Byłem na koncercie i brzmieniowo, muzycznie i wizualnie to była miazga. Jak na NIN dość 'ostry' set, choć lekki niedosyt, bo show trwało 95 minut. W Berlinie było 15 minut więcej. NIN to jednak zespół, który w miarę możliwości zmienia setlisty, więc cieszę się, że mogłem po raz pierwszy usłyszeć The Wretched, Eraser czy 1,000,000, ale po raz kolejny na Survivalism bym się nie obraził.
Osobna sprawa to show pod względem wizualnym. Brzmienie w Spodku naprawdę dobre (na środku płyty), a wizualizacje zwłaszcza przy Dissapointed czy The Great Destroyer to prawdziwe sceniczne arcydzieło. Zaskoczony natomiast jest dość marną frekwencją - część płyty oraz ogromna część trybun była praktycznie pusta.