Każdy pamięta, gdy pierwszy raz usłyszał "Appetite For Destruction" Guns N’ Roses. Gdzie był, co robił i jak album zmienił sposób, w jaki myśli o muzyce, jak postrzegał muzyków, którzy go stworzyli. Steven Adler był perkusistą w Guns N’ Roses przez wiele lat, do czasu, gdy dopadły go jego własne demony. Teraz, 27 lat później, Steven pojawił się z nowym zespołem i nowym albumem słusznie nazywanym "Back from the Dead". Ten krążek zaczyna się tam, gdzie skończyło się „Appetite” i moim zdaniem, jest tym, czym "Chinese Democracy" powinno być, a nie było.
Maine Music News miało okazję porozmawiać z Jacobem Buntonem, wokalistą i współtwórcą Adler. Podczas 45-minutowej rozmowy, która sprawiała wrażenie pogawędki 2 starych znajomych o muzyce, którą kochają, udało nam się zamienić słowo na temat ich ostatniego albumu oraz jak to jest pracować ze Stevenem.
MMN - Dzwonisz do nas z domu?Bunton –
Tak, jestem z powrotem w Birmingham, Alabama. Ciągle podróżuję, więc dobrze jest czasem być w domu.MMN – Właśnie wróciliście z Tokio. Jak wrażenia?Bunton –
To było niesamowite. Nikt z nas, poza Stevenem, nigdy nie był w Japonii. To była bardzo krótka podróż. Pojechaliśmy z Duff’em McKaganem. Ponieważ byliśmy tam przez 3 dni, zdecydowaliśmy się nie spać i po prostu wsiąść do pociągu i zwiedzić kraj. Zrobiliśmy tak i poznaliśmy wszystko. Spotkaliśmy wspaniałych ludzi, wpadliśmy na kilka fajnych sklepów, zjedliśmy trochę niesamowitego jedzenia, zagraliśmy kilka wspaniałych występów i ruszyliśmy z powrotem do domu. To był świetny sposób na odkrywanie Japonii po raz pierwszy w życiu... Duff był bardzo pomocny, bo znał wszystkie fajne miejsca, gdyż sam był tam tak wiele razy.MMN - Jak wam się grało z Duffem?Bunton –
Kiedy byłem dzieckiem, dorastałem słuchając Guns N’ Roses, które było jednym z moich ulubionych zespołów. "Appetite for Destruction" był zawsze moim ulubionym krążkiem. Bycie na scenie ze Stevenem i Duff’em, granie kilku utworów Guns N’ Roses było bardzo surrealistyczne. To był jeden z tych momentów, w których szczypiesz się w ramię, nie mogąc uwierzyć i myśląc "wow". Najlepszym porównaniem jest film "Rockstar" z Marky Mark’em. To jak śpiewać dla swojego ulubionego zespołu.MMN - Czy możesz nam opowiedzieć jak to jest pracować ze Stevenem?Bunton –
Steven jest bardzo zdeterminowany, ale jest jednym z najmilszych facetów, jakich kiedykolwiek spotkasz, jest bardzo miły i zawsze tak było. Zawsze wszystkich przytula. Najważniejsi są dla niego fani. Jeśli podchodzi do niego fan, Steven zawsze daje mu duży uścisk. Podpisze wszystko co tylko chcesz.
Jeśli chodzi o pracę z nim - jak tylko usiądzie za perkusją, nie masz wątpliwości, że to perkusista z "Appetite for Destruction". Ma swój styl, jest niesamowitym muzykiem. Nieważne co grasz, to nie ma znaczenia, czy grasz "Highway to Hell" AC/DC czy " Goodbye Yellow Brick Road " Eltona Johna czy piosenkę Foo Fighters i tak będziesz wiedzieć, że to Steven Adler gra na perkusji. On po prostu ma ten dźwięk. Jest bardzo solidny i ma wielką etykę pracy. Ma wiele demonów, z którymi walczył przez lata, jak każdy, kto był uzależniony i przechodził ten proces, gdy każdego dnia po prostu próbujesz postawić jedną stopę przed drugą i robić wszystko najlepiej jak potrafisz. Teraz jest w dobrej formie i latem ruszamy w trasę. W czerwcu i lipcu jeździmy po USA, a we wrześniu będziemy w Europie, a w październiku w Ameryce Południowej. Więc, wszystko jest dobrze.MMN - Jeff Pilson (Dokken i Foreigner) wyprodukował waszą płytę, jak się czułeś pracując z nim?Bunton –
Było fajnie również dlatego, że dorastając byłem wielkim fanem Dokken. Cały ten projekt jest dla mnie bardzo surrealistyczny. Jeff jest jednym z najbardziej utalentowanych ludzi jakich kiedykolwiek spotkałem w moim życiu. Jest świetnym producentem, inżynierem, świetnym muzykiem, świetnym kompozytorem i ma świetny głos. Jest specjalistą w wielu branżach. Nie ma nic, czego ten facet nie może zrobić muzycznie. Na pewno wniósł wiele dobrego w ten projekt. Praca z nim była niesamowitym doświadczeniem.MMN - Slash i John5 również pojawiają się na tym albumie. Jak wyglądała praca z nimi?Bunton –
Kiedy byliśmy w studiu, kiedy Slash grał, to był jeden z tych momentów, gdy masz gęsią skórkę. Możesz poczuć miłość w pokoju między nim i Stevenem. Są najlepszymi przyjaciółmi od gimnazjum. Byli w zespołach razem przed Guns N’ Roses, potem oczywiście w Gunsch i nadal, do dziś są najlepszymi przyjaciółmi. To naprawdę fajny widok, gdy kręcisz się w studiu, dla Ciebie to jak "wow, to jest Slash i Steven Adler", ale dla nich... to tylko dwaj najlepsi przyjaciele. Czasem mówią o muzyce, czasem o sprawach rodzinnych, czasem o tym, co się wydarzyło, kiedy byli dziećmi, tak jak to robią najlepsi przyjaciele.
Jeśli chodzi o John5, on jest niesamowitym muzykiem. Utwór, na którym grał nazywa się "Good to be Bad." Chcieliśmy go w tej piosence, bo miała mieć przerażający klimat, a ten facet jest królem w robieniu takich rzeczy. Czy to z Marilyn’em Mansonem czy Rob Zombie, on po prostu wie, jak się tworzy taki klimat. Przyszedł i zrobił to przy pierwszym podejściu. Tak samo z solówką. Na naszym kanale na YouTube jest wideo, gdzie to nagrywa i to naprawdę było jego pierwsze podejście. Nagraliśmy potem jeszcze raz to samo. To było niesamowite. Wiele osób uważa, że używa mnóstwo efektów, ale nie można się bardziej mylić. Jedyne czego używa to żółty pedał do zniekształceń, niebieski pedał ‘chorus’, tuner i pedał Wah. To wszystko. Dziwny wodnisty efekt to tylko maksymalnie przekręcone wszystkie gałki na niebieskim pedale . On jest po prostu świetnym muzykiem.MMN – jako wokalista, tekściarz i gitarzysta – kto cię inspiruje?Bunton –
Jeśli chodzi o gitarę, Steve Vai jest moim ulubionym muzykiem od zawsze. On wpłynął do mnie bardziej niż ktokolwiek inny. Jako wokalista - wiele zespołów z tego okresu miało na mnie wpływ, oczywiście Axl Rose z Guns N’ Roses, Michael Sweet ze Stryper, Tom Keifer z Cinderella, Sebastian Bach ze Skid Row i Steve Perry z Journey. Wszyscy byli absolutnie niesamowici. Jeśli chodzi o pisanie piosenek, największy wpływ miał na mnie Mutt Lange, jeden z moich ulubionych tekściarzy i prawdopodobnie największy producent wszechczasów. Jest moim ulubionym kompozytorem, Diane Warren też jest niesamowita. Moim ulubionym perkusistą był drugi perkusista KISS, Eric Carr. Większość ludzi twierdzi, że ich ulubionym czasem KISS były lata 70. Zawsze mówią o składzie KISS z lat 70. Mój ulubionym składem był Paul, Gene, Eric Carr i Bruce Kulich. Uwielbiałem ten skład. Uważałem go za niesamowity. Zawsze był moim ulubionym perkusistą. Przykro mi, że nigdy go nie poznam, nienawidzę tego.MMN - Czy możesz opowiedzieć o procesie pisania tego album? Czy to tylko moja wyobraźnia czy utwory wydają się opowiadać historię Stevena?Bunton –
Ta, zostały tak napisane, żeby opowiedzieć historię Stevena. Lonny i ja napisaliśmy ten krążek. Niektóre piosenki ja napisałem, niektóre Lonny, niektóre pisaliśmy razem. Zdecydowanie miały opowiedzieć historię człowieka, który miał wszystko, stracił wszystko i próbuje sobie odkopać drogę powrotną. Mieliśmy wiele utworów napisanych na płytę, dużo demówek, ale ostatecznie to była decyzja Stevena, co znalazło się na krążku. Graliśmy mu jakieś piosenki, kilka naprawdę chciałem na płycie, ale nie daliśmy tego, bo Steven wyraźnie ich nie czuł wtedy. Ale myślę, że Steven odwalił kawał dobrej roboty wybierając utwory na krążek. Są spójne, opowiadają historię i to jest na pewno temat na album.
Gdy byłem w Birmingham, Lonny zaczął wysyłać mi pomysły, ja zacząłem wysyłając mu swoje, więc napisaliśmy dużo to tylko przez e-mail, przesyłając to tam i z powrotem. Jedną z rzeczy, które powiedzieliśmy sobie na samym początku jest to, że odrzucamy nasze ego na bok, jeśli jest coś, co może sprawić, że utwór może brzmieć lepiej, każdy musi być otwarty na propozycje. Nie możesz się zbyt przywiązywać do własnych pomysłów, nie możesz trzymać się czegoś i być upartym powtarzając, że to jest świetna piosenka i niczego tu nie zmienię. I to zadziałało całkiem dobrze. Były rzeczy, których ja nie chciałem zmieniać, których Lonny nie chciał zmienić, ale ostatecznie to naprawdę pomagało utworom.
Robiliśmy tak przez jakiś czas, a potem wróciłem do Los Angeles i pierwszym utworem, który razem z Lonn’ym rzeczywiście napisaliśmy siedząc w tym samym pokoju było "The One That You Hated", który był pierwszym singlem i naszym video. Napisanie tego zajęło nam dosłownie 10 minut. To było tak proste. Kiedy przyjechałem miałem już napisane zwrotki i muzykę. Po prostu nie było refrenu. Nie wiedziałem ani jaka będzie jego melodia ani o czym będzie opowiadał. Śpiewałem tekst, a Lonny tego słuchał i gdy dotarłem do refrenu i się zatrzymałem, on zaczął śpiewać „I’m the one that you hated”. Powiedziałem mu „Stary, to jest to!”. Dosłownie, piosenka została napisana w 10 minut. Nagraliśmy demo w małym studiu Lonny’ego i następnego dnia byliśmy u Jeffa nagrywając już normalnie jako utwór.
Jak już byłem na miejscu, to zaczęliśmy więcej pracować razem, siedząc obok siebie, gdy zaczęły się sesje nagraniowe. Współautorem dwóch utworów, “Back from the Dead” i “Another Version of the Truth” jest Jeff Pilson. To była świetna zabawa. Nagrywaliśmy to w jego studio. Przynieśliśmy to, co uważaliśmy za gotowy utwór nagrany jako demo u Lonny’ego w studiu, a Jeff zapytał "nie macie nic przeciwko, jeśli zrobimy tak i tak?", a naszą reakcją było „Stary, to sprawia, że to brzmi jeszcze lepiej" Te kilka utworów było naszym wspólnym wysiłkiem. Tak mniej więcej przebiegał cały proces nagrywania. MMN - Muszę o to zapytać - piosenka "Your Diamonds", czy ktoś wam kiedyś powiedział, że ten utwór przypomina mu "Anytime" Journey?Bunton –
Byliśmy w studiu i Steven spytał "Umiesz grać na pianinie", a ja na to: "Tak, oczywiście" Fortepian był moim pierwszym instrumentem, na którym grałem. Potem mi powiedział: "Chcę piosenkę, która brzmi jak Journey spotykające Eltona Johna, który spotyka Queen. Jeden z tych fortepianowych utworów. W totalnym stylu lat 70", więc powiedziałem mu „Ok”, wróciłem tej nocy i napisałem piosenkę. Słuchaliśmy różnych utworów Journey i różnych Eltona Johna, które lubi. Jesteś pierwszym, który to wyłapał. Jesteś prawdziwym fanem muzyki, masz dobre ucho.MMN – Czy w dzisiejszym świecie, gdy fani mają możliwość ściągnięcia jednego czy dwóch utworów, pisanie całego albumu, który opowiada jakąś historię ma sens?Bunton –
To zależy dla kogo piszesz. Jeśli piszesz to dla siebie i to jest coś, co chcesz zrobić, coś, co sprawia, że jesteś szczęśliwy, że masz nadzieję, że spodoba się ludziom, to jedna rzecz. Razem z Lonny’m podeszliśmy do tego bez jakichkolwiek oczekiwań. Szczerze mówiąc, myśleliśmy, że nikomu się nie spodoba ten album. Wszystko, co robi członek Guns N’ Roses będzie zawsze przez wszystkich porównywane do "Appetite for Destruction" i nie zostawia się na tym suchej nitki. Możesz spytać chłopaków, którzy grają z Duff’em, chłopaków, którzy grają ze Slash’em, możesz spytać Bumblefoot’a nowego kolesia z Guns N’ Roses, świetny facet, świetny muzyk. Ale kiedy grasz z Guns N’ Roses jedyne co ludzie robią, to mieszają cię z błotem, ponieważ nie jesteś Slash’em, nie jesteś Axl’em, nie jesteś oryginalnym składem. Rozumiem. Naprawdę rozumiem. Razem z Lonny’m podeszliśmy do tego na zasadzie „wiesz co, ludzie prawdopodobnie i tak nas zjadą, po prostu nagrajmy płytę, z której będziemy dumni”. Nie martwmy się sprzedażą albumu, nie martwmy się radiem, nie martwmy się o nic innego, niż po prostu nagranie krążka z jednym z chłopaków, którego plakaty wisiały na naszych ścianach, gdy byliśmy dziećmi. Bawmy się i zróbmy to tylko dlatego, że tego chcemy.
Z kolei dla Stevena akceptacja fanów była niezwykle ważna. To był jego pierwszy album od czasu "Appetite For Destruction". Był dla siebie niezwykle wymagający w studio. Miał o wiele więcej presji niż my, ponieważ Lonny i ja nie mieliśmy nic do stracenia. Jesteśmy tylko kolesiami, którzy z nim grają. Ale wszyscy traktowali to jako powrót Stevena. Kiedy wyszła płyta, zaczęła zbierać dobre opinie 4 i 5-gwiazdkowe, czasopisma, które używają 10-gwiazdkowej skali dawały nam ich 8 i 9. Od Rolling Stone do Kerrang, wszystkie tego typu magazyny, nigdzie nie widziałem złej opinii, wszystkim się to spodobało. Więc oczywiście jesteśmy oszołomieni i zaszczyceni tym wszystkim.
Jest jedna rzecz, której Steven nie rozumie, bo po prostu wciąż pamięta jak to kiedyś było. Nadal pamięta MTV. Nadal pamięta albumy sprzedające się w milionach egzemplarzy i ludzi kupujących cały krążek do kolekcji. Z nim jest trochę inaczej, bo wydaje mi się, że on chce, żeby ludzie to wszystko kupowali.
Myślę, że obecnie bardziej niż kiedykolwiek widać nową tendencję w kulturze, gdzie bycie fanem zespołu niekoniecznie oznacza to samo co kiedyś. Ludzie są bardziej fanami piosenek niż zespołu. Dlatego można mieć artystkę jak Carly Rae Jepson której singiel "Call Me Maybe" sprzedał się w nakładzie sześciu lub siedmiu milionów, a jednak może ona spokojnie wejść do sklepu i nikt jej nie rozpozna, ponieważ nie ma fanów Carly Rae Jepson . Są fani piosenki "Call Me Maybe". Wielu ludzi nie potrafi tego pojąć. Oczywiście dla kogoś, kto dorastał w epoce MTV i wszystkich czasopism, gdy dominowała muzyka, era przed internetem, wtedy chodziło o to, by mieć swój ulubiony zespół. Na przykład, jeśli Poison był twoim ulubionym zespołem i uwielbiałeś "Look What the Cat Dragged In " nie musiałeś słuchać "Nothing But A Good Time", aby go kupić płytę, bo już byłeś fanem. Kupisz ten album w dniu premiery, bo jesteś fanem zespołu. Obecnie takie coś nie zdarza się często.
Biorąc pod uwagę technologię cyfrową, nagraliśmy album dla siebie. Trudno obecnie oczekiwać, że wszyscy kupią płytę, która ma pewien motyw, opowiada historię, można mieć nadzieję, że są tam utwory, które się przyjmą, jeśli Twoim celem jest sprzedaż płyt. Tak jak powiedziałem, zaczynając pracę, naszym celem było po prostu dobrze się bawić i nagrać najlepszą płytę tylko potrafimy.MMN – Myślę, że to wam się udało. Mogę szczerze powiedzieć, że ten album jest tym, czym powinno być „Chinese Democracy”.Bunton –
To mocne słowa. Doceniam je bardziej niż ci się wydaje, stary, to naprawdę miłe. Dziękuję!MMN – Porozmawiajmy o piosence „The One That You Hated”. To był wasz pierwszy singiel. Gracie to na koncertach?Bunton –
Taa, gramy cały album. Fani bardzo lubią tę piosenkę, podobnie jak „Good to be bad”. Dotychczasowe koncerty były bardzo ciekawe. Każdy już ma płytę, więc zna wszystko.
Rzeczą, którą powtarzamy od samego początku jest – nie jesteśmy Guns N’ Roses. To nie jest koncert Adler’s Appetite, więc usłyszysz tu Adler i trochę Guns N’ Roses. Robimy wszystko, żeby każdy o tym wiedział. Mówimy to naszym promotorom, mówimy o tym wszystkim, żeby nie było nieporozumień. Oczywiście, na koniec, na bisy, wychodzimy, żeby zagrać kilka utworów GNR MMN – Czego możemy się spodziewać na koncercie Adler?Bunton –
Spodziewaj się dużego rock n’ rollowego show. Spodziewaj się, że zostawisz wszystkie swoje problemy za sobą, gdy tylko przekroczysz próg areny. Nie jesteśmy zespołem politycznym. Nie jesteśmy Rage Against the Machine. Nie jesteśmy kimś takim. Nie wychodzimy na scenę, żeby napie****ać o polityce przez godzinę. W telewizji jest wystarczająco dużo tego g**na. Wystarczająco dużo jest tego na twojej tablicy na facebooku i wszędzie wokół. Naszym celem jest to, by każdy zostawił te sprawy za sobą i dobrze się bawił dostając dawkę wielkiego rockowego show. Jesteśmy klubowym zespołem, ale zdecydowanie przenosimy poziom koncertów z największych aren. Chodzi o to, żeby zapomnieć o tym całym syfie i skupić się na delektowaniu chwilą. Bo przecież o to chodzi, żyć szczęśliwym, dobrym życiem.MMN – Jeśli powiem Ghost Machine, co przychodzi ci na myśl?Bunton –
Za***iste gitary człowieku, za***iste gitary... Budują teraz jedną dla mnie. Powinna być gotowa za tydzień lub coś koło tego i nie mogę się doczekać. Miałem okazję grać na kilku modelach na Monsters of Rock Cruise, które niedawno miało miejsce. Scott Dalhover z Dangerous Toys – to jego firma. K**wa, jego gitary są niesamowite! Ten człowiek gra na gitarze od zawsze, więc wie co robi. Te gitary są ponadprzeciętne, świetne. Zakochałem się w jednej, którą miał i na której miałem okazję zagrać. Nie mogę się doczekać, żeby dostać swoją. Mam nadzieję, że będzie gotowa za tydzień lub dwa. MMN – Nadal jesteś frontmanem Lynam, prawda?Bunton –
Tak, dla Lynam i AdlerMMN - Jak trudno jest pogodzić pracę dla obu zespołów?Bunton –
Nie jest, ponieważ robię to, co kocham. Wiesz, jak to mówią "Jeśli robisz to, co kochasz, nigdy nie przepracujesz nawet jednego dnia w swoim życiu". Nie zrozum mnie źle, to na pewno dużo ciężkiej pracy, ale ja to kocham. Nie potrafię sobie wyobrazić robienia czegokolwiek innego. Z Lynam, jesteśmy razem od długiego czasu, a ci ludzie są dla mnie jak bracia, tak blisko jesteśmy. Gdy Adler jedzie w trasę, Lynam jedzie, jako ekipa koncertowa, więc zawsze jesteśmy razem. Gdy nie gramy koncertów z Adler, gramy z Lynam. W Lynam, mamy ogromną rzeszę fanów, która jest z nami od lat, mamy krążek nagrany przez Universal, nagrany przez Megaforce, mamy single radiowe. Te projekty są zabawą dla obu stron. To świetna zabawa dla fanów Lynam, odkrywanie Adler i dużo zabawy dla fanów Guns N’ Roses, odkrywanie Lynam. To naprawdę fajna współpraca.
Co więcej, byłem na the Monsters of Rock Cruise. Tam poznałem Scott’a z Dangerous Toys. Pojechałem tam po to, żeby zobaczyć Dangerous Toys, Cinderella, Stryper i Y&T. Uwielbiam te zespoły.
No więc, tutaj taka zabawna historia: Tom Keifer miał zapalenie płuc i nie wsiadł w ogóle na statek. Cinderella było headlinerem całego rejsu i 30 minut przed ich występem, wchodzę na statek i zauważyłem Fred’a Courey’a, który woła mnie na backstage. Mówi „człowieku, gdzie ty byłeś?” , a ja na to „jak to gdzie byłem? Kręciłem się po wyspie. Co jest?”, a on na to „Stary, Tom nie wsiadł na statek, jest chory i ty śpiewasz za niego. Tu masz setlistę, otwieramy „Gypsy Road”.” Zacząłem się śmiać, a potem do mnie dotarło, że on to mówi na serio. No więc pytam „Ok, kiedy to ma być?”, a Fred na to „Wchodzimy za 30 minut!”. Ogarniałem słowa, myśląc jednocześnie, że to chore, ale będzie z tym na pewno dużo zabawy. Poszedłem do kabiny się przebrać. Jak tylko wyszedłem zacząłem myśleć, że Cinderella było zawsze jednym z moich ulubionych zespołów, gdy dorastałem, Boże, to niesamowite, naprawdę się to dzieje? Podałem technikowi Toma Keifer’a moją gitarę, żeby mógł ją nastroić. W tym czasie Eddie Trunk był na scenie, zapowiadając zespół. Technik Tom’a oddał mi moją gitarę mówiąc „powodzenia”. Jeff LeBar zaczął intro do „Gypsy Road” i zespół zaczął grać, a ja po prostu wszedłem i zacząłem śpiewać. Nie docierało to do mnie do czasu, gdy po całym występie uświadomiłem sobie „Ja nie mogę, właśnie byłem frontmanem Cinderella!”
Teraz najzabawniejsza część – Eddie Trunk powiedział, że po tym jak zapowiedział zespół, odszedł i stanął koło chłopaków z Tesla i ich żon. Powiedział, że żona Briana Wheat’a stała koło niego i stwierdziła „O Boże, Tom w ogóle się nie zestarzał, wygląda tak młodo”. Eddie próbował jej wytłumaczyć, że „to nie jest Tom”, ale było za głośno, więc go nie słyszała i tylko w kółko to powtarzała. To kolejny z tych surrealistycznych momentów w moim życiu.MMN – Jacob, myślę, że to jest idealnym podsumowaniem wszystkiego. Dziękuję bardzo za wywiad i mam nadzieje, że uda mi się was zobaczyć na Worcester Mass 14 lipcaBunton –
Dziękuję i do zobaczenia w lipcuźródło