Ciekawe to porównanie do tatusia i myślę, że w jakimś stopniu słuszne, chociaż wciąż nie rozumiem, czemu trzeci, czy czwarty z kolei tatuś może być uważany za najlepszego
;p, zwłaszcza jeśli nie miał zbyt wielu możliwości sprawdzenia się w tej roli.
Przypominają mi się przy tej okazji słowa Stinsona - go on board or fuck off. Obecni muzycy Gunsów, no może z jednym, czy dwoma wyjątkami;) nijak nie przyczynili się do tego, że spore grono fanów Gn'R zostało pozbawione muzycznych tatusiów, ale czy to musi oznaczać natychmiastową akceptację nowych? Chyba trudno jest zaakceptować nowego członka rodziny, zwłaszcza, gdy poprzedni był nam szczególnie bliski... Ja zaakceptowalem nowych, choć nie przyszło to wcale łatwo. Ale dzięki temu wciąż jestem na pokładzie. Tyle, że nie wiem, czy ten pociąg ma jeszcze maszynistę