Doug Goldstein, jak wiadomo, gościł w programie „Appetite for Distortion”.
Były menedżer Guns N’ Roses mówił tam nie tylko o ekstrawagancjach Bucketheada (https://gunsnroses.com.pl/forum/news-20/goldstein-bucket-jest-bardzo-bardzo-niesmialy-(gunsnroses)-(buckethead)/), lecz także o wydawaniu „Use Your Illusion”, początkach ery „Chinese Democracy”, Ronie Thalu i ewentualnej nowej muzyce spod szyldu GNR. Czy były jakieś wielkie nazwiska, które Axl w erze „Chinese Democracy” chciał ściągnąć do zespołu, a o których publicznie się nie mówiło? „Nie, myślę, że mówiło się o wszystkich. Pierwszą osobą, z którą Axl kazał mi się skontaktować, był – jeśli mnie pamięć nie myli – [Dave] Navarro albo Zakk Wylde.
Pracowałem z Zakkiem przy okazji [albumu] ‘Pride & Glory’. To świetny projekt, który jednak nie miał szans rozwinąć skrzydeł, bo był southern rockowy, a w tamtym czasie ludzie w Ameryce woleli słuchać takich zespołów jak Nirvana czy Pearl Jam. Dlatego [‘Pride & Glory’] w mojej skromnej opinii nigdy nie dostał szansy, na którą zasługiwał”.
Ron Thal? „Jedną z osób z ery ‘Chinese Democracy’, którą naprawdę lubię i której nie miałem szansy poznać tak dobrze, jak mógłbym sobie tego życzyć”, powiedział Doug, „jest Ron Thal. Pod względem etyki pracy nie ustępuje żadnemu z muzyków, z którymi kiedykolwiek miałem do czynienia. Ten człowiek pracuje bez ustanku. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy go znają, i każdy z nich wydawał się być przeświadczony, że to jedna z najlepszych osób, jakie chodzą po ziemi, a do tego wybitny muzyk.
Axl doskonale wiedział, gdzie szukać, kiedy był mu potrzebny gitarzysta”.
Nowy album?„Nawiążę do czasów, kiedy [Gunsi] wydali ‘Use Your Illusion’, a na nich trzydzieści parę piosenek. Przekonywałem wtedy: ‘Wypuśćmy jedną płytę, zaprezentujmy ją na koncertach, a potem, gdzieś w połowie trasy, dołóżmy drugą – żeby przedłużyć koncertowanie i tchnąć w nie nowe życie’.
Tak się nie stało, bo Axl chciał wydać oba albumy naraz. Krótko mówiąc, gdybym miał moc decyzyjną, której oczywiście nie miałem, to sugerowałbym, żeby wydali jedną płytę, zaczęli koncertować i po mniej więcej połowie, a nawet trzech czwartych trasy wypuścili drugą. Przy czym kluczowa byłaby równowaga, żeby wszystkie najlepsze piosenki nie skończyły na pierwszej płycie, a te mniej udane – na drugiej”.
Co jest bardziej prawdopodobne – pełny album czy EP? „To zależy od tego, jakie masz cele. W dzisiejszych czasach nie zarabia się na sprzedaży albumów. Nikt już nie kupuje płyt rockowych.
A Slash, Duff i Axl nie są w ciemię bici i zdają sobie sprawę z tego, że jeśli wydadzą album, to nie zarobią tyle, ile zarobiliby w latach dziewięćdziesiątych – ani z samej sprzedaży, ani z przychodów z praw autorskich.
Jeżeli natomiast chcesz po prostu ściągnąć ludzi na koncert, to uważam, że pełny album nie jest konieczny – a przynajmniej nie do tego, żeby zoptymalizować zyski.
Jeśli przymierzasz się do projektu o nazwie ‘Not In This Lifetime 2’, to najpierw wypuść pięć piosenek, a potem, po trzech czwartych trasy, kolejnych pięć”.
Źródło