Ci, którzy nadal o nich nie słyszeli, powinni wiedzieć, że The Dead Daisies jest nową rockową 'supergrupą' z australijskim frontmanem Jonem Stevensem na czele. Ich brzmienie oddaje istotę wszystkiego, co było wspaniałe w rockowych latach 70. Jeśli poświęcisz chwilę, żeby przesłuchać utwory na ich stronie internetowej, z pewnością będziesz równie podekscytowany jak my, słysząc zespół, który mamy nadzieję, stanie się stałym elementem muzycznego świata. Rozmawialiśmy Richardem Fortusem (gitarzysta Guns 'n' Roses przez ostatnie 12 lat) tuż przed tym jak wszedł na scenę w Abu Dabi razem z Gunsami. Pod koniec kwietnia wróci do Australii razem z The Dead Daisies, aby supportować Aerosmith. A, i wszystko wskazuje na to, że już niedługo ukaże się nowy album Guns N’ Roses...
Mark: Niedługo wracasz do Australii, żeby supportować Aerosmith. Czy to jest dla Ciebie przerwa w trasie Guns N’ Roses?Richard:
Tak, gramy teraz sporadycznie, ale staramy się bardziej skupić na nagraniu nowego albumu, nowego krążka GNR, dlatego trasa nie będzie zbyt stabilna przez jakiś czas.Mark: Jak wygląda sprawa z nowym albumem?Richard:
Pracujemy nad nim! Mam nadzieję, że w ciągu najbliższego roku będziemy już coś mieć.Mark: To świetna wiadomość! Oczywiście byłeś mocno zaangażowany w Chinese Democracy, ale wielu ludzi czeka, żeby usłyszeć jak będzie brzmiał kolejny krążek. W jaki sposób dołączyłeś do The Dead Daisies?Richard:
Dostałem się tam poprzez Charley’a Draytona! Dla mnie jest on najlepszym perkusistą na świecie i za każdym razem gdy z nim pracuję, przekonuję się o tym coraz mocniej.Mark: W projekt zaangażowanych jest wielu świetnych muzyków. Znałeś wcześniej Jona Stevensa?Richard:
Tak, znałem materiał, który nagrywał z Noiseworks, był przez jakiś czas w LA, a ja znałem ludzi, którzy z nim pracowaliMark: Ma świetny głos i zawsze dobrze jest widzieć jego nowy projekt. Mam nadzieję, że tym razem uda mu się przyciągnąć większe zainteresowanie i będzie to coś na dłużejRichard:
Tak, też mam taką nadzieję. Ma świetny głos i jest naprawdę miłym facetem. Wszyscy zaangażowani w projekt są wspanialiMark: Piosenki, które umieściliście na stronie są niesamowite. Dorastałem słuchając Free, Bad Company i The Faces, zdecydowanie można usłyszeć ich wpływ na Wasze utwory. Były to zespoły, na których sam dorastałeś?Richard:
Zdecydowanie. Free, The Faces, Humble Pie, Thin Lizzy, wszystkie te zespoły wiele dla mnie znaczyły! Mark: Tak, brakuje nam tego rodzaju muzyki, która miała prawdziwe ciepło, duszę i głębię, więc wspaniale jest usłyszeć to ponownie. Pozwól, że porozmawiamy o niektórych utworach. "Lock and Load" jest interesujące, napisane przez Jona i Slasha jakiś czas temu i będzie to pierwszy singiel z albumu. Według mnie, po przesłuchaniu innych kawałków, to nie jest najbardziej reprezentatywny utwór, który macie w swoim materiale.Richard: Tak, ale myślę, że to, co rozwija się na żywo, przeradza się w prawdziwy, klasycznie brzmiący zespół[/i]
Mark: „Washington” ma w sobie klimat lat 70., przypomina mi to, co The Black Crowes zrobiło w „Hard to Handle”, rozumiesz o co chodzi?Richard:
Taaa, zdecydowanie!Mark: “Can’t Fight This Feeling” jest jedną z tych klasycznych bluesowych ballad! Moją ulubioną jest “It’s Gonna Take Time”, które zaczyna się jako mocno „rockowe”, a potem łagodnieje, aż do brzmienia Bad Company. Richard:
Tak, ja jeszcze lubię „Yesterday”. Myślę, że to najlepsza piosenka Faces, którą słyszałem w ostatnim czasie!Mark: Racja! Jakiś czas temu mówiło się o reaktywacji The FacesRichard:
Ten temat ciągle wraca! Ale bez Ronnie’go Lane’a – nie!Mark: Uwielbiam niektóre z kawałków, które nagrał ze Stevem Marriott’em.Richard:
Według mnie, jest jednym z najlepszych wokalistów wszechczasówMark: To mój muzyczny idol, więc wyważasz tutaj otwarte drzwi!! Spotkałem go kilka lat przed jego śmiercią. Grał koncerty w pubach w Anglii i stanął obok mnie przy barze, z piwem w jednej ręce i papierosem w drugiej, uśmiechnął się i to był pierwszy raz, gdy spotkałem gwiazdę. Facet był legendą!Richard:
Jon poznał go w niesamowitych okolicznościach. Miał 14 lat, był w Nowej Zelandii. Był akurat u swojej siostry, z którą się pokłócił, więc poszedł do baru, a tam Jon grał akurat koncert, więc się poznaliMark: Przez lata byłeś muzycznie zaangażowany w wiele projektów. Robiłeś wiele rzeczy, grałeś z wieloma interesującymi artystami. Czy muzyka The Dead Daisies jest czymś, do czego zawsze wracasz, do brzmienia lat 70.?Richard:
To okres, w którym zaczynałem jako dzieciak. Gdy byłem młodszy, nigdy nie interesowałem się zbytnio ówczesnymi zespołami, takimi jak Motley Crue czy Def Leppard, które były wtedy popularne. Ciągnęło mnie bardziej do starszych materiałów jak The Faces, The Stones, a potem usłyszałem The Clash i moje życie całkowicie się zmieniło! Nagle to stało się najważniejsze, a potem, będąc w The Psychodelic Furs i Love Spit Love, tak właśnie wyglądał mój świat. Później znów wszystko się zmieniło, gdy dołączyłem do GNR, a stało się tak, ponieważ Tommy Stinson był moim znajomym i razem z Robinem Finckiem wrzucili mnie do zupełnie innego świata, pomogli wrócić do korzeni.Mark: Jak opisałbyś swój czas z Thin Lizzy? Jednym z moich marzeń byłoby zagrać z takim zespołem!Richard:
Tak było! To był szczyt mojej kariery, ponieważ ten zespół był dla mnie bardzo ważny, gdy dorastałem. Bycie częścią tego gitarowego dziedzictwa było zaszczytem. Wspaniałe doświadczenie, niesamowici ludzie, cudowna atmosfera za każdym razem, chłopaki nadal są dla mnie jak rodzinaMark: Parę tygodni temu spotkałem Scotta Gorhama, zanim zagrali tutaj w Perth, świetny facet. Przesłuchałem materiał z The Black Star Riders.Richard:
To świetny krążek, naprawdę dobry. Uważam, że to najlepszy album Thin Lizzy od czasu Chinatown!Mark: Podobało mi się też The Psychodelic Furs, planujesz jeszcze kiedyś współpracować znowu z Richardem?Richard:
Od jakiegoś czasu rozmawiamy o nowym albumie i jeśli tylko mogę, to gram z chłopakami. Spędziłem wiele czasu z Richardem, byłem z nimi codziennie przez wiele lat i nadal jesteśmy bardzo bardzo bardzo blisko. Uwielbiam z nim pracować, według mnie jest świetnym wokalistą z charakterystycznym głosem, a do tego wspaniałym przyjacielem. Ale wiesz, świetnie mu teraz idzie z malowaniem, a muzyka stała się dla niego hobby! Ale chciałbym nagrać z nim kolejny albumMark: Gdybyś mógł być muchą na ścianie w czasie nagrywania któregokolwiek z albumów, który by to był i dlaczego? Interesuje mnie to, bo mamy podobny gust muzyczny!!Richard:
Jeśli mówisz serio, to jest to świetne pytanie! Wow! Myślę, że “Exile” (On Main Street) lub “Pet Sounds”, to by było fantastyczne!Mark: Oba byłby różnym stylem szaleństwa!Richard:
Tak, ale bycie świadkiem tego geniuszu i tego jak to zostało złożone byłoby fascynujące!Mark: Na koniec proste pytanie: co jest istotą życia?Richard:
Nie bardzo wiem czy coś takiego w ogóle istnieje. Życie nie potrzebuje sensu, prawda? Wydaje mi się, że naszym celem jest bycie złączonym ze wszechświatem i uświadomienie sobie wartości bycia jego częściąMark: Podoba mi się to! Popieram to zdanie! Tak szczerze, czy w ogóle istnieje jakaś istota życia? Wydaje mi się, że chodzi o to, żeby móc być sobą i znaleźć dla siebie miejsce. Dziękuję za poświęcony czas, to prawdziwa przyjemność, baw się dobrze!Richard:
Dzisiaj powinno być dobrze. Bejrut zapowiada się ciekawie. Gdy byliśmy tam ostatnim razem, zebraliśmy ciekawe doświadczenia!Mark: A co się stało?Richard:
Świetnie się tam bawiliśmy, publika była niesamowita, ludzi piękni, ale gdy chcieliśmy wylecieć, zabrano nam paszporty i kazano wrócić do hotelu. Nie mogliśmy wejść do samolotu, a oni nie chcieli nam nic powiedzieć. Okazało się, że ktoś chciał, żeby jego córka nas poznała!! Nie mogliśmy wyjechać z kraju dopóki tak się nie stało!!Mark: Mam nadzieję, że tym razem nie będzie chciała się znów z Wami spotkać!! Tak czy inaczej, do zobaczenia w czasie trasy Aerosmith, jeszcze raz dziękuję, trzymaj się!źródło