Za każdym wielkim sukcesem w rock’n’rollu stoi świetny manager, zakulisowy dyrygent, który nigdy nie doświadcza aplauzu i uwielbienia, ale którego zdolności do poruszania się we wszystkich niuansach są równie ważne jak praca gitarzystów lub wokalistów.
Beatlesi mieli Briana Epsteina, Led Zeppelin - Petera Granta. The Eagles, Irvinga Azoffa, a Ozzy - Sharon.
Gunsi natomiast mieli Alana Nivena, który podpisał z nimi kontrakt w 1986 kiedy praktycznie nikt na świecie nie słyszał o Guns N’ Roses. 5 lat później, kiedy zespół z Los Angeles był największym zespołem na świecie, Niven został niespodziewanie zwolniony na krótko przed wydaniem albumów „Use Your Illusion“.
Niven, któremu dużo czasu zajęła zarówna fizyczna jak i psychiczna rekonwalescencja po rozstaniu z zespołem, bardzo rzadko wypowiadał się na temat GNR w ciągu ostatnich 20 lat.
Metal Sludge: W jaki sposób zacząłeś pracować z GNR?Poznałem zespół przez Toma Zutauta z Geffen, który już wcześniej podpisał z nimi umowę. W tamtym czasie byłem managerem Great White, a moja żona była asystentką Toma. Poprosił mnie żebym rzucił okiem na GNR, ale w tamtym czasie nie chciałem tego robić. Właśnie podpisałem kontrakt z Great White pomimo beznadziejnych wręcz relacji zespółu z niektórymi ludźmi w LA, zwłaszcza tymi z Capitol Records. Pomyślałem, że współpraca z GNR odciągnie moją uwagę od tego co robiłem z Great White.
MS: Więc mamy 1986, już po tym jak GNR podpisali umowę, ale jeszcze zanim wypłynęli, tak?Tak, w tamtym czasie nikt nie chcial być ich managerem i Zutaut był już niemal w desperacji. Wielu managerów odmówiło współpracy z nimi. Zespół rozważał Cliffa Burnsteina, Petera Menscha, Tima Collinsa, który był managerem Aerosmith. Myśleli też o managerze Roda Stewarta i myślę, że chwile z nimi pracował, ale odpuścił.
Tom przyszedł do mnie i powiedział, że nie mogą znaleźć managera i cały czas nalegał.
Do tego momentu zdążyłem już nieco zbadać sprawę i wiedziałem, że GNR byli w tamtym czasie chodzącą katastrofą. Wiedziałem w co się pakuję - połowa zespołu była uzależniona od narkotyków i zdażyli już wydać 75tys dolarów, ale nie na materiał który mógłby być wydany. Powinni byli mieć wtedy pieniądze, ale byli kompletnie spłukani. Eddie Rosenblatt, ówczesny prezydent Geffen chciał się ich pozbyć.
Tom poprosił mnie po raz drugi i odmówiłem. Potem po raz trzeci, słowami: „Powiem Ci to jako przyjacielowi - bede miał przechlapane. To zrujnuje moją kariere w Geffen, desperacko potrzebuję pomocy“. Więc jako przyjaciel stwierdziłem, że spojrzę na sprawę.
Pamiętam, że management Roda Stewarta wręcz nie mógł się doczekać, żeby pozbyć się Gunsów. Zespół wynajął dom na wzgórzach Hollywood i kompletnie zdewastował to miejsce.
MS: Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z zespołem?Tak, pojechałem do nich do domu. Nie pamiętam dokładnie na jakiej był ulicy, Coldwater lub Laurel. Pierwsze co zobaczyłem to bardzo znaną striptizerkę, która właśnie wychodziła. Minęła mnie i kiedy doszedłem do frontowych drzwi zobaczyłem rozpieprzony sedes tuż przy drzwiach. Byłem kompletnie rozbity.
MS: Zatrzymując się na chwilę, byłeś wtedy „na fali?“, miałeś miliony na koncie?Nie, nie byłem milionerem. Miejmy na uwadze, że często sukces to tylko wytwór zawistnego umysłu. Dla niektórych ludzi mogło wyglądać, że dobrze sobie radzę - objąłem Great White, którzy odpadli z EMI, sfinansowałem, wydałem i wypromowałem ich płytę, zespół puszczano w stacjach KLOS i KMET co wcale nie było częste w odniesieniu do tego typu zespołów i Hollywood to zauważyło. Zauważyli, że potrafię doprowadzać sprawy do końca. Jakość, jakość jest kluczem i odnoszę się tu zarówno do muzyki jak i występów.
Myślę, że osiągnąlem jakiś poziom sukcesu. Zajmowałem się Motley Crue dla firmy Greenworld i wydaliśmy niezależnie pierwszą płytę.
MS: O mój Boże, uwielbiam ten pierwszy krążek.To wspaniała katastrofa.
MS: Żartujesz? Każdy utwór jest dobry.Cóż, powiem tak - wystarczył utwór „Piece of Your Action“ bym się w to zaangażował. Wszyscy myśleli, że Motley Crue to najwięksi pajace w miescie, ja uważałem że to świetny zespół rockowy.
Podpisałem kontrakt i zarządzałem również zespołem Berlin w czasie wydawania ich pierwszej płyty, potem przerzuciłem się na Great White. Na podstawie wszystkich tych doświadczeń stwierdziłem, że dobrym pomysłem jest niezależne wydanie płyty jeszcze zanim podpisze się kontrakt z dużą wytwórnią.
MS: Ok, więc wchodzisz do domu wynajmowanego przez GNR po raz pierwszy. Zacznij od tego momentu:To był naprawde fajny dom, tylko nie traktowali go zbyt dobrze. Ale przede wszystkim umówiłem się na spotkanie z całym zespołem, a pojawiło się tylko dwóch jego członków.
MS: Czyli? Był tam Axl?Nie, Izzy i Slash. Izzy non stop przysypiał, a Slash spędził popołudnie próbując zabawiać mnie tym jak karmił swojego węża małymi królikami. Myślę, że wyczył mój wrodzony strach przed wężami, pogrywał ze mną.
MS: Więc naprawdę boisz się węży?Tak. Tak czy siak spędziliśmy trochę czasu razem, bo byli wcześniej w studio i pracowali nad demówkami więc udaliśmy się tam żebym pomógł im je miksować. Były to ścieżki na „Live Like a Suicide“. Podpisali juz kontrakt z Geffen, ale krążek jeszcze się nie ukazał.
MS: Więc jak udało się osiągnąć taki sukces? Jaki kierunek obraliście?Cóż, oczywiście robiliśmy preprodukcję materialu na AFD. Musisz też pamiętać, że niezależne wydawnictwo stwarza platformę dla wydania płyty pod szyldem dużej wytwórni. Kiedy zespół podpisał kontrakt, mogli od razu wydać płytę, ale wytwórnia musiałaby spędzić dużo czasu na promowaniu zespołu od samego początku. Zawsze chciałem zrobić jak najwięcej zanim zaczęlibyśmy polegać na usługach wytwórni, stąd „Live Like a Suicide“.
Udało nam się sprzedać cały nakład. Wziąłem czek, 42tys dolarów i poszedłem do Geffen Records, gdzie dałem go do rąk Eddiemu Rosenblattowi. Powiedziałem: „Trzymaj. Wydajmy każdego centa na trasę po UK“.
Chciałem zacząć tworzyć kontakty z prasą i publicznością w Wielkiej Brytanii.
MS: Nie wziąłeś żadnej prowizji?Przez następne 1,5 roku nie widzialem żadnego czeku z prowizją. Wszystko szło na zespół i jego rozwój. W tamtych czasach, angielska prasa była bardzo opiniotwórcza. Mieli tygodniki takie jak Melody Maker, Sounds and New Music Experiences, Kerrang. Chciałem zainteresowac angielską prasę i publiczność, żeby podnieść rozpoznawalność zespołu. Wielu wykonawców robiło to samo. Kiedy dorastałem w Anglii widziałem Hendrixa, J.J Cale’a, wszyscy z nich zaczynali karierę w Europie. Taki był mój plan i zdecydowanie się udał.
MS: Co sądziłeś o tym jak dobrzy byli GNR?Moje pierwsze wrażenie było takie, że zespół naprawdę ma kopa, to był bardzo imponujący undergroundowy rock n roll. Miałem wątpliwości odnośnie puszczania ich w radiu, właśnie z powodu mocy i surowości. Musisz pamiętać, że puszczano wtedy Bad Company. Już Great White wydawali się bardzo ostrzy jak na standardy radiowe. Więc w przypadku GNR musieliśmy dużo pracować pod kątem tras i prasy. Nie sądziłem, że radio nam w jakiś sposób pomoże i tu też mialem rację.
MS: A co z osobowościami w zespole?Myślę, że są dobrze znane i każdy widzi jak jest. Mogę tylko powiedzieć, że pieniądze i sukces wyolbrzymiają cechy charakteru. Axl był zawsze Axlem. Jedynym, którego charakter się zmienił był Duff. Kiedy po raz pierwszy go poznałem, był fanem punka, ale jest bardzo wrażliwy kiedy pozna się go bliżej. Ale Duff był jednym z tych ludzi, których chcesz mieć przy sobie kiedy wdajesz się w jakąś bójkę w barze.
MS: Wspomniałeś, że Izzy „odlatywał“ kiedy poznałeś go po raz pierwszy. Nie był to dobry znak. Nie rozważałeś zrezygnowania z zespołu właśnie z powodu ich uzależnień?Spójrz na Claptona. Stracił lata przez alkohol, prawie się zabił będąc pod wpływem heroiny. Czy umniejsza to jego talent? Przeszedł przez to. Od razu wiedziałem, że GNR to prawdziwy zespół rock n rollowy. Po prostu myślałem, że będe musiał wprowadzić tam chociaż minimalny poziom profesjonalizmu. Moja żona ogląda Stevena w „Celebrity Rehab“ i pyta mnie, „Steven wtedy też taki był?“. Ale wiesz co? Jack Russell (wokalista Great White - przyp. tłum.) był najgorszy z nich wszystkich. Albo spójrz na Stonesów.
MS: Przeżyli.Dokładnie. Dorastałem w czasach kiedy efekty różnych substancji były świadomie używane w procesie twórczym. Widzę jako artysta gdzie ma to swoje miejsce. Natomiast trzymam sie zasady: nigdy nie pozwól niczemu sobą zawładnąć.
MS: Więc w GNR zaczęło się coś ruszać, a Ty zabrałes ich do UK.Pojechaliśmy tam i był to 3-stopniowy proces. Mieliśmy zagrać w Marquee 3 koncerty, by poczekać aż prasa w ogóle zauwazy ten pierwszy. Potem zagraliśmy pozostałe 2 i ludzie pojawili się by zobaczyć to o czym pisała prasa. Nieco później udało nam się załatwić otwieranie trasy Aerosmith po Anglii i zaczęło robić się interesująco.
MS: To znaczy?Aerosmith wycofało się z trasy, nie po raz pierwszy w swojej karierze i zostaliśmy na lodzie. Bardzo bystry promotor John Jackson zadzwonił do mnie późno w nocy z przdziwnym pomysłem: „Dlaczego nie wrócić do Anglii i nie grać jako główny artysta?“. Myślałem, że to niedorzeczne ponieważ sprzedaliśmy dopiero jakieś 5tys kopii AFD.
Po raz pierwszy pojechaliśmy do Anglii wiosną 1987, a album wyszedł w lipcu. Trasa z Aerosmith miała odbyć się w październiku. Przemyślałem to i zadzwoniłem do niego z powrotem: „Wiesz co? Załatw krótką trasę jeśli uważasz, że damy radę to zrobić“ i wyszedł z propozycją 5 koncertów z ostatnim w Hammersmith Odeon na 3300 miejsc. Mimo tylko 5tys sprzedanych kopii AFD udało nam się sprzedać, aż 3200 biletów w Hammersmith.
MS: Ile dostałeś za taki koncert?Dość rozsądną sumę jak na koncert takich rozmiarów. Nie pamiętam ile dokładnie. Wiem, że finanse sa kluczowe, ale zawsze skupiałem się bardziej na rozwoju kariery.
MS: Powiedz w takim razie, kiedy Gunsi zaczęli się naprawdę wybijać?Cóż, załatwiliśmy pierwszą trasę po Stanach jako support The Cult. Wszyscy w L.A twierdzili, że nie wytrzymamy 10 dni na trasie, że chłopaki podkulą ogony i wrócą do swoich dealerów. A tu niespodzianka.
MS: Więc byłeś z nimi na trasie, czy pracowaleś w L.A?I to i to. Bylem na trasie najdłużej jak tylko się dało i wracałem do biura, tak dzieliłem czas.
MS: Czułeś się jak niańka?To była odpowiedzialność managera trasy, ale zawsze czuwałem nad wszystkim. Wynajmowałem nawet ludzi, żeby na nich uważali.
MS: Przerażało Cię ich zachowanie?Pewnie niektórych ludzi tak, ale mnie nie. Dorastałem kiedy Stonesi sikali na ściany stacji benzynowych i kiedy ktoś mówił im, że nie mogą tego robić, odpowiadali „owszem, możemy bo jesteśmy The Rolling Stones. Sikamy gdzie nam się podoba“.
MS: Patrząc na to z perspektywy 20 lat, powiedziałbyś że dobrze się bawiłeś? Byłeś przecież managerem GNR, największego zespołu rockowego na świecie.
Interesujące pytanie. Faktycznie minęło już 20 lat. Niewątpliwie był to przywilej, być na samym szczycie, ale stwierdzilem że to tylko mit, iluzja. Co pod względem emocjonalnym i duchowym daje Ci bycie nr.1 Billboardu?
MS: Mialeś jakąś odskocznię?Bylem zadowolny, że mialem tyle pracy, ale stwarzało to dużo stresu. Wiem, że bywałem bardzo zestresowany. Dbasz przecież o ludzi z którymi pracujesz, nie jest to czysty wzyysk.
MS: Ok, kontynuuj. Koncertowaliśmy z The Cult, z Motley Crue i Alicem Cooperem. Pod koniec 1987 sprzedaliśmy 200tys egzemplarzy AFD i wtedy Eddie Rosenblatt z Geffen zadzwonił do mnie i zaprosił na lunch. Podziękował za robotę i powiedział, że myślał że to będzie katastrofa, ale zarobiliśmy dużo pieniędzy. Potem stwierdził, że czas zwinąć zespół do L.A i nagrać nową płytę.
Byłem zaskoczony, odpowiedziałem: „Chcesz powiedzieć, że sprzedaliśmy ćwierć miliona płyt bez pomocy radia i MTV, a Ty chcesz wywiesić białą flagę dla AFD?“. W końcu zgodził się pracować dalej nad AFD i zabraliśmy się za MTV - ja, Eddie i sam David Geffen. Poszliśmy do ludzi z MTV i powiedziałem: „Co jest k***a? Ludzie kochają ten zespół. Dlaczego gracie prosty pop, a nie dacie im szansy?“.
Więc MTV wstawiło nas w środku nocy, trzeba było używać budzika żeby zobaczyć klipy. Ale nawet o tej porze „Welcome to the Jungle“ wywołało odzew, więc zaczęli przesuwać teledysk w ramówce. Do marca 1988 płyta pokryla się z łotem. Potem 7 kwietnia 1988 platyną. Co dziwne, Great White zrobiło dokładnie to samo tego samego dnia i grali z Whitesnake. Miałem wtedy urodziny, więc to był dobry dzień.
Koniec końców, udało mi się wyprowadzić GNR od zera do wyprzedania Wembley. Nie zapominajmy natomiast o wielu ludziach w Geffen, którzy wykonali świetną robotę. Mieliśmy naprawde dobrych promotorów w Europie i Stanach.
MS: Pamiętam, że to podczas trasy z Aerosmith GNR eksplodowało.Axl tak naprawdę chciał odwołac tę trasę. Nie chciał tego robić. Było widoczne, że boi się sceny. Wokaliści, którzy śpiewają 4-5 razy w tygodniu bardzo angażują się emocjonalnie. Gitarzyści mają się za czym schować, wokaliści są niemal nadzy. Axl chyba nadal ma z tym problem, ponieważ ciągle się spóźnia.
MS: Więc co się wydarzyło?Współczułem mu, ale powiedziałem: „Słuchaj Axl, podpisałem kontrakt z Wami wszystkimi jako GNR. Odpowiadam przed kolektywem, nie przed jedną osobą“, ale zadzwonił ponownie i powiedział, że po prostu nie da rady.
Bywały dni, kiedy Axl się na mnie wydzierał, ale wchodziło jednym uchem a wychodziło drugim. Ale tym razem mówił bardzo cicho, a zawsze słuchałem uważnie kiedy obierał ten ton.
Więc zrobiłem tak: byłem w Vegas na koncercie Great White poprzedniego weekendu i zabrałem ze sobą kostki do gry z Aladdina. Wiesz, te czerwone i białe. Czytałem wtedy ksiązkę i główny bohater nie radził sobie z podejmowaniem decyzji, więc robił to za pomocą rzutu kostką. Zebrałem więc wszystkich w biurze, wyciągnąłem kostki i powiedziałem: „słuchajcie, jeśli wyrzucę łącznie mniej niż 10 - zgadzamy się na opcje Axla“.
Wyrzuciłem 11, więc caly zespół i sprzęt poleciał do Detroit. Axl nie miał wyboru, musiał się zgodzić. Przez długi czas nie odzywał się do mnie po tym incydencie.
MS: Patrząc z dzisiejszej perspektywy, uważasz że to ta trasa była punktem zwrotnym w karierze GNR? Co było kluczem do ich sukcesu?Nie wiem czy cokolwiek było punktem zwrotnym. Mamy raczej do czynienia z powolnym postępem.
MS: Zespół osiągnął sukces, ale były również cięzkie momenty - śmierć fanów podczas koncertów w Donnington, przedawkowanie Todda Crew z Jetboy, rozstanie z Stevenem Adlerem i w końcu Twoje odejscie. Zacznijmy od Adlera. Jak cięzka była to decyzja?To było bolesne i frustrujace. Ale próbowaliśmy non stop żeby go z tego wyciągnąć. Problem polegał na tym, że po prostu nie nadążał za bardziej skomplikowanymi rzeczami pisanymi przez Axla na albumy UYI. Od czasu do czasu Slash i inni przebąkiwali i narzekali na to, że Steven po prostu tego nie łapie i zamiast zrobić coś z daną partią, gra ją po raz kolejny.
Uzasadnienie, że zwolniono go z powodu narkotyków to bzdura. Chodziło o umiejętności. Były również inne tarcia między Stevenem a Axlem, które z pewnością nie pomogły. Niemniej twierdze, że po odejściu Stevena zespół nie był już taki sam. Nie jest najlepszym perkusistą na świecie, ale jego energię ciężko przebić.
MS: Jakie są Twoje refleksje na temat zadeptanych na śmierć fanow na koncercie w Donnington?Slash ujął to najlepiej, mówiąc że w tamtym momencie skończył się beztroski okres kiedy nie oglądali się na efekty swoich poczynań. To było dramatyczne. Rock n roll to przecież celebracja życia i energii.
MS: Co powiesz na temat spóźnień Axla? Miałeś jakieś swoje metody by pojawił się o czasie?Cóż, tak jak powiedziałem rozumiem lęk przed występem na scenie i trudności jakie to ze soba niesie. Niemniej spóźnianie się to kompletny brak manier i jest to aroganckie - zwłaszcza w odniesieniu do publiki. W wielu sytuacjach jest to po prostu niebezpieczne dla ludzi. Chciałbyś być w ich ekipie i zwijać scenę o 3.30 nad ranem, pakować ją i wieźć 200mil dalej by postawić ją na nowo na następny koncert? Jedna sprawa to unikanie rozgłosu i niechęc do dawania mediom pożywki. Zupełnie druga to narażanie ludzi na ryzyko i niedocenianie ich wkładu. Niektórzy tak właśnie robią. Natomiast trzeba powiedzieć jedno o Axlu - był interesujący. Potrafił być frustrujący, ale nigdy nudny.
MS: Zastanawiałem się czy był jakiś moment jeszcze zanim GNR osiągnęło duzy sukces, że zespół był na krawędzi rozpadu?Tak, w Phoenix gdzie była niezła rozróba. Powiedziałem chłopakom: „słuchajcie, poczyniłem pewne zobowiazania dla tego zespołu, ale jeśli zdecydujecie się na innego wokalistę - zostanę przy Was“. Oni też to rozważali.
MS: Możesz opowiedzieć jakąs historię o GNR, która do tej pory nie ujrzala światła dziennego? Tak, pewnego razu byliśmy na LAX i Izzy pokazał mi, że schował swój towar w małym boom boxie, w miejscu na baterie. Powiedziałem mu, zeby się tego pozbył i tak zrobił. Wrócił, stanął przy mnie i nagle zemdlał. Faktycznie pozbyl się towaru - połknął wszystko. Przez cały lot był nieprzytomny wg. naszego managera Douga Goldsteina. Musiałem czekać na Axla, który nie pojawił się na lotnisku. Kiedy Izzy się obudzil, nie wiedział nawet, że jest w Tokio. Myślał, że nadal jest w L.A. Steven musiał trącić go łokciem i powiedzieć: „A wygląda Ci to na dolinę San Fernando?“.
MS: Opowiedz więc nam o tym jak zostałeś zwolniony.Byłem w New Jersey, to był 1991. Dostałem telefon od Axla, który bardzo cicho powiedział:
„Nie moge już z Tobą pracować“. Odparłem: „Przykro mi to słyszeć, wrócę do L.A za dwa dni, zjedzmy razem obiad i pogadajmy“. To był ostatni raz kiedy w ogóle z nim rozmawiałem. Do dzisiaj nie zamieniliśmy ani jednego słowa więcej.
MS: Inni się zgodzili?Musieli. Wg. mnie sytuacja wyglądała tak, że Axl powiedział iż nie pojedzie w trasę jeśli dalej będę managerem. Nie dał im wyboru, prawda? W tamtym okresie Axl przejmował zespół. Spójrzmy na pierwsze co zrobił po tym jak odszedłem: zmusił wszystkich by przekazali mu prawa do nazwy zespołu. To był ruch Axla i Douga mający na celu przejęcie zespołu. Obydwoje wiedzieli, że nigdy bym się na to nie zgodził. Axl nigdy nawet nie wspominał o tym za mojej kadencji, ponieważ wiedział jaka bylaby moja reakcja.
MS: Więc wg. Ciebie Axl i Gouldstein mieli jakiś sekretny sojusz?Brzmi prawdopodobnie. Cała robota przygotowująca UYI i trasę, wszystko zostało zrobione. Wiec nie bylem już potrzebny, tak po prostu. Momentalnie sprzedałem wszystkie swoje prawa do przyszłych przychodów za ułamek ich wartośći w 1991. Mój stan emocjonalny był tak zły, że wszystko czego chciałem to po prostu pozbyć się możliwośći styczności z Axlem i Dougiem.
Ci którzy powinni byli wtedy odwieść mnie od tego pomysłu, jak np mój prawnik czy księgowy, nie zrobili tego. W sumie bardziej zawiodłem się na nich, niż na członkach GNR. Niemniej była to moja decyzja i moja odpowiedzialność, którą podjąłem z powodów emocjonalnych. Od 1991 nie otrzymałem z tej racji żadnych pieniędzy od GNR.
W tamtym czasie Gouldstein pragnął władzy i był chciwy. Axl cały czas narzekał, że Steven dostał pewien procent za prawa kompozytorskie. Zalecałem im aby równo podzielili się prawami do utworów tak jak Van Halen, Great White i inni ponieważ z moich obserwacji wynikało, że głównym czynnikiem jaki rozbijał zespoły były kobiety i kłótnie o nierówny podział praw autorskich. Dlatego chciałem równego podziału - nie kobiet oczywiście, a właśnie praw.
Tak czy siak Axl dostał więcej niż wszyscy inni, a Adler najmniej. Cała reszta dostała tyle samo - mniej niż Axl i więcej niż Steven. Koniec końców to napięcie miedzy Stevenem i Axlem było wzmocnione przez kasę i kobiety.
MS: Podpisałeś ugodę i dostałeś 3,5 mln. Skąd właśnie ta konkretna liczba?Emocjonalnie byłem rozbity. Moje podejscie było na zasadzie „dajcie mi czek i nie chce miec z tym nic wspólnego“. Brzmi to jak dużo pieniędzy, ale 3,5mln to i tak dużo mniej niz należało mi sie zgodnie z umową i udziałami w sprzedaży. No i doliczyć trzeba podatki, różncych ludzi których musiałem opłacić więc nie wyszło dużo. Ale nie pakowałem się w to dla pieniędzy.
Z tymi pieniędzmy chodziło o to żeby sprzedać swoje prawa i nie musieć potem nikogo ścigać o prowizje. Nie zajmowaliśmy sobie nawet czasu szczególnymi badaniami tego ile mi się dokładnie należy. GNR i tak nieźle na tym wychodzilo, a ja mialem spokój bo nie chciałem z nikim walczyć, wisiało mi to.
MS: Zarządzałeś GNR i Great White w tym samym czasie, miałeś wielu asystentów?Na początku nie. Wiedziałem, że mam problem kiedy minąłem na lotnisku samego siebie próbującego złapac inny samolot (śmiech). Nie wiem jak mi się tu udawało, do 1987 byłem dosłownie sam a do listopada Great White miało już złota płytę, natomiast GNR do grudnia sprzedało ćwierć miliona płyt. Nieźle jak na jednego faceta.
MS: Pamiętasz żeby jakiś inny manager chciał ukraśc Ci GNR?Nie, ale w pewnym momencie Axl zapytał Cliffa Burnsteina i Petera Menscha by byli ich managerami. W owym czasie pracowali dla Metallici, ale Peter odmówił. Cliff i Peter do dobrzy ludzie i dobrze wykonujący swoją robotę.
MS: Z kim z zespołu pozostałeś najbliżej?Z Izzym. Myślę, że widoczne było to co myslał o moim odejściu skoro sam zrobił to 3 miesiące później. Potem zaangażowany był w The Project co przerodziło się w Velvet Revolver. Spotkałem się nawet z Duffem i Slashem i poprosili mnie bym był ich managerem, ale z różnych powodów stwierdziłem, że to nienajlepszy pomysł. Poziom oczekiwań byl zbyt duży.
MS: Jeszcze jedno zanim zapomnę: czy kiedykolwiek doszło do fizycznej konfrontacji między Tobą a kimś z GNR?Cóż, sprałem kiedyś Jacka Russella i nie obchodzi mnie kto o tym wie!
News dzięki umiejętnościom szperaczym Dauba
http://www.metalsludge.tv/?p=34894http://www.metalsludge.tv/?p=34869http://www.metalsludge.tv/?p=34876