Ponieważ siedziałem od 4:00 przed kompem to opiszę to wydarzenie widziane moimi oczami.Przyznam, że nie widziałem poprzednich gal,ale dziś to był wielki chaos,zastanawiam się jak wielką range ma ta nagroda w świecie muzyki?Co drugi "artysta" odbierał nagrodę z tzw. "kasety",żadnych większych gwiazd ani na dywanie,ani jako zapowiadających, nie mówiąc już o graniu na żywo.Jestem albo tak zacofany w obecnej muzyce rockowej, albo na prawdę już się nic w niej nie dzieje...kojarzyłem parę zespołów i parę twarzy,ale bardziej to jest pseudo rock niż dobre granie.Z pozytywów na pewno Slayer, Zakk Wylde i fajnie było usłyszeć dawno przeze mnie nie słyszane "Roots bloody roots". Co do samych Gunsów...no cóż..."It's so easy" na pierwszy numer poddały mi takie 2 myśli: albo tak zaczynają bo gra z nimi Duff,jakby nie było gitara basowa numer jeden w tym utworze,albo Axl będzie rozgrzewał głos na tym kawałku, większość utworu na w pół przegadana niskim głosem z mocniejszą końcówką...teraz jestem skłonny odpowiedzieć sobie, że jednak to pod Duffa...Czy Axl miał dziś gorszy dzień?Chyba nie, on tak śpiewa od kilku lat tylko czasami ma przebłyski starego fajnego wokalu i z tym trzeba się pogodzić, chociaż dziś kilka razy myślałem że nawet przestanie śpiewać,ale to może wina transmisji...Nie jest to temat żeby na kogoś nadawać bardziej ale krótko: ASHBA był, jest i będzie najsłabszym ogniwem tego zespołu...podsumowując, całe to wydarzenie,cała ta gala była daleko od "golden" a tym bardziej dalej od "gods"w moim osobistym przekonaniu...