Tutaj wychodzi cały paradoks oceny aktualnych koncertów GNR.
Z jednej strony świetne show (mimo wokalnej niedyspozycji Axla), coś w rodzaju koncertowej charyzmy, której Kierownikowi odmówić nie można i jest niewielu wokalistów którzy się w ogóle do niego zliżają w tej kategorii, do instrumentalu przyczepić się po prostu nie sposób, fajerwerki, wodotryski, cud, miód i ultramaryna. Dodam na plus takie wyskoki jak na festiwalu w Anglii, gdzie odmówił zejścia ze sceny i pewien dziennikarz skomentowal to w przybliżeniu: "Axl Rose może być dupkiem, ale świat rock n rolla właśnie takiego nieobliczalnego, buntowniczego dupka potrzebuje".
Z drugiej właśnie wspomniana niedyspozycja Axla, który ustanowił kiedyś bardzo wysokie standardy i zwyczajnie do nich nie dorasta (nikt nie wymaga żeby zakładał krótkie spodenki i śpiewał jak w latach 90-tych, okres 2006/2007 byłby dla mnie i tak spełnieniem marzeń) + brak interakcji z publiką.
Podsumowując: nie jest źle, ale od Pana Rose'a wymaga się troche więcej.