Slash to muzyk, którego nie trzeba przedstawiać.
Razem z Guns N’ Roses wspiął się na szczyty sławy, został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame. Tworzył Velver Revolver, a w ostatnich latach gra z Mylesem Kennedym i Konspiratorami. Niedawno wydał płytę pt. „Living The Dream”. W udzielonym „Thrasher magazine” wywiadzie mówił o swojej przygodzie z BMX, życiu w trzeźwości i muzyce. Krążą słuchy, że nadal czytasz „Thrashera” [magazyn o szeroko pojętej kulturze skate – przyp. tłum].Długo jeździłem na BMX. W latach siedemdziesiątych, do roku 1979 byłem częścią tego środowiska, a „Thrasher” stał się dla nas czymś w rodzaju Biblii. Widziałem to czasopismo wszędzie i zostałem jego fanem.
I od tamtej pory jest częścią twojego życia. Zdecydowanie. Ważną częścią.
Podobno kiedy odkryłeś gitarę, porzuciłeś rower. Kiedy zacząłem grać na gitarze, rower w ciągu 24 godzin odszedł do lamusa. Całkowicie poświęciłem się graniu. To było nagłe. Ni stąd, ni zowąd rower stał się dla mnie po prostu środkiem transportu.
Zdarza ci się jeszcze jeździć? Niekiedy. Jestem świadomy, że to jedna z tych rzeczy, które wiążą się z pewnym ryzykiem, dlatego jeśli jeżdżę, to w przerwach między trasami. Mam w garażu trzy rowery. Moi synowie także je posiadają. Ale jeżdżąc, stanowię zagrożenie – dla siebie, a może również dla innych.
Epoka BMX dobiegła zatem końca. Wczoraj widziałem DVD „Living The Dream” i byłem pod wrażeniem lekkości, z jaką grasz. Świetnie pamiętam tamten koncert. Dobrze się bawiliśmy. Myślę, że tamten występ jest dobrą próbką całej naszej ostatniej trasy. Chociaż ja sam nie widziałem tego DVD. Nie oglądam nagrań z koncertów, kiedy to nie jest konieczne. Nie lubię siebie oglądać.
Jak to się stało, że zacząłeś nosić cylindry? Czy to prawda, że pierwszy z nich ukradłeś? W tamtych czasach… to było jakoś w 1985… Guns N’ Roses mieli grać w Whiskey. Chodziłem po Melrose i byłem spłukany. Szukałem czegoś, co mógłbym założyć na tamten koncert. Wszedłem do sklepu… Jeśli mnie pamięć nie myli, nazywał się Retail Slut. Na wystawie zobaczyłem cylinder i postanowiłem go przymierzyć. Spodobał mi się. Rozejrzałem się, a ponieważ nikt nie zwracał na mnie uwagi, skorzystałem z okazji i zwyczajnie się wymknąłem. Mówiłem sobie: „Jeśli mnie złapią, powiem, że zapomniałem, że mam go na głowie”. Obok był inny sklep, Leathers and Treasures. Sprzedawali fantastyczną galanterię skórzaną vintage. Złapałem skórzany pasek i wyszedłem. Wróciłem do mieszkania, w którym mieszkałem wtedy z Axlem, pocięliśmy pasek i opasaliśmy nim cylinder. Tamtego wieczoru miałem go na głowie i niejako stał się częścią mojego wizerunku. Kapelusz pomagał mi się ukrywać, bo nie lubię wzrokowego kontaktu z publicznością
Zastanawiam się, ile par okularów słonecznych i kapeluszy posiadasz… Nie kolekcjonuję ich. Mam dwa dobre cylindry. Jeden z nich dostałem całkiem niedawno. Są naprawdę zaje***ste. Wszystkie pozostałe to zwykłe kapelusze, z tych, które możesz kupić w dowolnym sklepie. Kosztują po 60 dolarów i starczają mi na jedną trasę… w zależności od tego, jak często pada. Nie jestem kolekcjonerem. W sumie mam ich osiem, może dziesięć.
To, że udało ci się wytrwać w trzeźwości, jest godne podziwu. Jak to się stało, że pewnego dnia powiedziałeś sobie: „Dość”? Na to złożyło się wiele różnych czynników, z których najważniejsza jest chyba świadomość, że to, co dotąd było zabawne, stało się żałosne. Granica jest bardzo płynna. Pewnego dnia to się dzieje i już. To, że pijesz i ćpasz, z czasem zaczyna ciążyć i wpływa na całe twoje życie. Aż wreszcie musisz się z tym zmierzyć i przyznać przed samym sobą, że nie jesteś szczęśliwy. W tym momencie trzeba podjąć jakąś decyzję, coś przedsięwziąć. W pewnym momencie przestałem się dobrze bawić, a moje uzależnienie kładło się cieniem na wszystkim, co robiłem jako muzyk. No i miałem dwóch synów.
Dorastałem w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. To były bardzo liberalne czasy. Widziałem wielu nieobecnych rodziców. Nie chciałem być jednym z nich. Wszystko to razem wzięte przekonało mnie, że muszę coś ze sobą zrobić. To jedna z najważniejszych rzeczy, jakich udało mi się dokonać.
Nastawienie spod szyldu „seks, narkotyki i rock and roll” wydaje się z wolna odchodzić do lamusa. Czy masz podobne spostrzeżenia? Większość osób, z którymi współpracowałem czy po prostu spędzałem czas, prędzej czy później wzięło się w garść. Dzisiaj żyją w trzeźwości, a jeśli zdarza im się pić, to tylko dlatego, że dawniej nie upadli tak nisko jak ja. Mam wrażenie, że postawa „seks, narkotyki i rock and roll” faktycznie odchodzi do lamusa. Już nie jest tak jak kiedyś, w latach sześćdziesiątych, osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych.
Przykro patrzeć, jak kolejne legendy odchodzą… Doszła do głosu nowa tendencja: coraz więcej osób cierpi na depresję, która niekoniecznie ma związek z narkotykami. To tym bardziej ciekawe, że w ostatnich latach możliwości terapii jest coraz więcej. Widzieliśmy, jak wielu ludzi umiera z przedawkowania, i nie mieliśmy pojęcia, że wielu z nich prawdopodobnie cierpiało na depresję.
To, że się o tym rozmawia, jest pozytywne. Kolejna istotna rzecz, z której nie wszyscy zdawali sobie sprawę, to wielki przemysł farmaceutyczny. Tuż przed przełomem brałem OxyContin. Młodzi wolą opium. Ciekawi mnie, jak te rzeczy się zmieniają.
Świetnie, że wielcy artyści mówią o tym, że udało im się wyjść na prostą. Dobrze, że ludzie, którzy niegdyś prowadzili takie a nie inne życie, dzisiaj mówią: „To wcale nie jest takie cudowne, jak próbuje się wam wmawiać”. Być może dzięki temu ktoś zastanowi się, zanim spróbuje. Młodzi ludzie, którzy myślą, że aby się dobrze bawić, trzeba pić, mają szansę się przekonać, że jest alternatywa i można żyć trzeźwo.
Założę się, że dla swoich synów jesteś wzorem. Mój starszy syn jest muzykiem i pewne rzeczy są dla niego jasne. Młodszy również jest znacznie bardziej świadomy niż ja w jego wieku. Rzuciłem picie, kiedy miał mniej więcej rok, i dobrze wie, ile zła mogą wyrządzić narkotyki i alkohol.
Czy koncert Guns N’ Roses odbierasz inaczej niż występ z Mylesem Kennedym i Konspiratorami? Po prostu jestem muzykiem, który uwielbia komponować i grać koncerty. Guns N’ Roses to moje korzenie, dlatego wiele dla mnie znaczą. Osiągnęliśmy sukces wbrew wszelkim przewidywaniom. Czuję się tam jak w domu. Kiedy gramy koncerty, pojawia się chemia i energia, której brakowałoby w innym składzie. I to jest świetne. Oczywiście przez wiele lat nie było mnie w zespole i po powrocie nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Jednak okazało się, że to jeden z najlepszych okresów w moim życiu.
Konspiratorzy to prosty i surowy projekt. Gramy prostego rocka. Nie ma w nim właściwej Guns N’ Roses monumentalności.
To niewiarygodne, jak długowiecznym jesteś muzykiem. Chciałoby się powiedzieć: chapeau… dosłownie!Dla mnie to również fantastyczna sprawa. To, że przez całe życie mogłem robić coś, co kocham. Często o tym myślę i odczuwam wdzięczność.
Źródło