołączył do Guns N’ Roses, do zmian w zespole, a także do postaci Stevena Adlera. *W ostatnich tygodniach wrzucałam dwa wywiady z Frankiem i nie ukrywam, że część pytań się powtarza, jest tam jednak kilka nowych informacji, dlatego mimo wszystko zachęcam do lektury. Ile lat grasz już w Guns N’ Roses? Zacząłem w roku 2006 i miałem tam grać jedynie przejściowo…, ale całkiem dobrze się zadomowiłem.
Wszedłeś na miejsce Braina. Tak. Brain chciał zrobić sobie przerwę, bo w tamtym czasie przyszło na świat jego dziecko. Poza tym postanowił zająć się produkcją. Tak zresztą jest do tej pory.
Co się tyczy Guns N’ Roses, to preferowany przez nich styl bębnienia jest dokładnie tym, co kocham grać na co dzień. Dlatego to doskonała kombinacja.
Jak tam trafiłeś?Kiedy Brain wycofał się z powodu narodzin dziecka, Richard Fortus i Tommy Stinson zarekomendowali mnie zespołowi. Z Richardem grałem od 1992 roku [w Love Spit Love], a kiedy Tommy przyjechał do Nowego Jorku ze swoim projektem solowym, zacząłem grywać również z nim. Dlatego obaj znali mój styl i doszli do wniosku, że świetnie się nadam.
Myślałem, że to będzie klasyczne przesłuchanie – bo w głębi duszy tym właśnie dla mnie było – i tak też do niego podszedłem. Miałem jednak poparcie Tommy’ego i Richarda Fortusa.
Czy pamiętasz swój pierwszy koncert z Guns N’ Roses? Sądzę, że to musiało być w Europie. Pamiętam, że bezpośrednio przed nami zagrali Alice in Chains. Uwielbiam Alice in Chains. Nie przepuściłem ani jednego koncertu, jaki zagrali w Nowym Jorku.
Byłem na ich pierwszym nowojorskim koncercie… Niesamowicie było tam być i przygotowywać bębny, podczas Alice in Chains stali na scenie i grali moje ukochane piosenki. Pamiętam, że to było niemal mistyczne doświadczenie.
Ty i Richard byliście w Guns N’ Roses przed reunionem, kiedy w zespole grali jeszcze inni ludzie. Na czym z twojego punktu widzenia polegała największa zmiana?No cóż, musiałem ciężko pracować, żeby nie uchybić stylowi [Stevena] Adlera, stylowi Matta Soruma, a także stylowi, w jakim Brain zagrał na „Chinese Democracy”.
To było dla mnie największe wyzwanie – połączyć te trzy epoki w spójną całość i przełożyć je na mój styl gry.
Oczywiście, były zmiany. Slash i Duff mają określony styl, określoną muzyczną wrażliwość, a trzej wymienieni wyżej pałkarze reprezentują trzy różne sposoby grania. Dlatego trudno było to wszystko spoić.
Koncerty Guns N’ Roses są bardzo długie. Rzadko który zespół pozostaje na scenie przez trzy godziny… Taak, nie jest latwo, ale uwielbiam to i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Kocham to, po prostu to kocham… to najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem w życiu.
Wspomniałeś o Adlerze. Parę razy pojawił się na reunionowej trasie. Jak się z tym czułeś?Być tam, obserwować tłumy fanów, wyczuwać energię, która się pojawiła, gdy Adler zasiadł za bębnami… Myślę, że to było naprawdę wyjątkowe doświadczenie. Z drugiej strony, trudno, żeby było inaczej, skoro Adler to naprawdę równy gość. Trudno go nie lubić.
Dlatego fajnie było go zobaczyć, przebywać z nim. Cieszę się, że miał swój moment, no i widziałem emocje, jakie wywołał wśród tłumu. To było świetne, nie mam z tym żadnego problemu. Steven to uroczy facet, naprawdę bardzo go lubię.
Źródło