To może i ja się wreszcie wypowiem.
Do samego końca obstawiałem 60/40, że ten koncert faktycznie się odbędzie a nie jest to żart na prima aprilis. Plakaty, koszulki - to musiałby być bardzo wysublimowany żart. Kiedy z rana zobaczyłem zdjęcia i przeczytałem "Bilet za 10 dolarów" nie mogłem uwierzyć... Zupełnie jak Gunsi w połowie lat osiemdziesiątych próbujący się przebić na scenie, dalecy od stadionowych gigantów jakimi zostali kilka lat później. Czysty rock n' roll, nic więcej. Za to ich kocham. <3
Axl o dziwo brzmi bardzo dobrze, naprawdę się tego nie spodziewałem. Momentami kiepsko, ale słychać u niego pazur w głosie, coś czego nie było słychać w rutynowych wykonania WTTJ z ostatnich lat, kiedy krzyczał "You're gonna die!". Stara się. Zdaje sobie sprawę jak długo fani na to czekali i nie chce być jedynym słabym ogniwem. Czapki z głów dla niego.
Reszta zespołu na poziomie, a jak się widzi Slasha i Duffa na jednej scenie to aż się przypomina pamiętne The Ritz z 88-go.
Wszyscy na poziomie.
Hejterzy - zluzujcie poślady. Nie grali razem to było źle. Grają razem to ludzie sapią, że nie zwracają na siebie uwagi i się ignorują. W jednym z krótkich fragmentów widać jak Axl na chwilę kładzie Slashowi rękę na ramieniu w swoim stylu. Oglądałem kiedyś jakiś koncert Slasha w TV i też nie zauważyłem, żeby się jakoś szczególnie integrował z Kennedym. Był skupiony na grze. Tak więc spokojnie - na Coachelli ujrzycie niejeden proshot z uśmiechami i uściskami, jestem tego pewien.