Autor Wątek: Bumblefoot chce szczęśliwych krów i trasy po Bałkanach  (Przeczytany 3109 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Emma

  • Zasłużeni
  • Garden Of Eden
  • *****
  • Wiadomości: 3849
  • Respect: +2359
Bumblefoot chce szczęśliwych krów i trasy po Bałkanach
« dnia: Grudnia 22, 2013, 03:55:07 pm »
+5
photo: Katarina Benzova

To, co miało być 30-minutowym wywiadem z Bumblefootem, okazało się 1,5-godzinną rozmową o gitarach, muzyce, Guns N’ Roses, zdrowiu, wypadku sprzed kilku lat, polityce, brytyjskich fanach, działalności charytatywnej i na wiele innych tematów. Pytania zadawał Mikkel Elbech, który z Ronem spotkał się w Danii. Odpowiedzi zostały podzielone na swego rodzaju sekcje. Ze względu na długość tego dość specyficznego „wywiadu”, został on dodatkowo przez nas podzielony na kilka części, które będą się sukcesywnie ukazywać na łamach naszego portalu. Zapraszamy do lektury pierwszej z nich:


Co sprawia, że gitara jest wspaniała

Jesteśmy na imprezie poświęconej gitarom, więc może zacznijmy rozmowę na temat tego instrumentu. Zakładam, że oczywiście są gitary, które lubisz bardziej niż inne. Gdy trzymasz ją w rękach, jaka jest najważniejsza różnica między wspaniałą gitarą a tą niezbyt dobrą?
Bardzo dobre pytanie! Ze idealnym instrumentem rzecz polega na tym, że nie musisz z nim walczyć by coś zagrać. W niektórych wypadkach czujesz, że twoje palce się męczą byś mógł zagrać to co chcesz. Czasem to tylko sytuacja, gdy gitara nie jest odpowiednio ustawiona.

Co konkretnie? Struny, progi, coś innego?
Ron: To może być złożone. Jestem pewien, że chwyciłeś za gitarę i pomyślałeś „ach, ta nie za bardzo leży mi w rękach”, podczas gdy inne są jakby twoim uzupełnieniem. Jest twoje ramię, twój łokieć, nadgarstek, palce – i w końcu twoja gitara! To po prostu jak następna część twojej kończyny i wydaje się, że współpracuje z tobą. Z dobrą gitarą czujesz się wolny.

Pozostając w temacie. Jeśli mówimy tylko na temat zwykłych sześciostrunowych gitar, dla nie-gitarzystów one wszystkie wydają się podobne. A dla ciebie jaki jest najistotniejszy element, która sprawia, że gitara jest fantastyczna?
Ron: Zdecydowanie gryf. Jego kształt oraz to jak ułożone są struny na podstrunnicy. To numer jeden. Czy mówimy tylko o aspektach fizycznych, czy także o dźwięku?

Także.
Ron: Okej, zdecydowanie dźwięk, oczywiście – to jest ważniejsze niż cokolwiek innego. To dajesz ludziom! Nie prezentujesz im tego co czujesz pod palcami – dajesz im dźwięk wydobywający się z instrumentu. Musi być on wyrazisty.  Gdy uderzasz dźwięk i dajesz z siebie wszystko, musisz uzyskać niespójne dźwięki, które brzmią jak ludzki głos. Potrzeba otwartości i niedoskonałości, aby zabrzmiało po ludzku. Chcesz, aby gitara śpiewała i krzyczała. Uzyskujesz to ze wzmacniacza, z przetworników, z samej gitary i wreszcie ze swoich palców. Ale gitara może coś odebrać, jeśli nie jest dopasowana.

Ile gitar posiadasz osobiście?
Ron: Nie tak wiele. Przez lata mojej kariery powinienem mieć pokój z setką gitar! Rzecz jednak polega na tym – każda gitara, którą mam jest tą, na której gram. Gdy przestaję grać, wtedy ją zatrzymuję i chowam w bezpiecznym, szczęśliwym miejscu. Mam poniżej 20 instrumentów.

Gdybyś mógł grać tylko na jednej z nich, która by to była?
Ron: Byłaby to gitara z podwójnym gryfem. Vigier double-neck, na której przed chwilą grałem. A jeśli nie ta, to drugim wyborem byłaby gitara „latająca stopa” [flying foot guitar – ang.] – ta, która ma kształt stopy ze skrzydłami – gdyż to bardzo niestandardowy instrument. Z małym korpusem ma bardzo dużą barwę w środku. I mówiąc o gitarze, na której można odlecieć i czuć się wygodnie – to właśnie bardzo wygodna gitara do grania.


Jak wybrać idealną gitarę dla początkującego

Możliwe, że czyta to ktoś kto chce zacząć grać na gitarze elektrycznej. Gdybyś miał doradzić idealną gitarę dla początkującego, co by to było?
Ron: Taka, która jest niedroga. Taka, która wizualnie podoba się danej osobie. W zasadzie wybór polega na najbanalniejszych aspektach. Musi to być taki instrument, który wygodnie leży w dłoniach. Taki, który jest lekki i wygodnie przylega z tyłu. Coś, co nie jest niewygodne i sprawia ból przy noszeniu. Coś co jest dla początkującego tak łatwe jak się da. Tak właśnie ja bym zaczął.

Zatem nie konkretna gitara, ale może coś więcej na temat parametrów?
Ron: Tak, gdyż będą one różne dla każdego. 9-letnia dziewczynka może wybrać gitarę Daisy Rock w kształcie kwiatka i powiedzieć „mamo, chcę taką!”, a jakiś zamknięty w sobie, „chcę wysadzić w powietrze szkołę” dzieciak, który czuje złość, wiesz, zdecyduje się na coś innego. Taka gitara, na którą popatrzą i powiedzą „podoba mi się jej wygląd” – to właśnie ta, którą wybiorą, aby sprawdzić jak leży i jak brzmi.

To idzie w parze z tym co powiedziałeś, że gitara ma być uzupełnieniem siebie.
Ron: Tak, twojej osobowości. Musi być wygodna w rękach i być inna dla każdego.

Wiem, że pewnie nigdy nie musiałeś, ale gdybyś miał wybrać pomiędzy kombinacją „beznadziejny piec i super gitara” lub „super piec i beznadziejna gitara”, jakiego wyboru byś dokonał?
Ron: Wybrałbym super wzmacniacz i lipną gitarę. Z instrumentem możesz się przystosować do tej beznadziejności i popracować nad nią. Możesz zagrać trochę inaczej. Rzecz polega na tym jak rozgryźć taniec z fatalnym partnerem. Rozpracowujesz jakie są dziwactwa i sprawiasz, że zaczynają działać właściwie. Zatem posiadanie świetnego wzmacniacza sprawiłoby, że lipna gitara zaczęłaby brzmieć lepiej niż wspaniała gitara i słaby piec, gdzie dałbyś sobie wypruć flaki, a końcowy efekt i tak brzmiałby bezsensownie.

Jesteś znany z niektórych swoich spektakularnych ręcznie wykonanych gitar, tak jak Bumblefoot, albo Swiss cheese.
Ron: Z gitarami wykonanymi ręcznie wielokrotnie jest zgadywanka i nie wiesz co stracisz, a co możesz zyskać poprzez rzeźbienie i cięcie korpusu gitary. Jeśli masz gęstego Les Paula, to będzie brzmiał on całkiem inaczej niż Swiss cheese, w którym wywierciłeś milion dziur! Nie wiesz jakie jest brzmienie, do momentu gdy jej nie ociosasz. Ale czasem to najlepsza rzecz – będziesz miał instrument, który brzmi unikatowo. Popatrz na gitary Briana May’a. Nie ma innej sześciostrunówki, która brzmi tak jak jego. Po jednym dźwięku rozpoznajesz kto gra. Czasem zdarzają się takie rzeczy. Możesz posiekać gitarę, a na końcu okaże się, że nie brzmi źle. Dźwięk będzie po prostu inny i będzie mieć inne cechy, które zostały dodane i odebrane.

Wiem, że potrafisz także grać na kilku innych instrumentach. Jeśli określimy twoje gitarowe umiejętności na 10, to jakie są twoje możliwości na gitarze basowej?
Ron: 7.613 [śmiech]

Nieźle. A fortepian?
Ron: 4.728509.

A perkusja?
Ron: 6.48

Mandolina?
Ron: 7.9213.

Wiolonczela?
Ron: 4.462.

Dzwonki?
Ron: 3!

Tylko 3? Okej, i wreszcie, harfa?
Ron: Harfa? 3.01!


Domysły na temat wydania nowego albumu Guns N’ Roses

Podczas naszej ostatniej rozmowy powiedziałeś mi, że atmosfera w Guns N’ Roses się dramatycznie zmieniła po tym, gdy wreszcie Chinese Democracy ujrzała światło dzienne – to było jak błądzenie po pustyni przez 40 lat i wreszcie przekroczenie granicy. Jaka jest atmosfera w obozie Gunsów w ostatnim czasie?
Ron: Jest znacznie lepiej. Mam na myśli, że jest stabilnie i zgodnie, a jeśli tak jest, wtedy można się rozwijać i osiągać więcej. Jeśli masz bezpośredni kontakt przez wiele lat z tymi samymi ludźmi – tą samą grupą – to jednoczy. Poznajesz każdego muzycznie, osobowościowo i wiesz jak z tym współżyć. Wiesz jak to jest, gdy grasz z kimś od lat i po prostu wiesz, gdzie ten ktoś muzycznie podąży, a ty idziesz z nim. Tego typu sytuacje. Czuję, że teraz mamy tego więcej, a także słyszę to od ludzi, którzy przychodzą na koncerty. Mówią „chłopaki, jesteście teraz bardziej zespołem niż przedtem”.

To muzycznie. A personalnie?
Ron: Tak samo. Mówią te same rzeczy. „Bawcie się dobrze panowie!” Wyczuwają jedność. Tego nie da się oszukać. To jest, albo tego nie ma.

Zatem minęło 5 lat od wydania Chinese Democracy.
Ron: O Boże, wow.

Od poprzedniego albumu, The Spaghetti Incident, minęło 15 lat. Czy to oznacza, że pozostało nam tylko 10 lat do kolejnego albumu Guns N’ Roses?
Ron: Przy odrobinie szczęścia! Dziesięć lat, może być, a może dziewięć! Ciężko powiedzieć, bo w życiu wszystko może się wydarzyć. Łatwo żartować, że to będzie 2019 rok i nadchodzimy! Lecz tak naprawdę nie wiesz co się wydarzy. Nie wiesz jaki zbieg wydarzeń może cię zmotywować lub odciągnąć od tworzenia. Ludzie mogą zachorować. Mogą umrzeć. Mogą stracić część ciała. Ludzie mogą mieć także czystą drogę przed sobą, gdzie nic nie odciągnie od tego, czego oczekujemy.

Racja.
Ron: Oczywiście, jeśli spojrzeć w przeszłość, można zacząć snuć przewidywania i założenia na temat tego, co może się wydarzyć, albo jak długo zajmie dokonanie tego – jest to jednak niemożliwe pytanie. A ja nie mam na nie odpowiedzi. Nawet nie potrafię odpowiedzieć na to w kwestii mojej własnej muzyki. Każdego roku mam chęć wydać album, ale wiem, że prawdopodobnie nie byłbym w stanie nagrać więcej jak jedną piosenkę.  I nawet wtedy nie potrafię rozpocząć rejestrowania utworu, bo zbyt wiele rzeczy zaprząta mi głowę. To jest trudne i staje się trudniejsze.

W jakim stopniu komponujesz, gdy jesteś w trasie, pomiędzy koncertami i próbami?
Ron: Nigdy nie potrafię komponować w trasie. Z jakiegoś powodu w trasie usycham. To coś takiego, gdy muszę się odizolować i żyć normalnym życiem, aby odnaleźć inspirację i tworzyć muzykę. Naprawdę powinienem spróbować pokonać tę niemoc, ale nie potrafię. Mam naprawdę niewiele utworów, które byłem w stanie wymyślić podczas trasy.


Podróżowanie naprawdę rozwija umysł

W marcu Gunsi dali koncert w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Libanie.  Jak się czułeś grając tam?
Ron: To nie pierwszy raz gdy graliśmy w Emiratach, a poza tym byłem tam prywatnie. Zaczyna być tam jak w domu. Liban to było coś na co zdecydowanie oczekiwałem, ponieważ to był mój i nasz pierwszy czas, gdy byliśmy razem. Nie wiesz czego się spodziewać, a ludzie zawsze wypełniają twoją głowę pomysłami – ich własnymi pomysłami – i zawsze są to ludzie, którzy mają najmniejsze doświadczenie, ale najwięcej do powiedzenia. Zawsze. I to nieuprzejme opinie.

Jakich ludzi masz konkretnie na myśli?
Ron: Kogokolwiek. Każda istota, która pojawia się w twoim życiu. Czy jest to rodzina, znajomi, obcy, ludzie od interesów, czy też tacy, którzy z niczym nie mają do czynienia. Oni wszyscy będą mieli dla ciebie najlepsze rady w kwestiach, o których nie mają zielonego pojęcia. Będą ci mówili co jakie jest i na co uważać. A jeszcze tego nie doświadczyli. Jedyną wiedzę czerpią z prasy. A jeśli coś jest w wiadomościach, to znaczy, że odbiega od normy i jest czymś ekstremalnym. Jadę do Izraela, a ludzie mówią „nie jedź, wszyscy cały czas rzucają w siebie kamieniami”. Gdy jadę do Libanu, mówią „nie jedź, od razu cię zastrzelą, no bo, wiesz, jesteś amerykańskim Żydem, zastrzelą cię!”

Więc jak było?
Ron: W obu miejscach nie mogłem być traktowany z większą uprzejmością i gościnnością. Zabawną rzeczą, którą dostrzegłem w Libanie i Izraelu jest to, że oba kraje są bardzo blisko siebie, możesz przejść z jednego do drugiego, a ludzie są bardzo podobni. I wszystko, co mają w sercu, jest takie samo. Jedyna rzecz, która ich oddziela, to linia na mapie – no i tak wiele spraw, które nie mają nic wspólnego z duchem ludzkim. Może być kwestia historii, kwestia polityki – to najważniejsze sprawy, które dzielą ludzi. Ale gdy to odrzucisz, patrzysz na trzon człowieczeństwa, to są bracia i siostry. Naprawdę są. Na miesiąc przed koncertem w Libanie dostawałem bardzo dużo nienawistnych wiadomości od niewielkiej grupy ludzi, która ma swoje własne poglądy, że nie chcą mnie tam, ponieważ grałem izraelski hymn w Izraelu. Przecież nie grałem tego w Libanie! Szukali po prostu jakiegokolwiek powodu, by mnie zaatakować. Gdybym odpowiedział, zwróciłbym na siebie większą uwagę ich grupy. Zignorowaliśmy zatem tę zaczepkę. Nie odpowiedzieliśmy. Okazało się, że ci ludzie robią to każdemu, kto odwiedza ich kraj. To ich program – starają się zdobyć zainteresowanie dla siebie i swojej polityki.

Jakie było Abu Zabi?
Ron: Spędziliśmy tam kilka dni. Pamiętam, że poszliśmy do baru, który znajdował się obok hotelu. Zawiązaliśmy wiele znajomości z ludźmi, którzy tam przebywali – naprawdę miłymi, wspaniałymi ludźmi. Jedna z kobiet pochodziła z Libanu, ona nic nie wiedziała o mnie, a ja o niej. Spędziliśmy fantastyczny czas, trzymając się razem. Po prostu byliśmy ludźmi, byliśmy normalni. Zaczęła rozmawiać ze mną, powiedziała, że jest z Libanu i że do tej pory jeszcze nie spotkała Żyda. Nie była młoda, mogła mieć około 30-40 lat. A ja byłem pierwszym Żydem, którego poznała. Powiedziała: „wiesz co, jeśli jesteś przykładem Żyda, to w takim razie lubię Żydów”.

Dobrze to słyszeć.
Ron: Tak. I uświadamiasz sobie, że tu nie chodzi o bycie Żydem, tylko bycie człowiekiem. Przede wszystkim wszyscy jesteśmy ludźmi, a wszystko pozostałe to tylko etykietka, która tak naprawdę nie definiuje kim jesteśmy. Definiuje nas to jacy jesteśmy. Im więcej podróżuję, im więcej jestem w trasie i im więcej ludzi spotykam w różnych częściach świata, tym mocniej uświadamiam sobie, że wszyscy mamy wspólnego ducha. Ciążą jednak na tym sytuacje z zewnątrz. Jest tak wiele rzeczy, które nas jednoczą, a to naprawdę wstyd, gdy spojrzymy na to co nas dzieli lub sytuacje, które nas poróżniają i patrzymy na nie jak na coś złego. Każdy jest różny, do momentu gdy wszyscy jesteśmy tacy sami w tym samym czasie. Są cechy, które sprawiają, że jesteśmy unikatowi, cechy, które czynią z nas indywidua, ale w końcu są takie, które sprawiają, że stajemy się częścią jednej wielkiej sieci człowieczeństwa, która jest jedną istotą. Dobrze o tym wiedzieć i to wszystko akceptować. Prawdopodobnie największą rzeczą jakiej doświadczyłem poza tournée, było odwiedzanie miejsc, w których nie jest się mile widzianym. Uświadamiasz sobie, że każdy ma te same cechy w swojej duszy, których pożąda i potrzebuje, jak istoty ludzkie. Jest to spójne. To jakaś część naszej genetyki, naszego wyglądu, część wszystkiego i jest to w każdym.  I dbamy o to, by stracić obraz tego co najważniejsze, ale gdyby tak odrzucić całe to pieprzenie, wszystkie małe sprawy, gównianą codzienność, wszystko co powiedzieliśmy z jakiegoś powodu, zobaczysz, że mamy to samo istnienie. Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu ze sobą związani.

Czy myślisz, że można to sobie uświadomić bez podróżowania?
Ron: Tak jest, ale naprawdę musisz to zobaczyć i tego doświadczyć. Osobiście. I nie mówię, że wszędzie ludzie to anioły i święci, nie jestem idealistą. Gdziekolwiek się nie udasz, spotkasz taką samą ilość dupków. Taką samą ilość dobrych ludzi. Taką samą ilość ograniczonych umysłowo, jak i otwartych ludzi. Ludzi, którzy chcą kochać. Ludzi, którzy żywią się nienawiścią. To jest część człowieczeństwa i wszędzie jest tak samo. Tylko my zachowujemy się, jakby jedna grupa ludzi była inna od drugiej, ale tak nie jest.

W jakim stopniu czujesz się zobowiązany, aby dowiedzieć się czegoś o kraju, który odwiedzacie, czego mogłeś nie wiedzieć wcześniej?
Ron: Próbuję dowiadywać się pewnych rzeczy. Przyjeżdżając w dane miejsce, dowiaduję się jaka jest pogoda. Przygotowuję sobie zestawienie lepszej i gorszej pogody oraz tego jak bardzo spodziewany jest deszcz. Niewielkie rzeczy. Czytam historię danych miejsc, które zwykle mamy w naszych tour-przewodnikach – przedstawi ci historię miasta, miejsca warte odwiedzenia, atrakcje, co jest w pobliżu, tradycyjne potrawy. Takie rzeczy. Próbujemy i wykorzystujemy większość możliwości. Richard [Fortus] zawsze zwiedza lokalne muzea i udaje się na jogging w okolicy. Potem opowiada mi o jakimś pięknym parku, który mijał. Coś w tym stylu.

A co ty robisz?
Ron: Co ja robię? Śpię! [śmiech] Gdy mogę, to śpię, wstyd – wszystko przegapiam! Nie, wychodzę gdy mogę. Ale wiem, że potrzeba kilku wypadów, by naprawdę pojąć magię danego miejsca. Lubię, gdy idę w to samo miejsce ciągle i ciągle, aż w końcu dochodzę do momentu, gdy otwiera mi się w głowie mapa miasta. Mogę wtedy zobrazować ulice, wiem gdzieś iść i gdzie co jest. I wtedy zaczynam czuć, jakby to był mój drugi dom. To dobrze, gdy tak zaczyna się dziać.

Jak wiele masz takich miast na świecie?
Ron: Cały czas więcej i więcej.

Ale tak przykładowo. Pięć, może dwadzieścia?
Ron: Powiem, że dobre dwa tuziny. Dubaj, Moskwa. Nawet po spędzeniu jakiegoś czasu w Dublinie. Wiele miejsc w Stanach. Toronto. Myślę o Toronto i jestem w stanie sobie wyobrazić, jak idę ulicą mając uniwersytet po prawej, zmierzając w kierunku barów, a potem wchodzisz w taką uliczkę po lewej… Poznajesz miejsce bardzo dobrze i zaczynasz czuć jego atmosferę.

Tak. Yonkers?
Ron: Yonkers! Proszę bardzo, pewnie! [śmiech]

Czy Yonkers jest jak twój drugi dom?
Ron: Jak drugi dom nie, ale spędziłem tam wystarczająco czasu, idąc 87. przecznicą przechodząc przez Bronx.


Czego brakuje pomiędzy trasami Guns N’ Roses

Minęło parę miesięcy od ostatniego show Gunsów.  Czego najbardziej ci brakuje ze wspólnego grania, gdy macie przerwę?
Ron: Tęsknię za całą ekipą. Brakuje mi zespołu. Brakuje mi fanów, którzy przychodzą na każdy koncert i których ja tam widuję. Znajome twarze. Przez wiele czasu przebywają w tym samym hotelu co my, wtedy spotykamy się w hotelowym barze w holu.

Śledzą was w przyjazny sposób?
Ron: Tak, od pewnego momentu jakby byli częścią całej podróżującej ekipy. Wiesz, to są przyjaciele mojej żony. Wychodzimy razem i jest miło.

Pamiętam jak sześć lat temu powiedziałeś mi, że lubisz grać Chinese Democracy, bo wtedy musisz grać na bezprogowej gitarze. Czy aktualnie jest jeden taki utwór, który chciałbyś zagrać ponownie na żywo?
Ron: Dużo jest takich. Uczciwie, dojrzałem na graniu piosenek z Chinese Democracy. Myślę, że mając dwugryfową gitarę, jestem w stanie zagrać wszystko tak jak chcę. Mogę partie slide przenieść do starych kawałków. Rzeczy takie jak Rocket Queen, You Could Be Mine, Welcome To The Jungle – nawet dodając slide zaraz przed solówką, po prostu przeskakując między gryfami. Ale zdecydowanie Better i Shackler’s Revenge.

Wiem, że spotykasz się z chłopakami także poza trasami. Czy zaangażowałeś się z którymś z nich w jakiś spontaniczny poboczny projekt w ostatnich miesiącach?
Ron: Chris [Pitman] był moim pierwszym przyjacielem z zespołu – nawet jeszcze przed nim do niego dołączyłem. Od 2004 roku. W tamtych czasach gadaliśmy i to był pierwszy uścisk jaki otrzymałem w Guns N’ Roses! To jest mój ziomek. To naprawdę artystyczny gość, wspaniały malarz, wspaniały artysta. Jest mocno zainteresowany muzyką elektroniczną. Również dobry wokalista i kompozytor. Ma zespół, SexTapes – nie wiem czy słyszałeś ich album, ale jest zajebiście dobry. Jedyny sposób, w jaki go mogę opisać to spotkanie Tool i Davida Bowie. Takie wyrobiłem sobie zdanie, gdy go przesłuchałem. Naprawdę dobry. Więc tworzymy coś z Frankiem [Ferrerem] i Chrisem. To pomysł Chrisa – jego dziecko. Jest to muzyka elektroniczna z dodaniem wielu elementów muzyki rockowej. Gram na żywo na gitarze, Frank na perkusji, a Chris dokłada te wszystkie szalone dźwięki i jest jakby dj-em. Dorzucamy wokale i cały projekt nazywa się Blowout. Zagraliśmy koncert w Brazylii i to było cholernie fajne. Mam nadzieję, że jesteśmy w stanie zrobić z tego coś więcej. To był świetny czas, nasza trójka bawiąca się przednio.


Dobra dieta lepsza od lekarstw

Jak się czujesz?
Ron: Teraz?

Obecnie
Ron: Hmm.. zawsze są lepsze i gorsze dni. Na przykład teraz, boli mnie kark, ale o tym nie myślę. Teraz to bardziej irytuje niż zawraca głowę. Uczysz się po prostu o tym nie myśleć. Gdybyśmy teraz o tym nie rozmawiali, to bym nawet o tym nie pomyślał.

Racja
Ron: Człowiek musi zmienić swoje całe życie i sprawić, żeby to „działało”. Obecnie jedyne co mnie trzyma w formie to dobre odżywianie się. Odpowiednia dieta, w której wskazane jest co mogę, a czego nie mogę jeść, aby zapalenie się nie rozwinęło i nie dawało o sobie znać. Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak duży wpływ na nasze zdrowie ma to, co jemy. Mogłem jeść mnóstwo mięsa, a i tak chudłem, bo nie jadłem innych rzeczy. Dzięki jedzeniu możemy poprawić sobie krążenie, ustabilizować poziom hormonów i uzupełnić braki w witaminach. I to jedyne, co podziałało. Jedzenie zrobiło to, z czym nie potrafiła poradzić sobie medycyna. Zdałem sobie sprawę z tego, że jedzenie jest najlepszym lekarstwem. Odpowiednie składniki w twojej diecie stworzą o wiele większą różnicę dla twojego ciała niż jakiekolwiek tabletki. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. To zawsze było dla mnie takim hippisowskim pier***em, wiesz, „walić to”. Jedz hamburgery i idź na siłownie, to będzie ok. Ale najśmieszniejsze jest to, że poprzez zmianę nawyków żywieniowych straciłem prawie 20kg i nabrałem mięśni bez ćwiczeń! Moje ciało stało się po prostu zdrowsze i mocniejsze. Od jedzenia.

To dobrze
Ron: Dziwne, ale teraz ma sens

Świetnie wyglądasz, zdrowo.
Ron: Dzięki! To właśnie poprzez zmianę tego, co jem

Powinieneś napisać książkę kucharską
Ron: Tak! Najważniejsze to trzymać się z dala od pestycydów i mięsa z hormonami. Odkryłem, że ogromną częścią całej tej zmiany diety jest to, że chcesz, żeby twoje jedzenie miało lepsze życie niż ty. Chcesz wesołych krów, które jedzą co chcą i żyją jak chcą. Nie chcesz zwierzęcia z klatki, które było zmuszane do jedzenia różnego rodzaju gówna, zmuszane do szybkiego wzrostu i było zestresowane. Nie chcesz czegoś takiego ładować do swojego organizmu. I dla mnie, jako mięsożercy, ważne jest to, by wiedzieć, że zwierzę było dobrze traktowane i dobrze mu się żyło. Jedzenie dużo zmieniło. Właściwie to uratowało moje życie.

Taaa. Moje następne pytanie będzie teraz brzmiało beztrosko, więc przepraszam.
Ron: [śmiech] Nie spodziewałeś się czegoś takiego, co?

Nie.
Ron: Ja się nie spodziewałem, że coś takiego powiem!


Małe koncerty vs. duże koncerty

W jakim kraju lub mieście, w którym nigdy nie grałeś z Guns N’ Roses chciałbyś najbardziej zagrać?
Ron: Chciałbym polecieć na Filipiny, ponieważ wiem, że mamy tam fanów, a nigdy tam nie graliśmy. Gdzie jeszcze? Jest dużo miejsc w Europie wschodniej, w których nie byliśmy, a powinniśmy. Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina. Bałkany. Byłem w Albanii i pokochałem to miejsce. Ludzi, jedzenie. Piękne góry i plaże. Właśnie tam chciałbym zagrać z GNR. I wszystkie te państwa wokół. Chciałbym tam pojechać i zagrać w tym rejonie. Chciałbym, żebyśmy zaczęli się bardziej otwierać na pozostałe miejsca w Europie. Chciałbym zagrać w Pakistanie, Kazachstanie. Gdzie jeszcze? Afryka! Musimy zagrać w Afryce. Musimy pojechać do Maroko. Musimy pojechać do Tunezji. Powinniśmy zagrać w Egipcie. Musimy zagrać w Afryce Południowej.

Mieliście zagrać w Afryce Południowej, prawda?
Ron: Tak, w 2007r.

Mieliście trasę po klubach w Stanach. Myśleliście o zrobieniu czegoś takiego w Europie?
Ron: Z Gunsami?

Tak, małe areny
Ron: Bardzo bym chciał! Jeśli chodzi o mnie, to uwielbiam małe koncerty, bo są bardziej osobiste. Mogę dosięgnąć publiki, przytrzymać gitarę tak, by fani mogli na niej pograć. Nie możesz tego zrobić na dużej scenie, gdy jesteś kilka metrów od tłumu, odgrodzony barierkami. Lubię kontakt. Lubię, gdy publiczność i zespół tworzą jedną wielką kulę energii.

Znasz taki stary brytyjski boysband Take That?
Ron: Z nazwy!

Przeprowadzałem z nimi wywiad kilka lat temu, oni robią te wielkie show, gdzie wszystko jest ułożoną choreografią itd.
Ron: Taka duża popowa produkcja z tancerzami, ekranami i wszystkim?

Tak i rozmawiałem z nimi na temat tych wielkich produkcji i małych klubowych koncertach dla 100 osób. Powiedzieli mi, że bardziej stresuje ich granie dla 100 ludzi niż setek tysięcy. Też się tak czujesz?
Ron: Wiesz, chyba tak, tak mi się nie wydaje. Nie denerwuję się, nie o to chodzi. Ale gdy robisz coś dla 100 osób, to jest to bardziej realne. I naprawdę tam jesteś. I wydaje mi się, że jeśli grasz tylko i wyłącznie dla setek tysięcy ludzi, to zapominasz jak to naprawdę jest. A potem, gdy znów to robisz to sobie przypominasz, że ‘hej, chwila, tak, teraz to jest prawdziwe’. Ale to mnie nie przeraża. Dawaj to! Zróbmy to! Nawet jak gram solowe koncerty, to zapraszam ludzi z publiki na scenę, żeby razem śpiewać i tworzyć całość.


Gra dla niesfornych Brytyjczyków


Widziałem was w O2 Arena w Londynie rok temu. To był chyba najbardziej „dziki” tłum jaki w życiu widziałem
Ron: Brytyjczycy – to dość agresywne sku***syny!

Wśród publiki wybuchały bójki, przez co niestety spędziłem dużo czasu martwiąc się o bezpieczeństwo...
Ron: Podejrzane typy i różne rzeczy rzucane w tłum?

Dokładnie. Jaki ma to na ciebie wpływ zarówno pod względem emocjonalnym jak i doświadczenia zawodowego, gdy widzisz to ze sceny?
Ron: Nie lubię, gdy publiczność ze sobą walczy. Zdecydowanie nie. Ale szalony, agresywny tłum sprawia czasem, że mam ochotę zeskoczyć do niego ze sceny. To trochę tak, że lubię energię – dawaj to. Czasem to zmusza cię do podkręcenia atmosfery i bycia bardziej agresywnym. Pamiętam te koncerty, 31 maja i 1 czerwca z Izzy’m

Byłem na tym drugim
Ron: Miło

Widziałem was 5 razy, ale to był zdecydowany lider pod względem agresywności tłumu. Byłem na koncertach w Norwegii, Paryżu i oczywiście w Danii. Zupełnie inny tłum niż w Wielkiej Brytanii. Ale to chyba cecha charakterystyczna dla brytyjskiej publiki?
Ron: Mają największe jaja i są najbardziej szaleni

Jak myślisz, dlaczego?
Ron: Oni by musieli na to odpowiedzieć. Wydaje mi się, że tak tam po prostu jest i tak się zachowują, gdy idą na koncert. Są naładowani energią i tak się jej pozbywają. Jest wiele miejsc, które są niesamowicie energiczne. Jak Ameryka Południowa.

Ale tam chyba jest więcej pozytywnej energii?
Ron: Tak, zaskakują wielkim banerem, na którym napiszą jakąś piękną wiadomość i tego typu rzeczy. Mają inny rodzaj energii.

Brzmi milej.
Ron: Tak, wiesz co? To jest inne. Po prostu inne. Ale przy jednych i drugich czujesz, że dostajesz wiele od publiki. I to mnie nie przeraża! Dawaj, Wielka Brytanio! Dawaj! Szalej!

Chyba jednak wrócę do Norwegii i tam pójdę na wasz następny koncert, albo po prostu zostanę w Danii.
Ron: [śmiech] To trudne. Gdy jesteś w tłumie, zawsze może zrobić się trochę niebezpiecznie. Możesz wrócić do domu z siniakami. Ale jeśli taka jest reputacja brytyjskich fanów, to widocznie na nią zasłużyli. Niech im Bóg błogosławi. Ale jest tam też wiele miłości. Miłości z dużą ilością testosteronu, gotowych do walki.

To zabawne, bo to Skandynawowie i Duńczycy, jako potomkowie wikingów powinni się tym szczycić, a tymczasem są dość łagodni.
Ron: Może dlatego, że już się wyszaleliście? Wychodzicie z założenia, że „tak, tak, robiliśmy to samo, ile można”.

Ta, wyrzuciliśmy to z siebie tysiące lat temu. Swoją drogą w tym roku mija dokładnie 1000 lat odkąd Dania podbiła Anglię. Może krew wikingów tam teraz płynie i przeszło na nich czy coś.
Ron: Myślę, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego jak wielkie jest imperium duńskie. Znaczy np. taka Grenlandia – macie zajebiście duży kawał ziemi tam! Mieliście wiele na tej planecie.

Obecnie już nie za dużo. Poza Grenlandią. I Wyspami Owczymi. Byłeś tam kiedyś?
Ron: Nie, nigdy

A słyszałeś o nich wcześniej?
Ron: Tak!


Muzyka, działalność charytatywna i działanie w dobrym celu

Dobra, kilka różnorodnych pytań. Czy ktoś kiedyś ci powiedział, że wyglądasz trochę jak Lionel Messi?
Ron: Ludzie mówią mi, że wyglądam jak wielu różnych ludzi

Na przykład?
Ron: Pomyślmy, zróbmy listę. Rasputin. Jaskiniowiec Geico – nie wiem czy widziałeś kiedyś te reklamy, ale Geico to firma ubezpieczeniowa i kiedyś mieli takiego jaskiniowca. Gdy byłem ogolony – Scott Ian. Kto jeszcze... Jest jeszcze taki program w telewizji, gdzie jest facet z wielką brodą i mamy podobną twarz

Orange County Choppers?
Ron: Nie, nie to. Dobrzy są – byłem tam! Byłem u nich raz czy dwa, pograłem z nimi. Nagrali album „OCC Rocks”, gdzie jedno długie solo jest moje!

Naprawdę? To ciekawe. I super.
Ron: To świetni faceci tworzący fajny materiał. Kto jeszcze? Próbuję sobie przypomnieć ten program.... Nawet widzę tego faceta, nawet wysłałem mu maila, że wszyscy mówią, że wyglądamy podobnie! Ale jest kilka takich osób

Nigdy nie usłyszałeś, że jesteś podobny do Messiego?
Ron: Może. Tylu ich jest! Praktycznie każdy, kto ma brodę. Każdy z wielką brodą i wielkim nosem.

Właściwie to chodzi tu bardziej o twoją twarz. Obaj macie naprawdę miłą twarz
Ron: O, to super. Dzięki!

Miałbyś coś przeciwko byciu nazwanym Messim wśród gitarzystów?
Ron: Nie, byłem nazywany o wiele gorzej.

Domyślam się
Ron: Ale czasami gram trochę niechlujnie [gra słów – „messy” w języku ang. oznacza m.in. „niechlujny” „w nieładzie”, a wymowa jest taka sama jak wymowa nazwiska argentyńskiego piłkarza (Lionel Messi) – przyp. Emma] ... Ba-dum-cha!

Pytanie z zupełnie innej beczki. Wiem, ze włożyłeś wiele pracy w Multiple Sclerosis Research Foundation. Jak bardzo przyglądałeś się wynikom badań?
Ron: Gdy się tym zajmowaliśmy, chodziliśmy do laboratoriów, oglądaliśmy pod mikroskopem komórki, które próbowały złamać kod, przebić się przez kod genetyczny, żeby ponownie zaprogramować inne komórki, tak, żeby mogły pomóc w samoodbudowie. MSRF zamknęło działalność, ponieważ to było za dużo dla właściciela. Jego choroba doszła do punktu, w którym dalsza praca była dla niego za trudna. Ale przez 10 lat działalności wiele osiągnęliśmy. Zdobyliśmy wiele funduszy i zrobiliśmy wiele dobrych rzeczy.

W takim razie jakie organizacje teraz wspierasz?
Ron: Głównie nagłaśniam różne sprawy i robię co mogę. Zrobiłem kilka rzeczy dla MS Society. Niedawno brałem udział w akcji Operation Smile. Zbierałem środki i opłaciłem operację dla dziecka. Wiele różnych rzeczy. Wiele też zrobię w najbliższym czasie. Jestem w trakcie wystawiania samego siebie na aukcji. Ktoś będzie mógł mnie wylicytować i spędzić ze mną cały dzień robiąc różne rzeczy. Pójdziemy do studia, jest lista rzeczy, z których można wybierać co chce się robić. Co jeszcze... Wystawiłem na aukcji lekcję gitary poprzez Skype’a, kilka bezpośrednich lekcji dla różnych organizacji. Dla dzieci i takie tam.

Brzmi świetnie
Ron: Robię co mogę. Rozpocząłem współpracę z programem Rock2Live. Robią koncerty na zasadzie pay-per-view, a pieniądze ze sprzedaży biletów idą na różne kampanie pomagające szkołom i szkolnym funduszom. Wiele dobrych rzeczy. To się liczy. Muzyka doszła do poziomu w ludzkim życiu, gdzie samo granie nie wystarczy. To musi mieć jakiś większy cel. Inaczej czujesz się tak, jakbyś marnował ten potencjał. Jeśli chcesz tworzyć muzykę tylko dla robienia muzyki... znaczy wiesz, to miłe, nikt nie musi robić niczego więcej poza tym, ale muzyka ma o wiele więcej potencjału do robienia wielu rzeczy dla świata. To naprawdę nie jest trudne, żeby zrobić ten kolejny krok, żeby to wykorzystać.

U mojej znajomej zdiagnozowano stwardnienie rozsiane. Wiem, ze kwestia tej choroby stałą się dla ciebie osobista w 1997r., gdy zachorował twój przyjaciel. Jaka jest najlepsza rzecz, jaką przyjaciel może zrobić lub powiedzieć w takiej sytuacji?
Ron: Nie zmieniać się. Nie zmieniać. Gdy mój przyjaciel Ralph zachorował, wielu ludzi się zmieniło. Niektórzy znajomi zachowywali się tak, jakby mogli się tym zarazić i po prostu zniknęli. Niektórzy zaczęli go traktować jak chorego. A to też nie jest dobre. Traktuj swoją znajomą tak, jak traktowałeś ją do tej pory, taką jaką jest. Jej dusza, charakter się nie zmienią. Oni nadal są tą samą osobą. Po prostu wiadomości z mózgu muszą iść okrężną drogą, żeby dostać się z punktu A do punktu B w ich organizmie i układzie nerwowym. Ale to nadal ta sama osoba. Po prostu bądź takim przyjacielem jakim jesteś. Nie zmieniaj się.

To dobra rada, podoba mi się. Ok, kolejne zupełnie inne pytanie. Niedawno rząd amerykański przechodził kryzys. Jakie ma to dla Ciebie znaczenie jako obywatela tego kraju?
Ron: Polityka... Możemy godzinami o tym rozmawiać. Nawet lokalna polityka jest porównywana do tej krajowej. Dotyka to każdego.

Ale jeśli chodzi konkretnie o ostatnie wydarzenia, czy to jakoś szczególnie zaprzątało ci głowę?
Ron: Myślę, że jeśli rząd przestaje pracować, to powinien przestawać otrzymywać pensję. To po pierwsze. Zwłaszcza jeśli odmawiają zapewnienia tego, za co ludzie płacą. Jeśli nie wiesz jak wykonywać swoją pracę to albo się dowiedz i to szybko albo oddaj to miejsce komuś, kto wie. Powinni poczuć jak to jest nie pracować, ale tak jak każdy inny człowiek na świecie. Jeśli przestajesz pracować, powinieneś być uznany za bezrobotnego, nie dostawać wypłaty i dowiedzieć się jak to jest, jak ta sytuacja wygląda dla przeciętnego człowieka. To nie my wam służymy, to wy służycie nam. Nie zapominajcie o tym.

Chodzisz na wybory?
Ron: Tak

Federalne i stanowe?
Ron: I lokalne. Jeśli mogę!

źródło
« Ostatnia zmiana: Stycznia 18, 2014, 04:39:13 pm wysłana przez TheWlo »

Offline Zqyx

  • Madagascar
  • ************
  • Wiadomości: 34655
  • Płeć: Mężczyzna
  • "But nobody pulled the trigger"
  • Respect: +3431
    • Bumblefoot fans Poland - mój fanowski profil Rona
Odp: Bumblefoot chce szczęśliwych krów i trasy po Bałkanach
« Odpowiedź #1 dnia: Grudnia 22, 2013, 04:07:40 pm »
0
Mam nadzieję, że coś wyjdzie z planów grania tam, gdzie do tej pory nie grał z Gunsami, bo przecież fanów mają tak naprawdę wszędzie, a w Angli, czy w podobnych krajach grają co chwilę, zreszta nie tylko oni :) Dzięki za tłumaczenie i czekam na ciąg dalszy :)
Podaruj mi 1,5% podatku :) Dziękuję!
KRS: 0000186434
Cel szczegółowy: 569/W

"Hey, you caught me in a coma and I don't think I wanna
Ever come back to this world again"

Offline janina

  • Better
  • *******
  • Wiadomości: 2670
  • Płeć: Kobieta
  • catcher in the rye....
  • Respect: +1005
Odp: Bumblefoot chce szczęśliwych krów i trasy po Bałkanach
« Odpowiedź #2 dnia: Grudnia 22, 2013, 04:45:47 pm »
0
Niech przyjadą do Polski na kilka klubowych występów i to w różnych miastach aby każdy miał w miarę blisko :rolleyes: Zapowiada się ciekawy wywiad sądząc po tej części .Dzięki za tłumaczenie Emma  :)

Offline Włodi

  • aka BigWlo, TheWlo
  • Byli moderatorzy/newsmani
  • Better
  • *****
  • Wiadomości: 2640
  • Respect: +1050
Odp: Bumblefoot chce szczęśliwych krów i trasy po Bałkanach
« Odpowiedź #3 dnia: Stycznia 18, 2014, 04:42:29 pm »
0
Wreszcie udało mi się przetłumaczyć i wrzucić duży kawałek pierwszej połowy tego wywiadu Rona. Zaktualizowałem pierwszy post i dodałem pięć części wywiadu:
- Co sprawia, że gitara jest wspaniała
- Jak wybrać idealną gitarę dla początkującego
- Domysły na temat wydania nowego albumu Guns N’ Roses
- Podróżowanie naprawdę rozwija umysł
- Czego brakuje pomiędzy trasami Guns N’ Roses.

Zostały mi jeszcze dwie i w najbliższym czasie dołączę je tutaj.

Offline Zqyx

  • Madagascar
  • ************
  • Wiadomości: 34655
  • Płeć: Mężczyzna
  • "But nobody pulled the trigger"
  • Respect: +3431
    • Bumblefoot fans Poland - mój fanowski profil Rona
Odp: Bumblefoot chce szczęśliwych krów i trasy po Bałkanach
« Odpowiedź #4 dnia: Stycznia 18, 2014, 05:03:01 pm »
0
Czekam na kolejne koncerty Blowout, bo chciałbym sobie wyrobić zdanie o zespole na podstawie jakichś nagrań lepszej jakości.
Podaruj mi 1,5% podatku :) Dziękuję!
KRS: 0000186434
Cel szczegółowy: 569/W

"Hey, you caught me in a coma and I don't think I wanna
Ever come back to this world again"

 

Bumblefoot na "Guitars That Ate My Brain"

Zaczęty przez Slither

Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 2711
Ostatnia wiadomość Stycznia 03, 2009, 05:31:13 pm
wysłana przez Zqyx