Miałam bilet GC EE. Pod stadion przyszłam około 16.30 i po grzecznym odczekaniu w kolejce ustawiłam się pod sceną (znalazłam się mniej więcej w 3 rzędzie od barierek). Cierpliwie stałam i słuchałam supportów bardzo dobrze się przy nich bawiąc, otrzymując przy tym dziwne spojrzenia ludzi obok (z wyjątkiem kilku bardzo fajnych pań, które poznałam). Na 10 minut przed wyjściem GN'R na scenę, z tyłu zaczęło przeciskać się coraz więcej ludzi, a ja zostałam przesunięta praktycznie pod barierki.
It's So Easy- ludzie wariują. Wszyscy skaczą we wszystkie strony, większość dzielnie z telefonami w dłoniach. Oczekiwałam takiego szału na pierwszych piosenkach, więc też próbowałam się dobrze bawić.
Zaczyna się Mr. Brownstone, a ja jestem już wrzucona pomiędzy tłum na środku sceny, nie czuję gruntu pod nogami. Faceci z tyłu napierają na barierki, a ja nie mogę złapać powietrza, jednak nie wycofuję się do tyłu- nie mam jak.
Na Chinese Democracy jest trochę lepiej, nareszcie mogę wziąć głęboki oddech i przygotować się na najgorsze- Welcome To The Jungle. To była moja ostatnia piosenka pod barierkami. Ludzie zupełnie oszaleli i sami zaczęli zachowywać się jak w dżungli. W grę poszły łokcie. Ktoś za mną szarpał moje włosy tak zawzięcie, że zerwał z nich gumkę. Ktoś obok przycisnął mnie do barierek. Zabrakło mi powietrza, a przed oczami zaczęło się ściemniać. Chciałam iść do tyłu, ale ludzie nie pozwalali nikomu przejść. Dopiero jakiś pan, który stał obok mnie, zauważył co się dzieje i wspólnie z miłym ochroniarzem pomogli mi się wydostać, a następnie mojej mamie, która również została bez dopływu powietrza.
Wychodząc odwróciłam się na scenę ze łzami w oczach, tyle czekania po nic. Wędrując za sobą wzrokiem zobaczyłam, że Axl mnie zauważył(!), a po WTTJ kazał się wszystkim cofnąć o krok.
Rozpłakana i zrezygnowana zaczęłam szukać wolnych miejsc, kiedy wyszłam od ratowników, bo pomimo tego, że przed chwilą o mały włos nie zemdlałam, chciałam jednak coś widzieć. Wśród widowni rozpoznałam ludzi, którzy wytrwale czekali ze mną pod sceną, większość wycofała się do tyłu.
Pomimo tego, że przez resztę nie byłam pod barierkami, stałam dosyć blisko i znakomicie się bawiłam. Miałam dużo miejsce na tańczenie i skakanie, więc jeśli ktoś widział niewysoką dziewczynkę pląsającą na wszystkie strony niczym Skalmar ze Spongeboba na lekcji baletu, to pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Jeśli chodzi o sam koncert to trudno jest mi się wypowiadać obiektywnie, dla mnie świetnie, chociaż nie potrafię ubrać w słowa tego jak się czuję. Wokalnie Axl dał radę, dodatkowo miał dobry humor, a to ważne bo zarażał nim publiczność (pewną jej część). Jedyne na co mogę narzekać, to brak interakcji Axla z fanami, ale to od pewnego czasu u niego norma z tego co widziałam na filmikach z poprzednich koncertów.
Podsumowując- przeżyłam właśnie koncert swojego ulubionego zespołu i jestem pod ogromnym wrażeniem. Wybawiłam się za wszelkie czasy i straciłam głos, ale było warto. Publiczność pod barierkami tragiczna, gorsza niż na Green Day, a nie myślałam, że to możliwe (kto był ten wie o czym mówię).
ZOBACZYŁAM GUNS N' ROSES!!!
Psst nie wiem czy ktoś mnie tutaj kojarzy ale byłam kiedyś aktywna przez krótki czas, w każdym razie chciałam napisać co leży mi na sercu.
Jeśli ktoś chce zobaczyć szczęście w czystej postaci, to bardzo proszę:
http://www.tinypic.pl/1z1g7suydeuj (zdjęcie z koncertu jak zdjęcie z koncertu, wiadomo że zamazane, ale jest)