Nie rozumiem marudzących, że nie stało się nic nadzwyczajnego. Czy były ku temu jakieś przesłanki? Żadnych. Nie ma nawet jakiegokolwiek punktu zaczepienia, by mogło być jakieś zaskoczenie dla fanów (ok - strzępy prób, gdzie zagrają coś sprzed 26 lat...). To nie jest tylko przypadek GNR, to dotyczy zdecydowanej większości tych największych zespoów, obecnie zapełniających stadiony. Takie Depeche Mode objeżdża trasę od punktu A do Z z tymi samymi, absolutnie bez żadnycn zmian, utworami granymi w każdym mieście. Tak robi zdecydowana większość.
Nie bronię Axla, Guns N' Roses. Nie dali jednak żadnych powodów, by można byłoby liczyć na niespodzianki. Np. zagrali koncerty w Londynie na Stadionie Olimpijskim - miejsce zawsze prestiżowe, a set słabszy niż w Nijmegen, jedynie wdzianko w postaci kapelusza lepsze.
Podsumowując: oczekiwanie na nowości, niespodzianki na koncertach od ponad dekady to mrzonki bez racjonalnego wytłumaczenia. To nie Rock In Rio 1991, nie 2001, to taki sam odbębniony odcinek trasy jak w 2011, ale już bez Ashby, deszczu, wąsa i żółtego płaszcza.
PS. A kto oprócz Guns N' Roses daje 200-minutowy(!) koncert na festiwalach?! To zawsze warto docenić.