Joe Satriani gościł w programie „Jonesy’s Juebox”.
Odniósł się w nim do pandemii koronawirusa i opowiedział pewien epizod z udziałem Slasha.
Joe, Slash, a także Chester Bennington z Linkin Park zagrali razem w roku 2006.
„Opowiem ci pewną zabawną historyjkę na temat tego koncertu”, powiedział Satriani.
„Na scenie było mnóstwo muzyków, każdy przychodził, odchodził i właściwie nikt nie czuł się zupełnie swobodnie. To nie był zwyczajny koncert. Byłem tam, grałem, wokaliści zmieniali się. W pewnym momencie zjawił się Slash.
To świetny facet i nadzwyczajny gitarzysta. Przyszedł, przygotował się i zaczęliśmy grać. Są tacy ludzie, którzy czują się w obowiązku splunąć na scenę. To dotyczy również muzyków. Slash chyba do nich należy.
W każdym razie tamtego wieczoru odwrócił się i splunął prosto na mój pedał wah-wah. Zostawiłem go tam. Nie miałem odwagi go dotknąć. Wiem, że powinienem był go wziąć, schować do pudełka i… sprzedać na Ebayu? Kto wie, jaką miałby wartość… Jednak zostawiłem go. A Slash grał tamtej nocy fantastycznie, więc sądzę, że u niego to się sprawdza”.
Zapytany o koronawirusa, Joe odparł:
„Problemem są zgrubienia na palcach. Kiedy grasz na harfie, gitarze czy jakimkolwiek innym instrumencie strunowym, one są dla ciebie sprawą wielkiej wagi. Ich mycie to bardzo osobista rzecz. Dlatego gdy jakiś naukowiec na CNN mówi: ‘Trzeba myć ręce co 25 minut’, myślisz sobie: ‘Chwila, jak niby mam to robić, skoro muszę dbać o zgrubienia?’”.
„To po prostu wirus”, dodał Satriani. „Matka natura bez przerwy je stwarza. Takie jest życie”.
Źródło