Zacznę od pozdrowień dla
@mafioso i
@Douger ( wraz z jego przemiłą lepszą połówką ) oraz dla niezrównanej koncertowej towarzyszki koncertowej od lat
@Nika1030, która raczej tu nie bywa już, ale może zajrzy.
Dobra, to wstęp mamy z głowy, więc teraz pozdrowienia dla
@PGR, który sporo rzeczy mi naświetlił przed koncertem, dla
@CzarnaWdowa,
@Canis_Luna,
@Śpiochu,
@Boski_Krzychu , którzy chcieli się spotkać, ale nie pykło.
Teraz...powiem tak - jak Warszawa i Zqyx, to w pakiecie musi być deszcz, to tradycja od 2006 i sprawdziło się nawet na Duffie, więc musiało sprawdzić się i tym razem, ale dzięki temu, że byłem z dziewczyną, której jeszcze nie ma na forum to udało się nie zmoknąć.
W kwestii samego koncertu - Gunsi poniżej pewnego poziomu nie schodzą i to było widać, słychać i czuć. Narodowy również nie schodzi poniżej pewnego poziomu i to również było słychać

Z racji tego, że nie znałem setlisty przeżywałem koncert inaczej niż większość z Was, swoją drogą dzięki, że powstrzymaliście się w rozmowach ze mną przed spoilerami, wiem, że pewnie momentami nie było to łatwe.
Spoilerów nie udało się całkiem uniknąć, dzięki czemu wiedziałem, że koncert zacznie się od WTTJ, swoją drogą nie do końca rozumiem ten wybór, bo wydało mi się, że to kawałek, który bardziej pasuje do rozgrzanej publiczności, ale wybór, mimo wszystko się obronił. Nie obronił się za to support, o czym wiedziałem wcześniej. No sorry, ale ktoś taki przed Gunsami...moim osobistym faworytem z pozostałych supportów byliby Pistolsi, no cóż, może innym razem.
Drugim "spoilerem", którego nie udało mi się uniknąć było to, że Gunsi grywali Human Being i Dead Horse, przyznam szczerze, że oba te kawałki z chęcią bym usłyszał jako bisy...tymczasem...bisów nie było. I tutaj olbrzymie zaskoczenie z mojej strony, bo przecież bisy były zawsze, zawsze była ta chwila napięcia po Nightrain, to wołanie Gunsów z powrotem na scenę i wyczekiwanie, czy "zasłużyliśmy" na 1,2, a może 5 dodatkowych kawałków. Tym razem tego zabrakło i wracając z koncertu byłem przekonany, że Axlowi coś ewidentnie nie pasowało, dlatego nie bisowali, tym bardziej, że przed Paradise City coś powiedział, jednak przy tej akustyce podziwiam, że ktoś cokolwiek z tego, co mówił między piosenkami był w stanie zrozumieć. Jak się potem okazało zestaw Nightrain - Paradise City to norma, a nie zaskoczenie, co dla mnie akurat było zaskoczeniem i miałem niedosyt.
Z drugiej strony gdzieś tak tuż przed Don't Cry wiedziałem, że ewidentnie zmierzamy do końca i zastanawiałem się tylko nad tym, co będzie na bis, bo przecież "wszystko już zagrali" i tu wchodzi Don't Cry

Czy czegoś mi zabrakło? Przyznam szczerze, że nie było tego wiele, bo np. ja zawsze chciałbym usłyszeć Maddy, a moja dziewczyna czekała na jej ukochane Patience. Czy koncert był dobry, udany? Powiem tak - dla mnie zawsze, ale niech najlepszym potwierdzeniem tego, czy był udany będą słowa mojej dziewczyny, która, nie będąc fanką Gunsów, po koncercie na moje pytanie, czy się podobało odpowiedziała: Ja chcę jeszcze raz!
I to chyba mówi wszystko. Ja też chcę jeszcze raz.
I to, że chcę jeszcze raz nie znaczy, że było idealnie, nie było idealnie choćby na to, że to Narodowy, nie było idealnie ze względu na nierówną formę Axla, najbardziej słyszalną z mojej perspektywy w YCBM i Yesterdays. Ale to drobnostki, do których przywykliśmy. Chociaż przyznam, że nagłośnienie było takie, że utwór z tak charakterystycznym wstępem jak Bad Obsession poznałem dopiero w momencie, gdy Axl zaczął śpiewać. Swoją drogą, czy Axlowi się coś nie pomerdało w Paradise City? Miałem wrażenie, że jedną zwrotkę zaśpiewał dwa razy, ale może to mi się coś pomerdało, sam nie wiem, muszę to na spokojnie posłuchać.
Dwa zaskoczenia setlistowe - Black Sabbath, którego żadne z naszej czwórki koncertowej nie rozpoznało i , sądząc po reakcji widzów, nie byliśmy w tym odosobnieni, So Fine - to akurat bardzo pozytywne zaskoczenie i świetny moment wyciszenia przy tym, bardzo energetycznym tak naprawdę secie. I nie wiem, czy to starość, czy co, ale bardzo tych chwil wyciszenia na tym koncercie oczekiwałem, więc chociaż zwykle marudziłem na KOHD, czy Wichitę, to tym razem przyjąłem je z dużym zadowoleniem.
Po koncercie uświadomiłem sobie, że w zasadzie prawie nie było nowych kawałków, wliczając jako nowy również materiał z Chinese. Czy to źle? Nie wiem, jest szansa, że usłyszymy je następnym razem, który, mam nadzieję, już niebawem, ale może tym razem na Śląskim, co? Przynajmniej padać nie będzie

Koniec i bomba, kto nie był, ten trąba.
P.S. Za pomysł wchodzenia bez jakiekokolwiek bagażu organizatorzy powinni smażyć się w piekle. Tym bardziej, że bilety można było mieć tylko w telefonie, więc zastanawiam się, ile telefonów zaginęło, lub zostało zmiażdżonych na płycie. Jak wyglądał ten zakaz w praktyce? Próbowaliście coś "przemycić"?
P.S 2. A teraz idę słuchać tego, czego nie słyszałem u nas, a na innych koncertach było.