Słyszałem połowę z wymienionych tutaj płyt i ułożyłbym je następująco :
1. Slash - World on Fire
2. Bruce Springsteen - High Hopes
3. Ace Frehley - Space Invader
Tylko te albumy gościły dłuższy czas w moim odtwarzaczu. WoF to wg mnie najlepszy Slash od czasów Ain't Life Grand. Boss jak zwykle trzyma poziom, płyta mimo, że złożona z odrzutów, coverów i piosenek wykonywanych już wcześniej na żywo jest świetna. Z płytą Ace'a oswajałem się dłużej, ale warto było. IMO dużo lepsza niż "Anomaly" z 2009, chociaż do "Ace Frehley", "Trouble Walkin'" czy pierwszej Frehley's Comet trochę jej brakuje.
4. Judas Priest - Redeemer of Souls - Nie jestem wielkim fanem Priest, ale przesłuchałem dwukrotnie i podobało mi się, szczególnie "Crossfire" i "Tears of Blood".
5. AC/DC - Rock or Bust - Nic specjalnego, ale też nie tak wtórne jak większość ich płyt po '81.
Moim zdaniem całkiem przyzwoity rok, chyba troszkę lepszy niż 2013. Było parę drobnych rozczarowań (Rival Sons, Black Keys, Bonamassa, Wolfmother, Gaslight Anthem), ale i tak na plus.