Inżynier dźwięku Micajah Ryan, który kiedyś współpracował z Guns N’ Roses, pojawił się w „Full in Bloom”.
Opowiadał tam między innymi o burzliwych czasach powstawania „Appetite For Destruction”.
„Opowiem ci pewną historię. Któregoś poranka, w czwartek, czekaliśmy na zespół, gdy [producent] Mike Clink otrzymał telefon. Menedżerka dzwoniła w sprawie mieszkania, w którym chłopcy wówczas pomieszkiwali.
Clink zaproponował, żebym z nim pojechał, wskoczyliśmy więc do wozu i pojechaliśmy. Na miejscu czekała na nas zdenerwowana menedżerka. Wpuściła nas do środka i pokazała, w jakim stanie było mieszkanie. Każdy szklany element był rozbity. Okna, lustra, filiżanki, spodki… wszystko. Nawet lustro w łazience.
Właścicielka była oszołomiona i kompletnie nie wiedziała, co robić. Na szczęście Mike zachował się, jak należy. Obiecał, że wytwórnia pokryje straty, że wszystko zostanie naprawione i nie ma się czym przejmować.
Przez całą drogę do studia śmiał się i kiwał głową. ‘Niewiarygodne’, mówił”.
Jak za czasów Ryana wyglądała praca nad płytą?
„Zaczęliśmy od gitar rytmicznych, potem Slash nagrał kilka solówek. Tak naprawdę o kolejności zadecydował wokal. W ciągu dnia nagrywaliśmy gitarę rytmiczną, a potem solówki, żeby Axl mógł zjawić się wieczorem”.
Czy Izzy i Slash zjawiali się razem?
„Przychodzili pojedynczo. Nagrywanie partii Slasha trwało dwa i pół, może trzy miesiące. Izzy uwinął się w jakieś trzy tygodnie. Wydawał się bardziej skupiony, podczas gdy Slash lubił trochę poeksperymentować. Axl dograł wokale na końcu”.
Źródło