U mnie jest podobnie.
AC/DC - zespol legenda, wraca po latach i gra dokladnie to samo - w sumie to dobrze ale moze dla fanow, dla mnie kazda piosenka ma identyczny rytm a i w melodii mozna znalezc cos co juz bylo bez problemu. Nie udalo mi sie przesluchac tej plyty w calosci bo mnie nudzi po 3 kawalkach. Nie dla mnie.
Death Magnetic - bardzo dobry album, w oczekiwaniu na CHD goscil w moim odtwarzaczu non stop od dnia premiery. Doczepic jedynie sie moge do brzmienia o czym juz bylo duzo i glosno, plyta nagrana tak ze trzeszczy jak przy uwalonych glosnikach, w przeciwienstwie do CHD brzmi jakby byla nagrana w jeden dzien i bez uzycia kompow. Powrot do stylu sprzed lat i to mnie cieszy. Najlepszy album od AJFA. Ze starciem z GN'R jednak przegrywa. 2 miejsce
CHD - tutaj nie ma co opisywac bo juz wszystko zostalo napisane. Dopracowana plyta, niby powrot po latach a z czyms innym, swiezym. Brzmi w przecwienstwie do DM super, ale czuc ze byla robiona przez lata, kazdy kawalek ma inne brzmienie a to bebnow a to gitar lub nawet wokalu. Zatrudniona zostala armia ludzi, wymieniaja sie w kawalkach jak na meczu, trudno spamietac kto gdzie gra. Jednak dla mnie to plyta nr jeden nie tego roku, ale ostatnich 10 napewno jak nie wiecej. Ma w sobie magie i cos co nie pozwala mi przestac jej sluchac. Stworzyl ja nie podstarzaly rockman ktory wraca po latach i odwala chałe lub chce nasladowac samego siebie z marnym efektem, stworzył ja geniusz muzyczny i za to mu dziekuje. Dla mnie ten album nie ma konkurencji.