A ja jestem straszna tradycjonalistką i konserwatystką, jeśli chodzi o muzykę rockową. Chyba do końca już przesiąknęłam geniuszem kapel z przełomu lat 60/70 i 80/90, więc podchodzę z dużym dystansem do pseudotwórczych zapędów tworzenia czegoś wybitnego, co w efekcie wybitne nie jest. Zresztą to co dobre nie jest dla mnie, i nigdy nie będzie, synonimem tego co nowatorskie. Trdaycyjne, porządne granie, jakie Slash serwuje nam w szczególności na pierwszym Snakepicie, to strzał w dziesiątkę. Tak więc jedynie lata w VR można uznać w jego przypadku za zmarnowany okres. Tutaj jestem skłonna się z Wami zgodzić. Zresztą ja również tęsknię do Slasha osławionego niesamowitą charyzmą, którego gra potrafiła zwalić z nóg...
Gra nie równa się w tym przypadku technika, ale przede wszystkim emocje