EspyRock: Wasza trasa zaczyna się nazajutrz w Irlandii, potem w sobotę lecicie do UK, cieszysz się z ponownej możliwości występowania tam?Dizzy: Zawsze jestem podekscytowany występowaniem w UK. To miejsce narodzin mojej ulubionej muzyki, wszyscy cieszymy się z tej okazji.
EspyRock: W samej Anglii gracie częściej niż w innych częściach UK i minęło juz 6 lat odkąd występowaliście tutaj w Glasgow, masz jakieś wspomnienia związane z tym miejscem?Dizzy: Ten jeden raz kiedy graliśmy w Glasgow z GNR, było tu zajebiście gorąco (śmiech).
EspyRock: Tutaj nie ma czegoś takiego jak „ciepło“.Dizzy: (Śmiech) To było dość niespotykane. Kiedy tu graliśmy, trafiliśmy akurat na falę rekordową falę upałów, która przetaczała się przez całą Europę i pamietam, że nigdzie nie byłem w stanie się ochłodzić. W pokojach hotelowych nie było klimatyzacji, co było dla mnie dość dziwne, a sam koncert byl jednym z najgorętszych jakie pamiętam. Jednocześnie bardzo fajnie było tu zagrać, ludzie byli wspaniali i myślę że daliśmy radę. Było gorąco dla nas, więc nie wyobrażam sobie jak odczuwali to tutejsi. Kocham Szkocję, moi przodkowie stąd pochodzą więc w pewnym sensie byl to dla mnie powrót do domu.
EspyRock: Jeszcze przed rozmową z Tobą, miałem okazję rozmawiać z DJ-Ashbą i mówił o całkowicie odmiennych koncertach na tę część trasy, z inną setlistą i sceną. Dizzy: Tak, kilka rzeczy zmieniliśmy na tę trase. Nie możemy iść po bandzie, dalej musimy mieć perkusję, bass i gitary (śmiech), ale mamy pewną stałą formułę, której się trzymamy i myślę, że ludzie docenią to co robiliśmy do tej pory. To kopiacy tyłki koncert rockowy i fani usłyszą i zobaczą kilka rzeczy, których wcześniej nie mieli okazji słyszeć/widzieć, ale w gruncie rzeczy chodzi cały czas o samo granie przed ludźmi.
EspyRock: Sam koncert jest oczywiście dla fanów, ale dla Was zmiana musi być czymś pozytywnym ponieważ ciężko grać przez cały rok ten sam 3-godzinny koncert. Niewiele zespołów, jeśli jakikolwiek w ogóle, jest w stanie na dłuższą metę utrzymać takie tempo. Dizzy: Na pewno muszą robić przerwy (śmiech). Razem z Axlem czujemy, że w ten sposób dajemy ludziom to na co zasługują. Dużo utworów ma po 10minut, więc grasz kilka takich i godzina mija jak z bicza strzelił.
EspyRock: Gratulacje z powodu wprowadzenia do RARHOF.Dizzy: Dziękuję.
EspyRock: Jak czujesz się widząc swoje nazwisko w tym gronie?Dizzy: Nie obyło się, jak wiesz, bez kontrowersji, ale samo w sobie jest to zaszczytem. Obecnie najważniejsza jest dla nas trasa. Od pewnego czasu skupiam się tylko na tym, a wierz mi, muszę sie naprawdę przygotowywać by być gotowym do koncertowania.
Espy Rock: Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko jeśli spytam dlaczego nie pojawiłeś się na ceremonii, biorąc pod uwagę zaszczyt jakiego dostąpiłeś. Wynikało to z intensywnych przygotowań do trasy, czy wiązało się z kontrowersjami jakie narosły wokół całego wydarzenia?Dizzy: Cóż, Axl zdecydował że się nie pojawi ponieważ czuł, że nie byłoby to odpowiednie, a ja go wspieram. Powody, które mi podał były sensowne, zgodziłem się z nim i sam postanowiłem nie iść.
EspyRock: Jeśli spojrzeć na to z boku, wprowadzenie do Rock and Roll Hall Of Fame spowodowało tylko nową falę krytyki, której Gunsi w ciągu lat tak intensywnie doświadczali.Dizzy: Tak jak powiedziałeś, „Gratulacje“, że jesteśmy w tej galerii sław i to jest fajne. To wszystko na ten temat, czas byśmy ruszyli dalej.
EspyRock: Wprowadzenie Ciebie, reprezentuje to co osiągnąłeś w swojej karierze razem z zespołem, z którym przygoda trwa już 20 lat. Uważasz, że Twoja rola w zespole zmieniła się przez te lata, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że zaraz po Axlu masz najdłuższy staż w zespole?Dizzy: Wiesz, nie uważam żeby wiele się zmieniło, jeśli mam być szczery (śmiech). Po prostu staram się, tak jak zawsze zresztą, dodawać do muzyki w studio i live to co mogę. Myślę, że dano mi nieco więcej swobody przez te lata, do robienia rzeczy których wcześniej nie robiłem, ponieważ stalem się lepszym muzykiem. W przeszłości było „nie będziesz grał na tym utworze“, było to wiele lat temu, ale teraz sprawy wyglądają nieco inaczej. Tak jak powiedziałem, najwazniejsze jest to że staram się dodawać coś do utworów tak, by brzmiały po prostu lepiej. To samo odnosi się do grania na żywo, wiem już co będzie a co nie będzie dobrze brzmieć. Staram się nie grać niepotrzebnych dźwięków, dla ludzi którzy przyszli nas zobaczyć.
EspyRock: Pełniłeś rolę swego rodzaju przewodnika dla tych, którzy dołączyli do zespołu w ciągu ostatnich 10 lat np. Richard Fortus, Bumblefoot, Frank Ferrer czy DJ Ashba? Nie byłoby to potrzebne, ponieważ zawsze jestem gotów odpowiedzieć na jakieś pytania, czy udzielić rady, ale byłbym taki w każdej sytuacji. Wszyscy, którzy dołączyli w ostatniej dekadzie są doświadczonymi muzykami, którzy grali już w róznych miejscach i nie trzeba było ich „oprowadzać“. Raczej było to coś w stylu „witajcie w zespole, skopmy pare tyłków“.
EspyRock: Rzecz jasna dynamika w zespole uległa zmianie i wiem, że cofam się teraz bardzo w przeszłość, ale kiedy w 1998 dołaczył do Was Chris Pitman, jak osobiście odczułeś tę zmianę?Dizzy: Nie przypominam sobie sytuacji żebyśmy stwierdzili, że potrzebujemy kolejnego klawiszowca i urządzamy przesłuchania. Chris uczestniczył w procesie tworzenia, dodał to muzyki to co dodał i źle byłoby wyruszyć w trase bez niego. Ja jestem kim jestem, on jest kim jest i mamy dwóch klawiszowców. Moja pozycja nigdy nie była zagrożona.
EspyRock: Więc obecny skład jest bezpieczny? Jesteście tak silni na jakich wyglądacie?Dizzy: Tak, myślę że ten skład jest silniejszy od wewnątrz. Szczęście, radość są względne, dalej miewamy lepsze i gorsze dni, ale uwielbiam ten sklad. Generalnie nie jest już taki „nowy“, ale wole własnie ten od jakiegokolwiek innego jaki mieliśmy i mam nadzieję, odpukać, że utrzyma się on bardzo długo.
EspyRock: Kiedy rozmawiałem wcześniej z DJ Ashbą, z niecierpliwością patrzył w przyszłość GNR. Kluczową rzeczą dla niego jest nagrać nowy album, ponieważ oczywiscie odtwarza on partie gitary napisane przez kogoś innego i chce odcisnąć swoje własne piętno na twórczości zespołu. Wspominał, że wszyscy rozmawialiście o przyszłości zespołu, więc jaki jest Twój pogląd na to i jak idą sprawy w GNR?Dizzy: Cóż, praktycznie wszyscy mieszkamy w innych miastach więc ciężko nam się zebrać do kupy i pracować (śmiech). Teraz natomiast przez kilka miesięcy będziemy razem i miejmy nadzieję, że coś z tego wyniknie. Zawsze jestem chętny na nagrywanie nowego materiału. Popracowałem trochę z DJ-em w studiu i sam ciągle coś nagrywam, gotów pokazać to ludziom. Wszyscy mają to samo podejście, będziemy musieli odłożyć coś na bok by pracować nad albumem GNR, więc stanie się to w swoim czasie.
EspyRock: Więc nowy materiał nie jest obecnym priorytetem zespołu?Dizzy: Myslę, że naszym aktualnym priorytetem jest trasa i dawanie ludziom najlepszych koncertów jakie widzieli.
EspyRock: Wspominałeś, ze zawsze coś nagrywasz, pracujesz nad swoim albumem solowym. Dizzy: Tak, to prawda. Zacząłem nagrywać to jakies 4 lata temu, więc mam jeszcze 10 lat zanim zacznie się z tego robić kolejne Chinese Democracy (śmiech).
Między trasami z GNR i w czasie kiedy w ogóle nie koncertujemy, robiłem różne inne rzeczy i grałem po USA utwory, które nagrałem. W tej chwili proces zatrzymał się na tym, że chcę porządnie zmiksować te utwory. Jeśli tylko będe miał dobry miesiąc, dwa wolnego, dokończe to i zamkniemy się w około 12 piosenkach.
EspyRock: Będzie to rockowa płyta, czy coś zupełnie innego?Dizzy: Zdecydowanie rockowa płyta. Wszyscy w Gunsach grali na przynajmniej jednym utworze, a mój dobry przyjaciel Richard Fortus, zagrał na większości.
EspyRock: Jest prawdą to, że napisałeś utwór z Rickym Warwickiem?Dizzy: Tak, jeden z nich współpisałem z Rickym, który oczywiście śpiewa teraz w Thin Lizzy. Napisał jeden utwór razem ze mna i Delem Jamesem, po czym zagrał na jeszcze innym. Pojawia sie tam wielu wspaniałych muzyków z L.A. To bardzo ekscytujące, nie mogę się doczekać aż wejdę do studia, zmiksuję to i wydam.
EspyRock: W jaką datę wydania celujesz?Dizzy: Byłoby świetnie w tym roku, ale nienawidzę ustawiać sobie terminów i jak dobrze wiecie, niektórym płytom naprawdę dużo zajmuje zanim pojawią się na półkach (śmiech). Tak się po prostu w moim życiu dzieje, nie wiem z jakiego powodu (śmiech).
EspyRock: Zajmujesz się wokalami prowadzącymi na płycie, czy wyręcza Cie ktoś inny?Dizzy: Biore na siebie wszystkie wokale prowadzące, to jest coś co chciałem zrobić. Zanosiło sie na to od dłuższego czasu, wielu ludzi którzy słyszeli demówki mówiło mi, że powinienem to nagrać na poważnie, więc tak się stało. Del James podsunął mi pewną okazję, znaleźliśmy studio, gdzie wszystko wydawało się odpowiednie i zrobilismy pare fajnych rzeczy. Poszedłem tam i jak to mówią, zaśpiewałem prosto z serca.
EspyRock: Co stało się z cover-bandem Hookers N’ Blow, którym zajmowałeś się przez kilka lat?Dizzy: Cóż, wystartowałem z Hookers N’ Blow w 2003, kiedy pewni goście zaproponowali mi zrobienie kilku koncertów na wschodnim wybrzeżu USA. Chcieli nazwać to The Dizzy Reed Band i powiedziałem, że pogram, ale musi to być zabawne, nie chcę żeby było to strasznie serio, więc nazwaliśmy projekt Hookers N’ Blow. Skład ciągle ulegał zmianie, w sumie grał ten kto był akurat dostępny, ale nigdy nie był to prawdziwy zespół. Doszło to do momentu gdzie po prostu chcieliśmy zobaczyć jak wiele ujdzie nam na sucho i uchodziło nam naprawde dużo (śmiech), ale dalej dawaliśmy dobre koncerty. Graliśmy na imprezach studenckich, w klubach, tego rodzaju miejscach. Wiesz, byłem na trawniku za akademikiem Uniwersytetu Princeton, pijąc piwo z leja i myśląc „boże, mam 40 lat, to jest niepoważne“, ale było śmiesznie i dobrze się bawiliśmy. W końcu niektórzy zaczeli brac sprawę zbyt na serio i musiałem rozwiązać projekt, zanim uleglismy samozniszczeniu. Byli faceci, którzy odchodzili z zespołu, ale nie mozesz odejść z czegoś co tak naprawdę formalnie nie istnieje (śmiech). Ileś lasek twierdziło, że rozwaliło zespół, ale nie mogły tego zrobić bo zespołem nie byliśmy. Po prostu wymknęło się to spod kontroli. W zeszłym roku, mój przyjaciel, spytał czy Hookers N’ Blow zagraliby na jego weselu. Mieli więc wielkie przyjęcie weselne w klubie Brixton w Redondo Beach i zebraliśmy się na coś co nazwaliśmy koncrtem na „reunion i rozpad“. Był to zdecydowanie nasz ostatni koncert, ale dalej do kupienia są fajne t-shirty, które sam projektowałem. Mają kokainową czcionkę i nie dostaniecie ich nigdzie indziej jak na naszej stronie(przyp. tłum. - strona nie jest już online).
źródło:
http://espyrock.com/interviews/interview-guns-n-roses-dizzy-reed/2