Slash udzielił wywiadu dla magazynu The Quietus w którym opowiedział o swojej fascynacji jednym z najlepszych gitarzystów w historii rock n rolla - Jimi’m Hendrix’em.
Wywiad w oryginalnej wersji językowej możecie znaleźć
tutaj. Tłumaczenie poniżej.
The Q: Urodziłeś się w Anglii. Twoja mama projektowała stroje dla Davida Bowie’go a twój ojciec projektował okładki płyt dla takich artystów jak Neil Young. Byłeś bardzo małym dzieckiem w tym czasie, czy udało Ci się kiedykolwiek osobiście spotkać Jimi’ego Hendrixa ?Slash: Nie ale moi rodzice byli ściśle związani z rock n’ rollem, szczególnie mój tata, który zaszczepił u mnie zainteresowanie brytyjskim rockiem – wiesz, The Kinks, Cream, The Yardbirds, Rolling Stones, The Beatles.
Więc to było tłem mojego dzieciństwa. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z wielkości Jimi’ego. Dopiero po przeprowadzce do Los Angeles, gdzie królował Hendrix, The Doors, The Mamas And The Papas, zdałem sobie z tego sprawę. A Jimi był cóź – fascynujący. Był ucieleśnieniem dzikiego muzyka z gitarą elektryczną.
The Q: Pamiętasz kiedy pierwszy raz go usłyszałeś ?Slash: Nie bardzo, ale w naszym domu w Laurel Canyon był grany bardzo często – pierwsza płyta Experience „Purple Haze” oraz „Light My Fire” Doorsów bardzo mocno zakorzeniły mi się w pamięci.
The Q: Co było tym co go wyróżniało ? Kiedy myślę o gitarzystach, którzy mają najbardziej słyszalny wpływ na sposób w jaki grasz powiedziałbym Jimi Page, Joe Perry i może jacyś faceci z brytyjskich zespołów punkowych. Jak Jimi wpisywał się w ten obraz ?Slash: Prawdopodobnie podświadomie bo gitarzystą zostałem dużo później, ale wracając pamięcią do czasów dzieciństwa kiedy pierwszy raz wziąłem gitarę do ręki zdałem sobie sprawę, że kręciła mnie tylko muzyka gitarowa, zawsze czekałem na jakąś piosenkę opartą na grze gitar.
Myślę, że atrakcyjność Jimi’ego polegała na tym, że miał swobodny, płynny styl grania a jego gitara w zasadzie krzyczała. Myślę, że wszyscy moi ulubienie gitarzyści mieli coś w rodzaju manii jakości.
The Q: Masz jakieś konkretne ulubione nagrania ?Slash: Dwie pierwsze płyty są świetne a „Axis: Bold As Love” to moja ulubiona płyta Jimi’ego. Jestem fanem utworu „Littre Wing”. „Voodoo Child” jest świetne, tak samo jak wersja live „Machine Gun”
The Q: Z albumu „Live At The Filmore East” ?Slash: Taaaak ! Ten album jest po prostu niewiarygodny. Właściwie to nie słyszałem tego albumu odkąd skończyłem 14 lat.
The Q: Zastanawiam się czy interesuje Cię mit Hendrixa – mistyka jego osoby ?Slash: Pamiętam, ze gdy byłem dzieckiem 13 albo 14-letnim w kinach był wyświetlany film o Hendrixie obok takich obrazów jak „The Song Romains The Same” i „The Rocky Horror Picture Show” a ja i Steven Adler wymykaliśmy się z domu weekendami po to aby się naćpać i oglądać te filmy.
Zdecydowanie była wtedy fascynacja Hendixem – jego postawą – co wydawało się bardzo fajne. Nie sądzę, że można było być fajniejszym niż Jimi Hendrix.
Kiedy myślę o Jimim teraz wyobrażam sobie jak to jest być gwiazdą rocka w latach 1967-1968. To musiały być dzikie czasy ponieważ wszystkie było nowe i prymitywne ponieważ ludzie byli różni mentalnie. Ponadto miały miejsce rożne wydarzenia polityczne które miały ogromny wpływ na kulturę młodzieżową a dzieciaki starały się brać życie i przyszłość w swoje własne ręce.
Wielką rzeczą dla mnie jeżeli chodzi o zażywanie narkotyków w tamtym czasie było to, że z jednej strony to było dla nich zabawne (a jednocześnie było to dla nich kolejne doświadczenie) a z drugiej strony to, że dorośli tego nie znosili. Narkotyki nie były tematem tabu jak teraz, wszyscy wtedy eksperymentowali z dragami co było wynikiem tego ruchu społecznego.
Jimi stał na czele tego ruchu i grał to co inni później nazwali psychodelią. To musiało być jak podróż – bycie muzykiem i nagrywanie płyt w tamtych czasach. I to jest coś co mnie fascynowało u artystów z tego okresu.
Wychowałem się na tym – to rezultat kultury tamtego kresu. Urodziłem się w Anglii – angielski ojciec i ciemnoskóra matka w latach 60.
The Q: Hendrix był Amerykaninem, który pierwsze sukcesy odniósł jednak w Wielkiej Brytanii. Ty jesteś właściwie jego przeciwieństwem, chociaż nie mieszkałeś długo w Anglii zanim się przeniosłeś do USA. Czy w związku z tym czujesz z Jimim jakąś empatię ?Slash: Staram się myśleć o tej całej sprawie w sposób bardziej subtelny. Myślę, że gdybym się nie urodził w UK i moi rodzice nie zeszliby by się ze sobą nie zostałbym muzykiem. Myślę, że pierwsze lata spędzone w Anglii miały na mnie duży wpływ i wszystko co się wtedy działo m.in. w muzyce.
Jimi był prawdziwym Amerykaninem z talentem od siły wyższej, ale został odkryty przez angielską ekipę, co zaprowadziło go do Londynu gdzie dzieją się tak naprawdę najważniejsze rzeczy jeżeli chodzi o muzykę światową. Docenili go przede wszystkim za to kim był.
To trochę śmieszne bo zdecydowana większość czołowych gitarzystów rockowych w tamtym okresie pochodziła ... z Anglii. Wszyscy oni chcieli być czarni i grać na gitarze, aż tu nagle przyjeżdża czarny dzieciak z Ameryki który przywiózł jej zapakowaną cząstkę ze sobą, otworzył przed publicznością i wtedy wszyscy cofnęli się o krok mówiąc przy tym głośne „Wow”. Jeff Beck kiedyś mi powiedział, że Jimi był prawdziwym ucieleśnieniem gitarzysty prowadzącego bo stosował wiele zniekształceń i zmian podczas gry.
The Q: Portret Hendrixa prezentował się w ten sposób że z czasem jego niewinność, przerodziła się w nałóg narkotykowy i hedonizm? Ty szczególnie w okresie gry z Guns N’ Roses było przedstawiany jako reprezentant bardzo wielu rodzajów hedonizmu. Czy to była świadoma decyzja aby prezentować się w taki sposób, czy tak po prostu wyszło ? Slash: Nie zwracałem na to uwagi. Myślałem, że jesteśmy całkowicie normalni. Owszem mieliśmy jakieś założenia co do prezentowania siebie ale w zasadzie byliśmy sobą. Dużo z tych rzeczy jest prawdą ale tak naprawdę media skupiały się na tym bo to się sprzedawało.
To zabawne bo wyrosłem w kulturze narkotykowej. Nie chcę się wypowiadać za któregokolwiek z innych chłopaków z zespołu – każdy ma swoje powody tego co robi – ale Ja nie miałem wcześniej nic wspólnego z gwiazdami rockowymi. Nie czytałem o nich w książkach. Sid Vicious, Keith Richards czy Jimi Hendrix nie mieli na mnie wpływu gdy zaczynałem brać dragi. To była naturalna część mojego dorastania.
The Q: Hendrix zaczynał karierę muzyczną od grania w zespole sławnego Little Richarda (z którym dochodziło do spięć w obszarze artystycznej wolności – przyp. Red) zanim został czołową postacią własnego zespołu. Czy istnieje naturalne napięcie pomiędzy ekstrawaganckim gitarzystą i charyzmatycznym wokalistą ? Slash: Myślę, że Jimi prawdopodobnie szukał kim może zostać więc brał wszystkie występy które się nadarzały. Był prawdopodobnie bardzo ekstrawagancki i korzystał z szansy aby zostać tym kim chciał być.
W Londynie został zaakceptowany ze względu na to, że reprezentował ten psychodeliczny i hippisowski styl, na który było wtedy zapotrzebowanie. Gdyby w Ameryce dostał choć pół takiej szansy osiągnąłby to samo, ale w Anglii myślenie twórcze jest na wyższym poziomie.
The Q: Kariera Hendrixa została skrócona przez co zostawił tylko niewielką próbkę swojego talentu i tak naprawdę nikt nie wie co byłby w stanie osiągnąć. Ty z Gunsami osiągnąłeś niewyobrażalny sukces w młodym wieku a następnie wyglądało to mniej więcej tak jak w przypadku Jimi’ego, albo przynajmniej zostało przedstawione w ten sposób. Czy jesteś wdzięczny za osiągnięcie tego co już masz? Slash: Cóż, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, mam cholerne szczęście, że jeszcze żyję i ciągle chodzę po świecie. Za każdym razem gdy wpadałem w taki nałóg jak Jimi udawało mi się z tego wyjść.
Poza tym wciąż mam pasję do gry i pragnienie aby tworzyć muzykę. I prawdopodobnie mam teraz więcej przyjemności z tego co robię niż kiedy zaczynałem to robić.
PS. Wszystkie krytyczne i pochwalne uwagi co do tłumaczenia mile widziane.