Gilby Clarke, jak wiadomo, był gościem „The SDR Show”.
Mówił tam nie tylko o tym, którą piosenkę Guns N’ Roses najtrudniej było mu opanować, lecz także o paru innych sprawach – w tym o odejściu Izzy’ego z zespołu. Dlaczego Izzy odszedł? Nie chciał być częścią czegoś tak wielkiego? Czy to był główny powód? Nie mogę wypowiadać się za Izzy’ego, ale jestem głęboko przeświadczony, że sprawy [w GNR] przybrały obrót, który mu nie odpowiadał.
Jak powiedziałem, w zespole pojawiły się chórki i sekcja dęta… Axl chciał, żeby Gunsi stali się kimś na miarę nowego The Rolling Stones. Tymczasem inni woleli pozostać przy dawnym, „brudnym” rockandrollowym wcieleniu.
Zabawne, ale to było widać nawet podczas podróży… Mimo że mieli prywatny samolot, ich bagaż składał się ze zwykłego worka i butelki Jacka Danielsa.
Jak wyglądało przejście [do Guns N’ Roses] z mniejszego zespołu? Wspomnę o dwóch sprawach. Dostałem angaż, ponieważ Slash do mnie zadzwonił. Kiedy Izzy odszedł, [Gunsi] martwili się, czy znajdą gitarzystę, który dopasuje się do Slasha. Slash grał na gitarze prowadzącej i potrzebował kogoś, kto wykonywałby robotę, którą do tamtej pory wykonywał Izzy. A to nie było łatwe.
Lista ewentualnych następców była krótka. Był na niej na przykład Ron Wood!
Slash skontaktował się ze mną, a ja się oczywiście zgodziłem. Umówiliśmy się, pograliśmy ze sobą raz i drugi… Na temat angażu nie padło ani jedno słowo, po prostu graliśmy razem.
Slash zadzwonił w poniedziałek. Jakiś tydzień później oglądałem MTV – jak zawsze miałem włączony obraz, ale wyłączony głos – i gadałem przez telefon z kumplem. Nagle zobaczyłem na ekranie moje zdjęcie. Zaraz potem ogłoszono, kto został nowym gitarzystą Guns N’ Roses.
W chwilę później Slash poinformował mnie przez telefon, że dostałem angaż i że wyruszamy w trasę.
Czy to prawda, że Guns N’ Roses nie mieli gotowej setlisty? Żadnej setlisty nie było, to fakt. Musiałem opanować cały repertuar, bo nigdy nie wiedziałem, jaki tytuł Axl rzuci danej nocy.
Co więcej… Jeżeli kiedykolwiek słyszałeś, jak Axl mówi, to wiesz, że ma bardzo niski, spokojny głos. Mimo że potrafi śpiewać bardzo wysoko, na co dzień mówi niskim głosem.
Dodaj do tego fakt, że na scenie używaliśmy potężnych wzmacniaczy i szum mocno dawał się we znaki. Axl podchodził do tego, kto miał zaintonować kolejną piosenkę. Na przykład podchodził do mnie, rzucał „Don’t Cry”, a ja zaczynałem to grać. Czasem jednak zdarzało się tak, że nie byłem w stanie go usłyszeć. Musiałem się domyślać, co ma być następne, a biada mi, gdybym się pomylił. Chociaż [Axl] ma poczucie humoru i pewnie gdybym zaczął grać zły numer, uznałby to za zabawne.
Na moją korzyść grało to, że musiałem bardzo szybko opanować ich repertuar. Nie myślałem o tym, że na widowni jest, dajmy na to, 25 000 osób. Całą moją uwagę pochłaniały starania, żeby Slash ani Axl nie przyłapali mnie na fałszywej nucie.
Źródło