No dobra... może nie powiniem czytać tego wszystkiego, co żeście tam wcześniej wypocili, bo pewnie sporą część ominę, z tego co ważne, ale co tam się będę powtarzał...
Generalnie... nikogo nie znałem, nie byłem na żadnym zlocie, w Warszawie byłem ze "swoimi" znajomymi a organizatora wycieczki do innego kraju ( ! ), znałem z jednego zdjęcia, co to je widziałem kilka lat temu, więc niby można mieć obawy - czy nie trafi się na jakąś bandę psycholi, chcących oprócz zobaczenia zespołu, zgwałcić miejscowe prażanki lub zażyć miejscowych specyfików, niedostępnych w naszym kraju...
Na szczęście... ekipa okazała się nad wyraz ciekawa... przynajmniej pod względem humorystycznym, bo spraw życiowych nie poruszaliśmy -> chociaż wiem, kto czekał w Poznaniu na Pompona
Dużo by tu mówić o tym, co działo się przed wejściem, najważniejsze jest, że było mi zimno. Niby 12 stopni na dworze, ale przez kilka godzin doznawałem "hipotermii bez wody"
Przy tej okazji chciałbym zaznaczyć, że dalej nie rozumiem, o co chodziło Pomponowi z pakistańską zabawką, albo po prostu nie byłem pijany. Nie wiem też od kiedy było z nami jajko, ale pamiętam jak Bala się go pozbyła
morderczyni
Co jeszcze zostało mi w pamięci sprzed koncertu...
- warto zauważyć, że gdyby koncert był w Polsce, nie byłoby mowy o takich ładnych kolejkach, jakie ustawiały się przed barierkami. Subordynacja publiczności była naprawdę godna uwagi. Pod tym względem brakuje mi tego w polskich realiach.
- ekipa polaczków, którzy dorwali nas przed wejściem... pomimo śmiechu jakiego nam dostarczyła -> żenujące jest to, że tak jesteśmy czasem reprezentowani za granicą. Darcie mordy jak na meczach, chwiejące nogi.... niech spieprzają się nawalić do jakiegoś obskurwiałego baru, a nie na koncert...
- z drugiej strony my byliśmy "sober", w co nie mogli uwierzyć młodzi Czesi, częstujący nas "power colą" (cola z jakiś tanim winem)
Największą przygodą jednak był sam moment wejścia do hali.... Nagle okazało się, że jesteśmy na lotnisku, mamy wszystko wyjąć z kieszeni, przejść przed detektor metali, a potem zostać jeszcze sprawdzeni kolejnym detektorem. Czeska "O2 Arena Working Women" na szczęście zrozumiała, że piszczę, bo mam metalowe guziki w kurtce. Potem trzeba było umieścić bilet w czytniku -> następnie szybkie info od jakiś babeczek na holu "stani u podia? eeee??" "eee, tamteny podejdźcie panocku" -> potem kolejny kasownik biletowy -> bieg na halę -> stewardessy wydające opaski "niewiempojakiegomione" -> bliskie spotkanie z dużym panem "ne begamy panocku!" -> jeszcze jedna kontrola osobista -> sektor pod sceną ->.... no i tu już zauważyłem, że jest i dla mnie miejsce pod sceną. Niestety w między czasie musiałem pozbyć się małego przenośnego parasola mojej narzeczonej... już mi wybaczyła ten czyn. Przecież mógłbym nim kogoś zabić, jeśli miałbym trafne oko!
Danko Jones, jako support sprawdził się bardzo pozytywnie, chociaż faktycznie byli trochę nużący. Ich koncert trwał blisko 1h20min, a w tym czasie wielokrotnie każdy nas mógł doświadczyć widoku migdałków frontmana, oraz jego nadwyraz sprawnego języka (pozdrawiam partnerkę Danko
). Denerwujący był zaś JC (chyba), czyli basista, który notorycznie kazał nam klaskać. Bo widocznie nikt tego sam nie robił. No cóż... Czesi...
Jak tak teraz myślę, to owe 2 h przerwy pomiędzy zespołami, zleciało szybko, wiec nie obrażam się na Axla, że chciał dokończyć "M jak Miłość".
Faktycznie wiedzieliśmy, że zaczną szybciej niż "za godzinę", bo nasi panowie "ochraniacze", w końcu podnieśli dupska z podestu, a ludzie od świateł zawisli parę metrów nad ziemią...
A sam koncert... ... jak dla mnie było to drugie spotkanie z ekipą Axl'a, po Warszawie oczywiście. Z tej perspektywy też mogę go ocenić. Dla mnie Praga była o wiele lepsza! Jakość dźwięku, z naszej perspektywy, była wyśmienita. Co ciekawe, każdego z gitarzystów było słychać, ale z drugiej strony, kiedy Ashba niektóre partie omijał (bo był zbyt zajęty flirtowaniem z publicznością), całość nie traciła na wyrazie. Ten zespół brzmi razem świetnie! Sama konstrukcja koncertu była ścisła. Osobiście nie odczuwałem zmęczenia ani tym bardziej znużenia, tym co się wokół mnie działo. Nie było dłuższych przerw, zespół wiedział co miał robić, co grać i jak. Miałem wręcz wrażenie, że setlista była w tym przypadku sztywna, nie tak jak miało to miejsce w poprzednich latach, kiedy to zespół, a raczej Axl z Tommym wybierali na bieżąco kawałki, które mieli grać. Całość stanowiła o tym, że było to show w pełnym tego słowa znaczeniu. Co ważne Axl, naprawdę brzmiał bardzo dobrze. Podczas koncertu zauważyłem, że w dwóch utworach szło mu ewidentnie gorzej, dziś zaś pamiętam już tylko, że "Better" było bardziej wycharczane niż wyśpiewane. Krótka wizyta po tlen w garderobie widocznie załatwiła sprawę.
O Ashbie słów kilka... miły to gość, chociaż dalej uważam, że wygląda z ryja tragicznie. Miło, że reagował na publikę; miło, że miał z nią kontakt; miło, że wziął flagi, miło, że zakładał koraliki, tego czecha, co mu je co chwile rzucał. Ale w mordę jeża, ileż można? Ciekaw jestem, czy ta laska, obok której stał Pompon wskoczyła mu ostatecznie do wyra? W końcu reszta chłopaków jest zajęta...
Dobra... kończyć trzeba powoli... w skrócie, co zapamiętałem:
- świetnie było zobaczyć polską flagę -> po ilości rąk w powietrzu można było dostrzec ilu jest Polaków na sali.
- niesamowity był "wkurw" Axla gdy zespół niezestrojony ruszył w "The Blues"
Gdyby nie Tommy....
- WTTJ jest o wiele lepszym openerem od ChD. Niestety. Za długi wstęp ma chińszczyzna...
- przy Rocket Queen miałem wirtualny orgazm, końcówka zaśpiewana niesamowicie czysto
- brakowało mi jednak oryginalnego sola Robina w This I Love...
- Shackler's okazał się jak dla mnie jednym wielkim chaosem... wersja studyjna pod tym względem o wiele lepsza
- Na Madagascarze zamknąłem oczy -> magia
Kończąc... chciałbym podziękować ekipie z busa za towarzystwo -> mogę z Wami jechać nawet na Trubadurów panie Pomponie, Slashu145, Pyro, El Loko i szanowny kolego ze Szczecina (jeśli dobrze pamiętam). Pozdrawiam też resztę ekipy, z którą trochę mniej się marzło.
A tera....
http://www.youtube.com/user/Spiochu tam znajdziecie trzy filmiki z Pragi: solówki na NR, cover Floydów i fragment This I Love. Są tam też nagrania z Warszawy sprzed czterech lat.
a tu:
http://public.fotki.com/Spiochu/ kilka fotek z mojego punktu widzenia. Są też tam zdjęcia z różnych koncertów.
Cya (mam nadzieję soon)......
PS
Przypomniało mi się jeszcze, że miałem kontakt z Ronem (co może potwierdzić Slash145). Pokazałem mu, że ma fajną brodę, a on się po niej pomacał. Nie mam kostki, ani pałeczki, ale Ron się dla mnie macał