photo: Kat Benzova
Richard Fortus przebywał ostatnio na Kubie wraz z zespołem The Dead Daisies. Portalowi Juventud Rebelde udało się porozmawiać z gitarzystą kilka minut przed koncertem grupy w Salon Rosado w La Tropical. Richard podkreślił, że możliwość grania na Wielkich Antylach była jedną z najlepszych rzeczy, która przytrafiła mu się w życiu i zachęcił swoich kolegów po fachu do licznego odwiedzania wyspy.
Bycie na Kubie to ogromne przeżycie, o którym nigdy nie myślałem, że mi się uda doświadczyćJak to się stało, że chłopak z Saint Louis, Missouri, zainteresował się rockiem będąc otoczonym jazzem?Richard:
To długa historia. W Saint Louis słucha się zarówno Chucka Berryego jak i każdego, kto stamtąd pochodzi. W tym mieście jest też dużo bluessa, ale to także miasto rock n’ rolla, nie tylko jazzu.Wspomniałeś o jazzie, wiem także, że lubisz blues. Czy to takie marzenie, którego nie udało ci się spełnić?Richard:
Lubię zarówno jazz jak i blues. Są częścią mojego życia, wychowałem się na nich. Nie wydaje mi się, żebym się rozstał z nimi w jakikolwiek sposób. Inaczej bym nie mógł grać i tworzyć muzyki. Dużo gram, jak wiesz. Zdarza mi się grać z orkiestrami w Stanach. Nie mam aspiracji by grać jedynie solo, lubię grać z przedstawicielami różnego rodzaju muzyki, jak Kim Massey czy inni.W jaki sposób dopasowałeś swój styl grania na gitarze do zespołów takich jak Pale Divine, The Psychedelic Furs czy Love Spit Love?Richard:
Wszystkie te zespoły są częścią mojego życia. Pisałem dla nich utwory. Jestem zaszczycony, że mogłem być ich częścią , ale teraz skupiam się na Guns N’ Roses i The Dead Daisies.Dekada od 2000r. zaczęła się dla ciebie wyjątkowo: dołączyłeś do Guns N’ Roses. Jaka była twoja pierwsza myśl, gdy usłyszałeś „jesteś w zespole”?Richard:
To było dawno temu. Chyba 13 lat temu? To był koniec 2001r. Jak zareagowałem? Wahałem się trochę. Oczywiście, znałem członków zespołu i ich pracę, która bardzo mi się podobała. Było inaczej w porównaniu do innych zespołów. Inny styl, bardzo różny od tego, co grałem wcześniej. Ale bardzo się ucieszyłem, ponieważ część członków zespołu była moimi znajomymi i bardzo chciałem z nimi grać. Wtedy z Tommy’m Stinsonem, Robinem Finckiem i Bryanem Mantią byliśmy bardzo dobrymi kumplami i dla mnie granie z nimi było bardzo ciekawym doświadczeniem.Guns N’ Roses wpisało się bardzo dobrze w historię hard rocka. Jak obecnie wygląda sytuacja w zespole? Możemy się spodziewać nowej płyty?Richard:
Mamy część nagraną. Kończymy i myślimy o wydaniu czegoś w tym roku. Nie wiem czy będziemy mieć cały nowy album, ale będzie to nowa muzyka. A jeśli chodzi o sytuację w zespole, to zespół ma się świetnie.Myślisz, że Axl Rose wraz z zespołem mógłby zagrać dla kubańskich fanów?Richard:
Mam taką nadzieję. Gdy wrócimy do domu, z pewnością wszyscy będziemy dużo mówić o naszych doświadczeniach tutaj, na Kubie.Może uda ci się przekonać Axla?Richard:
Na pewno będę próbował. Było trudno, ale skoro The Dead Daisies udało się tu przyjechać na tydzień, to mam nadzieję, że większe zespoły też się otworzą na Kubę, z wzajemnością.Skoro jesteśmy przy The Dead Daisies – w jaki sposób zostałeś zaangażowany w ten projekt?Richard:
To było kilka lat temu. To bardzo osobisty projekt. To połączenie moich dobrych znajomych i bardzo się cieszę, że mogę być tego częścią. Razem piszemy utwory i muzykę. Jestem bardzo dumny z bycia w tym zespole.Jesteśmy w Abdala Studios, czy to oznacza, że The Dead Daisies nagrywa coś z kubańskimi muzykami?Richard:
Nie, niczego nie nagrywaliśmy, po prostu mieliśmy tu z nimi próbę. Może po dzisiejszym koncercie coś zaiskrzy. Ale tak czy inaczej, praca z kubańskimi artystami była fantastycznym przeżyciem. Macie wielu świetnych perkusistów/bębniarzy i muzyków grających na najróżniejszych instrumentach. Z tego słyniecie na świecie.źródło