Witam Wszystkich!
To mój pierwszy post na forum, nie mogłem się powstrzymać, choć już wiele zostało napisane. Wrzucę jednak swoich groszy kilka.
Co do składu - skoro w oświadczeniu była mowa o Tej Trójce, to raczej znaczy, że nikt z klasycznej ery już nie wystąpi. Istnieją oczywiście dwa wyjątki - negocjacje cały czas trwają (wątpię, ponieważ i tak pewnie krótko nie trwały, w grę wchodzą ogromne pieniądze) lub przewidziano sytuacje, że, tak jak pisaliście, Adler lub/i inni wystąpią w kilku numerach.
Warto również zastanowić się nad tym, czy pozostali muzycy nie zostaną w pewien sposób zdegradowani do roli muzyków koncertowych. Mało możliwe, szczególnie, że Dizzy był jednak członkiem zespołu w późniejszych latach klasycznej ery. Takie sytuacje się jednak zdarzają, Geoff Nicholls czasami sam już nie wiedział, czy jest oficjalnym członkiem Black Sabbath, czy też może znów tylko muzykiem koncertowym/studyjnym.
Ponadto, co też ważne - Izzy/Gilby czy Adler/Sorum na pewno wymagaliby większej gaży, niż Fortus i Ferrer. Takie mam wrażenie, przynajmniej.
Natomiast co do grania ChD. Wydaje mi się, że raczej nie będą grali tego materiału. Wyjdą z założenia, że skoro Slash i Duff wrócili, to lepiej zagrać coś dawno/nigdy niegranego, niż utwory z płyty, na której się nie pojawili. Nie tworzyłbym równań, że skoro Pitman, to ChD, ponieważ Axl chyba lubi mieć dwóch klawiszowców, choć moim zdaniem to bez sensu.
I na koniec mojego inicjacyjnego postu trochę ogólnych rozważań. Jeszcze nie tak dawno uważałem, że to niemożliwe, itp. itd. Teraz sobie myślę, że powrót Slasha i Duffa to coś niesamowitego, ale nie bez rys, przynajmniej nie w każdym wypadku. Tak, jest bowiem kilka opcji
Pierwsza jest taka, że Slash i Duff po prostu wracają do zespołu, którego pierwsze koncerty to te kwietniowe. Potem trasa po USA, Europie, aż w końcu Panowie sobie siądą i zaczną pisać nowy album Guns N' Roses. Przy takim obrocie spraw jestem w stanie zrozumieć brak Wiadomo Których Nazwisk. Tak to już niestety z zespołami jest, że nie każdy chce wracać, nie każdy może i tak dalej. W tę opcję jednak jakoś nie wierzę.
Gorzej jednak, jeśli Gunsi przegrupowują się tylko na te dwa koncerty i być może jakąś trasę po Stanach. Wtedy pozostaje niedosyt i bardziej brakuje Tych Nazwisk, ponieważ, zakładając, że to tylko chwilowe i ulotne, istnieje prawdopodobieństwo, że już nigdy nie zobaczy się różnych inkarnacji Gunsów z lat 1985 - 1993 na jednej scenie.
A właśnie, jeszcze jedno: zakładając, że druga opcja jest tą prawdziwą, to co dalej? Oczywiście Slash wraca do swojego grania, Duff do grania i pisania, ale co z Axlem i Gunsami? Tak naprawdę to właśnie on najwięcej traci, ponieważ może zostać z niczym (nie licząc zysków z
przegrupowania). Wyobraźmy sobie, że jest już po wszystkim, każdy rozchodzi się w swoją stronę. Kilka koncertów zagranych, media trąbią, że magia, że niepowtarzalne emocje, choć kondycja już nie ta (u wszystkich
). Tylko, że co potem? Axl tworzy nowy skład? Nie sądzę, że po takim wydarzeniu będzie miało to branie. Ludzie znów będą nie wierzyć i pytać:
jak to, Slash znów z nimi nie gra?!. Dlatego spójrzmy na to z tej strony. Slash i Duff są w komfortowej sytuacji, mają gdzie odejść i nie będzie im, hm, głupio.
Z Axlem już gorzej