Na łamach najbardziej poczytnego włoskiego dziennika, „Il corriere della sera”, ukazał się dzisiaj artykuł o wczorajszym koncercie Guns N’ Roses we Florencji.
Tekst jest o tyle ciekawy, że bardziej niż na sprawach czysto muzycznych skupia się na… harmonii pomiędzy Axlem a Slashem.
Chętnych zapraszam do lektury. Zespół podarował fanom trzy godziny grania. I to jakie godziny! Axl i Slash wreszcie nadają na tych samych falach – i to wyraźniej niż kiedykolwiek od 2016 roku.
Axl raz po raz opierał się na ramieniu Slasha w porozumiewawczym geście, którego chyba nikt się nie spodziewał. Bo choć od (rzekomego) pogodzenia się tej dwójki minęła już niemal dekada, dopiero tego wieczoru ujrzeliśmy coś, co istotnie zasługuje na miano „reunion”. A wszystko to wydarzyło się na oczach 38 tysięcy fanów, którzy pierwszego dnia festiwalu Firenze Rocks zgromadzili się we Florencji na koncercie Guns N’ Roses.
Tak, w Visarno Arena Axl Rose i Slash złożyli broń. Axl może nawet bardziej niż Slash. Być może 63-letni wokalista, który słynął ze zżymania się na świat, uświadomił sobie, że nie warto tracić czasu na spory i rujnować sobie wątrobę. Kto wie. W każdym razie wczoraj wyglądał na znacznie bardziej rozluźnionego niż w 2018 roku we Florencji i w 2022 roku na San Siro w Mediolanie.
Harmonię w zespole było słychać od pierwszych nut. Od początkowych akordów „Welcome To The Jungle”, otwierających trzygodzinny koncert, jakich gra się już dzisiaj bardzo, bardzo mało.
Axl wydał się w zdecydowanie lepszej formie niż w minionych latach. Uśmiechał się do fanów, żartował… i być może właśnie ów dobry humor wpłynął na wokal, chwilami zbliżony do tego ze starych dobrych czasów.
A Slash? Cóż, jest jak wino: im starszy, tym lepszy. Publiczność z entuzjazmem przyjęła jego gitarowe popisy.
I dzisiaj trudno oprzeć się wrażeniu, że Guns N’ Roses naprawdę powrócili. I że wrócili, żeby pozostać.
Źródło