Często spotkać się można z przygrywkami Slasha w momencie gdy na rytmicznej wciąż grany jest main riff. Dobrym przykładem jest tutaj Anastasia, przynajmniej ja od razu skojarzyłem ją z WTTJ (partia Izziego zdaje się, zanim wchodzi wokal). One Last Thrill, Hard&Fast i Shots Fired przypominają mi Nightrain. Generalnie większość piosenek brzmi dosyć gunsowo. Szczególnie piętnasty, bonusowy track "Crazy Life" - UYI pełną gębą, poza refrenem, którego forma jest melodyczno-chórkowa (w sumie jest to cecha prawie całego albumu, trzeba się przyzwyczaić), ale taki refren to standard teraz.
To tylko moje zdanie, ale Apocalyptic Love zbierze dużo bardzo pozytywnych recenzji za rock w starym stylu. Według mnie bardzo duża w tym zasługa Todda Kernsa, Generalnie Slash zawsze miał u boku świetnego basistę: Duff, Mike Inez, James LoMenzo i niedoceniony Griparic. Zawsze grą na basie kleili całą linię melodyczną, wszystko było zgrane i dobrze brzmiało. W ostatnim albumie tego nie było, Chris Chaney IMO nie podołał. Zauważcie, że piosenki, które Slash nagrał we współpracy z innymi basistami (Flea, Lemmy, Duff) były jakby bardziej dopracowane. Nie żebym coś insynuował, ale Saul zebrał na trasę (w konsekwencji na nową płytę) świetnych ludzi, z pasją i dobrym uchem. Szkoda mi Bobbiego Schnecka, bo skurczybyk na trasie w kawałkach GNR prawie idealnie imitował Izziego (choćby solo Nightrain, przesłuchajcie wersję z Made in Stoke). Nie wiem czy Frank Sidoris da radę go zastąpić, młodziak jeszcze i ma dziwnie nisko ustawione ampy, ledwo go słychać.
@up
Które sample przesłuchałeś? 30 sekundowe, czy 90 sekundowe?