Koncert bardzo mi się podobał:)
Na szczęście GC było jakie powinno być, obawiałem się, że tak jak na Aerosmith będzie zajmować połowę płyty, ale na szczęście tak się nie stało. Co do dźwięku to dla mnie było spoko, ale kolega który jest nagłośnieniowcem narzekał na choćby cichnącego Slasha.
Dobre show, liczyłem na inną setlistę, coś w zamian Avalon, czy Too Far Gone.
Solo do RQ za długie jednak...
jego środek to mi zupełnie nie podszedł.
Publika zrobiła się aż za spokojna po upomnieniu od Mylesa. Dobrze, że przestali się popychać, ale można skakać w pionie a nie na boki...
Hala bardzo fajna, ochroniarz polecił skorzystanie z szatni na +3 i było tam zupełnie pusto, dzięki mu za to:P
Po koncercie czekałem na Slasha z 1,5h przy wyjeździe autokarów. Wyszedł i dał autograf, to już trzeci, chciałem foto, ale nie można było nawet wyciągnąć aparatu;/ Słabo. Powiedziałem mu, że show było awesome i że dzięki wielkie mu za to, powiedział, że 'crowd was fucking amazing". Jeszcze powiedziałem "plesea play Coma one other time" a on na to... "that's never gonna happen." WKURWIŁ MNIE
Jeszcze jedna uwaga... Ludzie ze smarfonami przeginają pałę. Wkurw mnie łapał na pajaca przede mną co testował swojego Nota 3, czy 4. Palancie w czerwono-granatowej koszuli w kracie, będący z dziewczyną blondynką w okularach, mało brakowało żebym wywalił Ci ten telefon w publikę. - Jeśli to czytasz to opanuj się następnym razem:P
Powinni przerywać koncerty, bo to psuje zabawę. Doceniam Axla teraz bardziej za wskakiwanie w tłum kiedyś;)