Autor Wątek: Sorum o reunionie: Axl po prostu jest lojalny (wobec Franka)  (Przeczytany 1252 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline naileajordan

  • Better
  • *******
  • Wiadomości: 3470
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3547
Sorum o reunionie: Axl po prostu jest lojalny (wobec Franka)
« dnia: Września 19, 2021, 11:02:50 pm »
+5



Matt Sorum grał Guns N’ Roses zaledwie kilka lat, ale były to lata obfitujące w wydarzenia. Ukazały się dwie płyty „Use Your Illusion”, światło dziennie ujrzał album „The Spaghetti Incident?”, odbyła się trwająca dwa i pół roku trasa koncertowa.

Perkusista grał także z Velvet Revolver, Slash’s Snakepit, The Cult, Hollywood Vampires, Billym Gibbonsem, Tori Amos, Sammym Hagarem i wieloma innymi.


Przez wiele lat nie ujawniał pewnych rzeczy, ale w końcu zdecydował się napisać biografię. Wydanie książki pt. „Double Talkin’ Jive: True Rock ‘n’ Roll Stories From the Drummer of Guns N’ Roses, the Cult, and Velvet Revolver” było przekładane wiele razy.
Poniższy wywiad został przeprowadzony jeszcze przed jej publikacją.
   


Jak zdecydowałeś, że oto nadeszła pora napisać książkę?

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Ale od lat opowiadałem na imprezach anegdoty, a inni mówili: „Powinieneś napisać książkę”. I tak się właśnie stało. Przeprowadziłem się do Palm Springs, zamieszkałem na pustyni, w moim życiu zawodowym nastąpiły zmiany. Czułem, że nadeszła odpowiednia pora. Zacząłem pisać prawie cztery lata temu i książka wreszcie jest gotowa.

Dostałem ją do wglądu przed prawie dwoma laty. Jak to się stało, że publikacja trwała tak długo?

Ta wersja, którą dostałeś do wglądu, została zmodyfikowana. Miałem czas, żeby się jej przyjrzeć i jeszcze raz przemyśleć pewne rzeczy. I dobrze się stało, bo w międzyczasie dojrzałem. Kiedy mówię o dawnych przeżyciach, niemal zachowuję się tak jak wtedy. Moja żona mówi, że zmienia mi się nawet kolor oczu. Ale tego nie można opowiedzieć inaczej. Nie mogłem mówić o wydarzeniach z młodości jak człowiek dojrzały. To nie byłoby wiarygodne. 

Jak wyglądała współpraca z dwoma współautorami książki? Rozmawiali z tobą, dzielili opowieści na rozdziały, a ty potem przeglądałeś całość?

Tak właśnie było. To była interesująca współpraca, bo obaj – i Martin Svensson, i Leif Eriksson – są Szwedami. A ja jestem Norwegiem. Fajnie się złożyło. Czasem wydaje mi się, że Szwedzi władają angielskim lepiej od nas. Mówiłem sobie: „Będzie dobrze, to inteligentni ludzie”. Ładnie interpretują moje myśli. W przeszłości zdarzało mi się już współpracować z innymi dziennikarzami, ale ostatecznie nic z tego nie wychodziło, bo przedstawiali moje opowieści po swojemu… i nie odnajdywałem w nich siebie.

Czytałeś książki Slasha, Duffa i Stevena Adlera, zanim napisałeś własną?

Nie, szczerze mówiąc, nie przeczytałem żadnej z tych trzech. Kiedy działy się opisane tam rzeczy, byłem na miejscu. Niemniej jednak, czytałem urywki wspomnień Slasha i Duffa. I zauważyłem, że Slash przemilczał wiele spraw z czasów, kiedy byłem w zespole. Dlatego uznałem, że powinienem szczerze przedstawić własną wersję.

Z pewnością niczego nie lukrowałeś.

Tak już mam. Slasha znam od 35 lat i nie sądzę, żebym kiedykolwiek prowadził z nim głębsze rozmowy o życiu. On wiele rzeczy woli zachować dla siebie, podczas gdy ja jestem bardziej bezpośredni. Niektórzy pewnie woleliby, żebym zasiadał za bębnami i trzymał gębę na kłódkę, ale to nie w moim stylu. Opisałem rzeczy tak, jak wyglądały one z mojej perspektywy.

Nie stroniłeś od narkotyków ani alkoholu. Czy miałeś trudności z przypomnieniem sobie niektórych epizodów?

Nie. Powiedzmy, że należę do ludzi, którzy potrafią magazynować informacje. Ma to swoje dobre strony również muzycznie. Błyskawicznie opanowuję piosenki, to głównie dlatego znalazłem dla siebie miejsce w tak wielu zespołach. Gadałem o tym kiedyś z Duffem. Dzwonił do mnie i mówił: „Nie pamiętam, jak stało się to, to i tamto”. Ja pamiętałem. I pytałem go: „Jak możesz pisać książkę, skoro tak mało pamiętasz?”. 

Twierdzisz, że długość niektórych piosenek z „Use Your Illusion” była dla ciebie szokująca. Czy uważasz, że ten album byłby lepszy jakościowo, gdyby ukazał się jako jedna płyta, a nie dwie?

Myślę, że początkowo zespół nosił się z takim właśnie zamiarem. Ale potem Axl postanowił wydać dwie płyty. Pamiętam, że siedzieliśmy w studiu. Były tam drzwi jak w Star Treku: wystarczyło nacisnąć przycisk, żeby się otworzyły. Axl wszedł… zdaje się, że w towarzystwie dwóch lasek… i powiedział, że chce nagrać dwa albumy. „Chcę wydać wszystkie piosenki”, rzucił. A mieliśmy wtedy trzydzieści dwa kawałki. Chcieliśmy odrzucić dwadzieścia z nich i umieścić na płycie najlepszych dwanaście, góra trzynaście piosenek. Zrobiłby się z tego znakomity album. Nowy krążek na miarę Guns N’ Roses. Ale Axl chciał wydać dwie płyty. Miały mieć okładki w dwóch różnych kolorach i nosić tytuł „Use Your Illusion I” i „Use Your Illusion II”. Co do mnie, to myślałem sobie: „Na co komu aż dwie płyty?”. Axl jednak pracował niegdyś w Tower Records na Sunset Boulevard. W tamtych czasach takie bliźniacze płyty były układane blisko kas, bo kosztowały ponad dwadzieścia dolców. I Axl chciał, żeby albumy Guns N’ Roses znalazły się w takim miejscu, w którym każdy mógłby wziąć je do ręki. Poza tym graliśmy wtedy sporo koncertów. Axl mówił: „Chcę, żeby trasa trwała pięć lat, a materiał z aż dwóch płyt nam to umożliwi”.       

Skoro mowa o trasie… Piszesz w swojej książce, że każdej nocy wydawaliście fortunę na wymyślne imprezy z posągami z lodu itp. Czy wiedzieliście, że płacicie za to z własnej kieszeni?

Tak, byliśmy tego świadomi. Axl chciał, żeby wszystko odbywało się z pompą – i tak też mieliśmy się zachowywać. „Skoro gramy na stadionach”, mawiał, „dlaczego nie mielibyśmy bawić się za kulisami jak Stonesi? I dlaczego nie zatrudnimy sekcji dętej i chórków? Potrzeba nam też więcej efektów pirotechnicznych!”. A goście, którzy stawali z nami na scenie? Zapraszaliśmy takie tuzy jak Brian May, Elton… Axl musiał uważać, że jeśli będziemy otaczać się legendami, ludzie będą nas postrzegać w podobny sposób. Ale uświadomiłem to sobie dopiero później.

Piszesz również o odejściu Izzy’ego Stradlina i o tym, jakie reperkusje miała utrata kogoś, kto był autorem wielu piosenek. Czy uważasz, że jego nieobecność jest jednym z powodów, dla których w ciągu ostatnich trzydziestu lat Guns N’ Roses wypuścili tylko jedną płytę?

Nie wiem. Kiedy dołączyłem do zespołu, grało w nim jeszcze czterech członków klasycznego składu. Podejmowaliśmy decyzje, nie będąc w pełni trzeźwi. Jeżeli któryś z nas był czysty, to tą osobą był Axl. Ludzie zawsze wyolbrzymiali jego nałogi. To on starał się utrzymać zespół w ryzach. Dla nas liderem był głównie Slash. Mówił: „Możecie imprezować nawet do szóstej rano, jeżeli chcecie, ale pamiętajcie, że w południe musicie przyjść na próbę. Nieobecność na próbie dźwięku nie wchodzi w grę”. Ja sam zaczynałem odpływać. Wokół czyhało tyle pułapek, że po prostu nie dało się ich uniknąć. Izzy odszedł, bo moim zdaniem znalazł się na krawędzi. Byliśmy jak na karuzeli, której nie sposób było zatrzymać. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Napis takiej mniej więcej treści pojawił się zresztą na okładce jednego z ówczesnych numerów magazynu „Rolling Stone”. Tak to wówczas wyglądało. Co do mnie, to nie podejmowałem decyzji. Byłem tylko pasażerem w tym rozpędzonym do granic obłędu wozie.   

Projekt albumu, który próbowaliście nagrać w połowie lat dziewięćdziesiątych, był z góry skazany na porażkę. Muzycznie dzieliła was przepaść, a wzajemna uraza osiągnęła niebotyczne rozmiary.

Kiedy trasa [Use Your Illusion] dobiegła końca, byliśmy wypaleni. Przez dwa i pół roku graliśmy i imprezowali po pięć czy sześć dni w tygodniu. Po powrocie do domu nie byliśmy w stanie niczego zdziałać muzycznie. Chodziliśmy do studia, usiłowaliśmy komponować, ale mieliśmy za dużo kasy. Każdy z nas kupił sobie dom, każdy poszedł swoją drogą. Żałuję, że się nie spotkaliśmy, nie usiedli razem i nie pogadali. Tak się jednak nie stało. A potem odszedłem. 

Scott Weiland niewątpliwie miał ogromny talent i był wielkim wokalistą, ale czy z perspektywy czasu nie uważasz, że byłoby lepiej, gdybyście do Velvet Revolver zaangażowali kogoś mniej chimerycznego?

Sęk w tym, że niełatwo było znaleźć kogoś na miarę Scotta Weilanda. Szukaliśmy go przez dwa lata. Pisałem o tym w mojej książce. Scott zjawił się na przesłuchaniu z prawie godzinnym opóźnieniem. Spojrzałem na Duffa i rzuciłem: „Fatalnie się zaczyna”. Dokument pt. „The Rise of Velver Revolver” relacjonuje te wypadki. Pamiętam, że tamtego dnia powiedziałem: „To tykająca bomba zegarowa”. Z drugiej strony, graliśmy świetnego rock and rolla. Kiedy powstawał nasz pierwszy album, Scott był w naprawdę znakomitej formie. Nie było łatwo. Wszyscy rzuciliśmy nałogi. Wzorem byli dla nas Aerosmith. Mówiliśmy sobie: „Jeżeli im się udało, nam też musi się udać. Musimy wytrzeźwieć”. Musieliśmy rywalizować z młodszymi kapelami, mając czterdziestkę na karku. Ostro sobie poczynaliśmy. Z pierwszą płytą poszło świetnie, ale przy drugiej wróciliśmy do starych nawyków. Znowu pojawiły się narkotyki, alkohol… w obiegu była też gruba kasa. Nie było już między nami chemii. To się wyczuwało nawet w studiu. Jest na drugiej płycie kilka dobrych kawałków, ale nie ma już dawnego ognia, głodu.

Jednym ze stałych motywów, które przewijają się przez twoją książkę, jest teza, że wokaliści zawsze stoją kością w gardle. Miałeś problemy z Axlem, Scottem Weilandem, Ianem Astburym…

Owszem, ale grałem w wielkich kapelach, które miały wielkich wokalistów. Do tego w czasie, kiedy ci wokaliści najbardziej dawali w kość. Spójrz na to, co dzisiaj dzieje się w The Cult. Ian Astbury uspokoił się. Tak czy inaczej, wielką dumą napawa mnie to, że grałem w tych zespołach w ich najbardziej „dzikich” latach.
Grałem w The Cult, kiedy ten zespół wyprzedawał koncerty. Iana po prostu nie dawało się poskromić. Ale to dodawało smaku koncertom, a jako frontman Ian był zaje***isty. To samo dotyczy Axla. Z wszystkiego, co robił, powstawał wielki rock and roll. Ludzie, którzy przychodzili nas oglądać, mogli narzekać na spóźnienia, ale każdy z nich wiedział, że nigdy nie widział niczego równie dobrego. Całe to gówno, które działo się poza sceną, na scenie dodawało nam ognia. Czasami byłem tak wkurzony, że zwyczajnie musiałem wyładować się, waląc w bębny. Trochę jak w czasach, kiedy jako dziecko wkurzałem się z powodu rozwodu moich rodziców. Wszyscy w Guns N’ Roses mieliśmy niełatwą przeszłość. Axl przyjechał z Indiany i miał popiep***one dzieciństwo. Slash dorastał w dziwacznej rodzinie na hollywoodzką modłę. Efekt był taki, że między nami aż iskrzyło.   

Dlaczego twoim zdaniem nie zaproponowano ci udziału w reunionie?

Myślę, że Axl potrafi być lojalny. Ceni ludzi, którzy grali z nim przez wiele lat. Jeśli ktoś w tym zespole jest lojalny, to tym kimś prawdopodobnie jest właśnie Axl. Zapewne pomyślał: „Zabiorę mojego pałkarza [Franka Ferrera]. Jeżeli dołączy do nas Slash, super. Jeżeli dołączy Duff, też będzie super. I to wystarczy”. Myślę, że tak właśnie potoczyły się sprawy. 

Jesteś jeszcze w kontakcie ze Slashem i Duffem?

Gadamy. Co do Slasha… to zabawne, ale zawsze byliśmy jak bracia. Nic z tego, co mówimy, nie może nas wkurzyć. Jak napisałem w książce, wkurzyłem go raz. I wówczas mało brakowało, a pięści poszłyby w ruch.

Czy sądzisz, że pogniewają się o coś, co napisałeś?

Być może. Ale chyba nie za bardzo. Wszystko, co miałem Slashowi do powiedzenia, powiedziałem mu w twarz [śmiech].

Zaproponowali ci gościnny występ, ale odmówiłeś, bo nie otrzymałbyś za to pieniędzy. Skorzystałbyś, gdyby ponowili ofertę?

Powiem tak: żeby móc rozważyć tego rodzaju propozycję, najpierw musiałbym ją otrzymać. Póki co, mam córkę i wiję gniazdo. Wiele się w moim życiu dzieje. Wyprodukowałem nową płytę Billy’ego Gibbonsa. Zabieram się za własną. Mam sześć projektów biznesowych. Krótko mówiąc, nie narzekam na brak zajęć. Jeżeli dostanę propozycję, to będzie ona musiała jakoś wpisać się w to wszystko. Naprawdę cieszę się, że mogłem grać z tym zespołem. I jestem nieodmiennie wdzięczny Guns N’ Roses, ponieważ to, co przydarza mi się dzisiaj, w dużej części zawdzięczam im. Wszyscy ich znają. Babcie. Dzieci… Czasem ludzie pytają mnie: „Jesteś muzykiem. W jakim zespole grałeś?”. Mówię: „The Cult”, a oni na to: „Aha… nie znam”. Mówię: „Velvet Revolver”… i mniej więcej połowa – albo nawet trochę mniej – kojarzy tę kapelę. Mówię: „Guns N’ Roses”, a wtedy 99,95% odpowiada: „Och, serio?!”. Zawsze wymieniam Guns N’ Roses na końcu, bo sama wzmianka o nich wydaje się zmieniać nastawienie ludzi. Zawsze będę też pamiętał ceremonię wprowadzenia do Rock And Roll Hall Of Fame. I to również zawdzięczam Guns N’ Roses.   
 
Kolejne pytanie: w książce wyjawiasz, że zażywałeś kokainę ze Stephenem Stillsem. Zdradzisz coś więcej na ten temat?

[Śmiech] [Stephen] miał może najlepszą kokainę, jakiej kiedykolwiek próbowałem. Spotkałem w życiu wielu fantastycznych ludzi. Ci, którzy sięgną po moją książkę, powiedzą może: „[Matt] nikogo nie oszczędza”. Ale prawda jest taka, że tam byłem. I jeżeli historia ma brzmieć wiarygodnie, zwyczajnie nie mogę ukrywać nazwisk. Przykro mi, że muszę wskazywać pewne osoby palcem, ale tak wyglądało moje życie. Jak szalone panoptikum ciekawych ludzi. To między innymi dlatego postanowiłem spisać wspomnienia. 

Jaki wpływ ma na ciebie ojcostwo?

Wszystko kręci się wokół mojej córki. Ludzie pytają: „Na co ci dziecko, skoro masz już sześćdziesiąt lat?”. A ja odpowiadam: „Dlaczego nie zapytasz o to samo Micka Jaggera, który właśnie doczekał się kolejnej dwójki?”. Mój tata ma 88 lat, a mój brat pięć. Czuję, że to dla mnie idealna pora na ojcostwo. Długo dojrzewałem do roli głowy rodziny. Pewnie dłużej niż inni. Kiedy człowiek gra w zespole rockowym, nie ma ochoty na dojrzałość. Ale spotkałem Ace i ona mnie zmieniła. Potem pojawił się temat dziecka. Moja żona jest ode mnie młodsza, zacząłem więc rozmyślać o pewnych rzeczach, o życiu w ogóle, o długowieczności. Parę miesięcy temu rzuciłem palenie. Wcześniej paliłem kubańskie cygara. Zrobiłem to dla mojej córki. Żyję dla niej. Muszę dbać o zdrowie. Mam sześćdziesiąt lat. Kiedy moja córka skończy liceum, będę ich miał siedemdziesiąt osiem. Muszę się pilnować.   

Ostatnie pytanie: jakiej rady udzieliłbyś Mattowi z 1991 roku?

Nie wiem. Może… żeby był ciut bardziej pokorny [śmiech]. I żeby trzymał w ryzach swoje ego. Żałuję, że pewnych rzeczy nie zrobiłem inaczej. Tak, chyba poradziłbym mu, żeby był bardziej uprzejmy i skłonny do pracy zespołowej. Moja mama zwykła mawiać, że czasem warto przyznać się do błędu. Powinienem był posłuchać tej rady.








Źródło


« Ostatnia zmiana: Września 19, 2021, 11:43:54 pm wysłana przez naileajordan »
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8571
  • 17000 postów
  • Respect: +4333
Odp: Sorum o reunionie: Axl po prostu jest lojalny (wobec Franka)
« Odpowiedź #1 dnia: Września 19, 2021, 11:21:16 pm »
+2
Ciekawy, dojrzały wywiad. Z wieloma rzeczami się zgadzam.
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


Offline Zqyx

  • Madagascar
  • ************
  • Wiadomości: 34655
  • Płeć: Mężczyzna
  • "But nobody pulled the trigger"
  • Respect: +3431
    • Bumblefoot fans Poland - mój fanowski profil Rona
Odp: Sorum o reunionie: Axl po prostu jest lojalny (wobec Franka)
« Odpowiedź #2 dnia: Września 22, 2021, 09:03:58 am »
+2
Matt z czasów Gunsów to koleś nastawiony na konfrontację, do tego na konfrontację głównie z Axlem, bo wiadomo jak było. To nie mogło skończyć się  dobrze, bo Axl nie znosi konfrontacji, o czym wie chociażby Slash, dlatego siedzi cicho.  Obecnie Matt jest zupełnie innym człowiekiem, cieszę się, że nagrywa kolejny album.
Podaruj mi 1,5% podatku :) Dziękuję!
KRS: 0000186434
Cel szczegółowy: 569/W

"Hey, you caught me in a coma and I don't think I wanna
Ever come back to this world again"

Offline skosztuj

  • Patience
  • Wiadomości: 5
  • Respect: +1
Odp: Sorum o reunionie: Axl po prostu jest lojalny (wobec Franka)
« Odpowiedź #3 dnia: Września 22, 2021, 09:55:21 am »
0
Wie ktoś może, czy biografia Matta jest planowana do wydania w Polsce?

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8571
  • 17000 postów
  • Respect: +4333
Odp: Sorum o reunionie: Axl po prostu jest lojalny (wobec Franka)
« Odpowiedź #4 dnia: Września 22, 2021, 10:35:02 am »
0
@skosztuj zapomnij

Adlera nie ma po polsku to i Soruma nie bedzie
« Ostatnia zmiana: Września 22, 2021, 10:53:35 am wysłana przez sunsetstrip »
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


Offline Luk

  • Paradise City
  • *****
  • Wiadomości: 853
  • Respect: +205
Odp: Sorum o reunionie: Axl po prostu jest lojalny (wobec Franka)
« Odpowiedź #5 dnia: Września 23, 2021, 11:05:11 am »
0
No i sam sobie Matt odpowiedział czemu go nie ma w reunionie, bo Frank nie strzeli foch i nie wyrwie znowu zębów zespołowi po roku czy jednej trasie.

Offline owsik

  • magister guns n'roses
  • One In A Million
  • *********
  • Wiadomości: 6422
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +862
Odp: Sorum o reunionie: Axl po prostu jest lojalny (wobec Franka)
« Odpowiedź #6 dnia: Września 24, 2021, 02:54:59 am »
+1
Fajny wywiad. Maty wydaje się rozsądnym gościem. Chętnie bym poczytał jego autobiografię.
"Co ludzie powiedzą" sezon drugi, odcinek piąty
;)

 

Mick Wall: "Axl zmartwychwstał"

Zaczęty przez Lapny

Odpowiedzi: 24
Wyświetleń: 8359
Ostatnia wiadomość Stycznia 04, 2017, 03:14:56 pm
wysłana przez lewyism