Richard Fortus był gościem 128. odcinka „Fueled By Death”.
Mówił tam o Guns N’ Roses, Psychedelic Furs, Pink Floyd i wielu innych sprawach.
Kiedy zaczynała się trasa Not In This Lifetime, Richard nie wiedział, czego może się spodziewać. Reakcja publiczności była tak pozytywna, że poczuł się zaskoczony.
„To było wspaniałe”, powiedział.
Który z koncertów szczególnie utkwił mu w pamięci?
Na pewno ten w Slane Castle w Irlandii.
„Wcześniej zagrałem na tym samym festiwalu z Thin Lizzy. Nie pamiętam, czy z Gunsami też. Ale przylot helikopterem i widok tego morza ludzi jest naprawdę niepowtarzalnym przeżyciem. Myślę, że frekwencja była rekordowa. Festiwal odbywa się na ogromnym wzgórzu. Ludzie ustawiali się też na stoku, z którego nie było widać sceny. Organizatorzy zatroszczyli się więc o gigantyczne ekrany… to było raczej osobliwe. Zaje***ście jest patrzeć na takie nieprzebrane tłumy, a do tego mieć świadomość, że za horyzontem też są ludzie, tylko nie widać ich ze sceny”.
Jaki moment koncertu Richard lubi najbardziej?
„Jest taki moment. To ta chwila, kiedy gram ze Slashem cover ‘Wish You Were Here’. Na początku gramy tylko my dwaj, dopiero potem dołącza reszta zespołu. Za każdym razem wychodzi to zupełnie inaczej. To coś w rodzaju muzycznego dialogu między nami. Jako gitarzysta mogę powiedzieć, że granie tego ze Slashem jest fantastycznym doświadczeniem”.
Richard jest zagorzałym fanem Pink Floyd.
Pierwsze płyty zespołu otrzymał od ciotki, która sprezentowała mu całą swoją muzyczną kolekcję.
„Kiedy usłyszałem ‘Wish You Were Here’, poczułem się jak odurzony. Uwielbiam tę kapelę”.
Fortus miał też sposobność zawrzeć znajomość z Davidem Gilmourem i Rogerem Watersem. Umożliwił mu to bliski przyjaciel, który przez pewien czas grał w Pink Floyd na klawiszach i skomponował z zespołem „Learning to Fly”.
Richard zajmuje się również produkcją. Jest producentem Psychedelic Furs, czyli zespołu, w którym długo grał. „Oni są dla mnie jak rodzina”, stwierdził. „Bardzo lubię pracować z Richardem, ich wokalistą. On zawsze był dla mnie kimś w rodzaju mentora. Dostrzegł coś we mnie, kiedy moja pierwsza kapela supportowała Furs. Zaprzyjaźniliśmy się i jakiś czas później zaprosił mnie do zespołu. Wiedział, że gram na skrzypcach i wiolonczeli, i podejrzewał, że znajdę z chłopakami wspólny język. Zgodziłem się. Później Richard poprosił mnie o pomoc przy tworzeniu Love Spit Love”.
Jakich porad Fortus mógłby udzielić młodym muzykom, którzy marzą o wielkiej karierze?
„Dzisiaj środowisko [muzyczne] jest zupełnie inne niż dawniej. Każdy może zaprezentować swoją muzykę szerszej publiczności. I właśnie na tym polega problem: w obiegu jest zbyt wiele rzeczy. Kiedy byłem młody, przygotowywaliśmy ulotki, zdawaliśmy się na pocztę pantoflową. Tymczasem moja młodsza córka, która ma jedenaście lat, tworzy i nagrywa piosenki w domu, po czym udostępnia je przez YouTube czy SoundCloud. Jak mówiłem, dzisiaj sprawy mają się zupełnie inaczej. Poza tym ludzie nie wychodzą, nie słuchają na żywo nowych zespołów, jak to było dawniej”.
Jaka jest więc kondycja dzisiejszego rocka?
Richard jest przekonany, że zawsze będą istniały wielkie zespoły. Jako przykład podaje Rival Sons, czyli jedną ze swoich ulubionych kapel (choć trudno byłoby ją określić jako zupełnie nową).
„Są też takie zespoły jak Blackberry Smoke, grające southern rocka. To świetna, autentyczna kapela”.
Co Fortus myśli o nowym albumie solowym Duffa?
„Dotąd wysłuchałem trzech singli i uważam, że są naprawdę wyśmienite”.
Czy Richard zamierza kiedyś przejść na muzyczną emeryturę?
Na ten moment nie bierze pod uwagę takiej opcji. Muzyka jest tym, co kocha najbardziej, więc rezygnacja z niej oznaczałaby konieczność poświęcenia się czemuś, co nie jest równie bliskie jego sercu. Dlatego nie zamierza schodzić ze sceny.
Na podstawie