(http://4.bp.blogspot.com/-CKAGNvoMu3o/Tbf1ia3Mz6I/AAAAAAAAAYk/pQCL2vfrciM/s1600/Gilby_Clarke.JPG)
Niedawno King of Chaos odwiedziło Amerykę Południową. Jeden z fanclubów powiązanych z Guns N’ Roses postanowił przeprowadzić krótki wywiad Gilby’m Clarkiem. Oto co muzyk powiedział m.in. o powstaniu King Of Chaos, dlaczego nie został członkiem Velvet Revolver, co pamięta z trasy Use Your Illusion i jak ocenia „Chinese Democracy”.
Porozmawiajmy trochę o King of Chaos. Skąd wziął się pomysł na stworzenie zespołu składającego się z tylu znanych w historii rocka muzyków?
Gilby: To był pomysł Matta (Soruma).Velvet Revolver nic obecnie nie robi, a on chciał COŚ robić, ale nie chciał zakładać zupełnie nowego zespołu, dlatego wpadł na pomysł, by przejąć ideę Camp Freddy i zmienić to w coś w stylu Ringo Star Travelling All Star Band, ale z ludźmi z naszego pokolenia. Dlatego chciał mieć w zespole mnie, Duffa, siebie i Steve Stevensa. Do tego zapraszalibyśmy wokalistów, którzy by się zmieniali, w zależności od ich grafików i wolnego czasu. Mamy kilku muzyków, kilku występujących gościnnie gitarzystów. Więc... spróbowaliśmy i zadziałało. Okazało się, że to wiele zabawy. To niesamowite, gdy w jednym pomieszczeniu masz tylu ludzi, którzy darzą się wzajemnym szacunkiem, wbrew pozorom to sprawia, że wszystko idzie nam łatwiej. Najtrudniejszą rzeczą jest dopasowanie naszych grafików [śmiech].
Tak, ale wszyscy pracowaliście ze sobą wcześniej
Gilby: Tak, właśnie dlatego to było takie proste.
Jaka jest różnica między graniem koncertu solowego, a koncertem King of Chaos?
Gilby: Dla mnie występ solo jest o wiele trudniejszy, ponieważ muszę śpiewać [śmiech]. Śpiewanie jest trudne, nie jestem stworzony do bycia wokalistą, jestem gitarzystą, który śpiewa. Muszę śpiewać cały set, bardzo dużo, ponieważ mam koncerty w poniedziałek, wtorek, czwartek i piątek, więc jest to dość długi tydzień. Gdy gram z King of Chaos to jedynie gram na gitarze i śpiewam w chórkach. Gram piosenki, które grałem już milion razy, więc mogę się trochę bardziej skoncentrować na samym występie, wiecie? Bo samo granie jest dość naturalne, ale wystąpienie to już coś, czego trzeba się nauczyć, przyłożyć do tego.
W czasie swojej kariery grałeś z wieloma zespołami i artystami. Który z nich sprawiał Ci największą radość?
Gilby: Najwięcej zabawy?
Tak.
Gilby: Jeden z zespołów, który miałem bardzo dawno temu to Kill For Thrills. Pisałem piosenki dla tego zespołu, byłem wokalistą i gitarzystą, ale przede wszystkim była to dokładnie ta muzyka, którą lubię najbardziej. Lubię hard rocka, ale też piosenki, które wpadają w ucho, np. mają fajny refren, nie nazwę tego pop-em, ale chodzi o bardziej melodyjną muzykę. Nie w stylu Bon Jovi, bardziej The Beatles. To typ muzyki, który lubię i taką właśnie grało Kill For Thrills. To był dla mnie zespół, który dawał mi najwięcej satysfakcji.
Trasa Use Your Illusion – dużo z niej pamiętasz?
Gilby: Uhm... nie powiedziałbym, że „dużo” [śmiech]..
Jaka jest najdziwniejsza rzecz/historia, którą pamiętasz?
Gilby: To jest dość dziwne. Przez ostatnie kilka miesięcy spędziłem dużo czasu z Duffem i Mattem, ponieważ Matt właśnie się ożenił, więc spędziliśmy razem weekend po weselu, a potem wybraliśmy się wszyscy na coś jakby miesiąc miodowy, w kilka par, ja z żoną, on z żoną. Uważam za niezwykle zabawny fakt, że gdy tylko wspominamy jakieś wydarzenia z tamtego okresu, wszyscy pamiętamy to inaczej. Zupełnie inaczej. Po pierwsze Duff nie pamięta niczego, ale śmieszne jest to, że jak o czymś mówimy to nagle pojawiają się głosy „nie pamiętam, żeby coś takiego miało w ogóle miejsce!” i zaczynamy się licytować „ty byłeś bardziej nawalony niż ja, jakim cudem ty to pamiętasz, a ja nie?”. Takich sytuacji było wiele. Zawsze mi się wydawało, że byłem najmniej ze wszystkich nachlany, ale okazuje się, że najmniej pamiętam.
To kto w takim razie był najbardziej nawalony?
Gilby: Najbardziej? Och, Duff, zdecydowanie. Znaczy wiecie, widzieliście go. Nie lubię o tym rozmawiać, ponieważ podziwiam Duffa za to, w jaki sposób potrafił zmienić swoje życie. Jest jak najbardziej pozytywną osobą, ma rodzinę, jest trzeźwy, robi wiele wspaniałych rzeczy, więc nie chcę gadać o jego piciu. Uważam to za lekki brak szacunku do człowieka, jakim jest teraz, ale tak, kiedyś był często nachlany.
Pamiętasz, gdy miałeś wypadek na motorze i Izzy (Stradlin) zastąpił Cię w Guns N’ Roses?
Gilby: Tak, jasne
Jak się z tym czułeś?
Gilby: [śmiech] Gdy Slash do mnie zadzwonił, że ściągną Izzy’ego, żeby mnie zastąpił na kilku koncertach, gdy to powiedział, moją reakcją było (głęboki wdech) „Ok...”, ale szczerze mówiąc trwało to tylko 5 minut. Zespół był już innym zespołem i to z całym szacunkiem do Izzy’ego, bo zawsze go bardzo wspieram, powiedzmy sobie szczerze, Gunsi nie byliby Gunsami, gdyby nie Izzy, bo był ich ważną częścią. Ale style gitarowe (moje i jego) są zupełnie różne. Zespół się zmienił, ewoluował. Izzy nie gra w sposób, w jaki my zaczęliśmy grać. Pierwszego dnia, gdy zjawił się Izzy, dostałem telefon od Slasha pytającego „Hej, kiedy wyzdrowiejesz?”, a chwilę później zadzwonił do mnie Izzy pytający „Gilby, kiedy wyzdrowiejesz?”, więc to trochę było tak, że żaden z nich nie chciał być znowu razem. Izzy robił to, ponieważ chciał być miły, ale wiecie... wszyscy „poszli dalej” (ze swoimi karierami). Tak samo wygląda to teraz – Axl ma zespół, muzyków z którymi gra, nie ma powodu, by patrzeć w przeszłość i się cofać. Wszystko poszło do przodu, a reunion byłbykrokiem w tył.
Pokazywałeś utwory z Pawnshop Guitars chłopakom z Guns N’ Roses?
Gilby: O tak, wszystkie.
Jako potencjalne piosenki Guns N’ Roses?
Gilby: Tak, wszystkie. Prawie wszystkie. Jedyną piosenką, której im nie dałem było „Cure me or kill me”, ale tylko dlatego, że napisałem ją, gdy byłem w studio. Ale dałem im „Tijuana Jail”, „Black” i pozostałe. Axl nigdy nic nie powiedział, Slash powiedział, że „No fajne, ale zmieńmy je trochę”. Niby nie powiedział, że mu się nie podobają, ale, że trzeba je inaczej zacząć/nagrać.
To naprawdę dobry album
Gilby: Dziękuję! Zawsze powtarzam, że to, co było świetne w tym zespole (GNR) to to, co każdy z nich do niego wnosił. Nieważne czy to Izzy coś napisał czy Slash czy Duff... po prostu to co każdy z nich wnosił sprawiało, że utwór stawał się lepszy. Gdyby piosenki pisał jedynie Duff, nie byłyby one tak dobre. Tak samo z moimi utworami, gdyby uznać to za podstawę do budowania czegoś i chłopaki by się w to włączyli, to byłyby to świetne piosenki. Więc... zrobiłem co mogłem [śmiech].
Coś, o co zawsze chciałem spytać: jakim cudem nie wylądowałeś w Velvet Revolver?
Gilby: Na to pytanie istnieją 2 odpowiedzi: po pierwsze – nigdy mnie o to nie poprosili. [śmiech] Gdy składali zespół Dave odgrywał w tym dużą rolę, był tam od początku, nie było nawet kwestii pt. „zadzwońmy do Gilby’ego”. Nie brali tego nawet pod uwagę. I drugą sprawą jest to, że ja nie jestem tak do końca gitarzystą rytmicznym. W Guns N’ Roses to była inna sytuacja, ale ja jestem po prostu gitarzystą. Po prostu nie wydaje mi się, żeby to w ogóle zadziałało, wiecie, żebyśmy byli we dwóch. Taka jest moja opinia, ale nigdy nie nawet pytali.
Słyszałeś „Chinese Democracy”? Co myślisz o tym albumie?
Gilby: Tak, słyszałem, uważam, że jest to naprawdę bardzo dobry album, ale nie uważam go za świetny krążek. Tam nie ma nic złego w tym albumie, każda piosenka jest dobra, wiele się tam dzieje, jest tam wiele rzeczy i wszystko ze sobą współgra. Ale gdy ja produkuję album, gdy nagrywam piosenkę, gdzie pasuje harmonijka, pianino, banjo i wszystko ze sobą gra, jest super, ale nie możesz wrzucać tego wszystkiego na raz tylko dlatego, że to działa. Musisz wybrać jakiś punkt i na nim budować utwór. Gdy słucham „Chinese Democracy” to trochę tak jak z maszyną do pinball’a – wiele się dzieje, i tak jak powiedziałem, wszystko jest dobre, ale DLA MNIE, jest tam za dużo rzeczy, żeby się skupić. Wiesz, każde solo, to takie trochę solo, jakby się miał za chwilę skończyć świat, każda partia wokalna jest krzykiem, jakby się miał za chwilę skończyć świat, wiesz o co chodzi? Dlatego zawsze powtarzam, że gdyby to była płyta Axla Rose’a, to byłby to za**biście dobry album, ale jako krążek Guns N’ Roses, uważam jest to dobra płyta.
W 2000r. zagrałeś z Axlem w Cathouse Club, zagraliście utwór The Rolling Stones. Jak do tego doszło? Spotkaliście się przy barze, w klubie?
Gilby: Tak, tak. Axl siedział przy barze, a ja przechodziłem obok i on nagle woła „Hej!”, na co ja „Hej! Co tam?” i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać o różnych rzeczach. Każdy z nas ma swój biznes, więc gadaliśmy o tego typu pierdołach, a gdy wszedłem na scenę widziałem go jak na mnie patrzy pytającym wzrokiem, czy może do mnie dołączyć, więc zawołałem „hej, pakuj tutaj swój tyłek”. Dobrze się z Axlem dogadujemy, wiem, że wiele się dzieje z innymi, ale wiecie, każdy ma jakieś swoje zdanie, ale to nie znaczy, że kogoś nie lubisz lub że go nie szanujesz. Szanuję go jako artystę, ale po prostu każdy z nas poszedł w innym kierunku. Ja mam inną opinię co do idei zespołu, dla mnie to 2 gitary, bas i perkusja, a dla niego 3 gitary, 2 keyboardy i perkusja [śmiech]. Ja wolę proste wydanie, ale to jego zespół i ma prawo robić co chce.
Dziękujemy za wywiad
Gilby: Dziękuję
źródło (http://www.youtube.com/watch?v=yvzvrHKWRPA)
DooOminO:
(http://home.swipnet.se/~w-52838/waxl2000_2.jpg) (http://home5.swipnet.se/~w-52838/waxl2000_article.jpg)
Audio z tego, co wiem nie ma, chociaż niby jest nawet na yt, ale z racji tego, że Dead flowers wykonywali na koncertach Gunsów i jest na Pawn Shop Guitars, to wątpliwe, żeby jakakolwiek zarejestrowana wersja audio podchodząca faktycznie z tego występu istniała.
http://www.mtv.com/news/articles/1429765/axl-rose-takes-stage-gilby-clarke-club-jam.jhtml (http://www.mtv.com/news/articles/1429765/axl-rose-takes-stage-gilby-clarke-club-jam.jhtml)
Pisałem kiedyś o tym po polsku na blogu solowym, ale nie chce mi się teraz szukać konkretnej notki :P