Myles Kennedy, który od pewnego czasu promuje kolejną płytę solową, „The Ides of March”, był niedawno gościem audycji „Appetite For Distortion”.
Audycja orbituje wokół Guns N’ Roses, powrócił więc wątek występu Mylesa podczas ceremonii wprowadzenia zespołu do Rock And Roll Hall of Fame.
„To była bardzo złożona sytuacja, nie do końca ją rozumiałem”, przyznał Kennedy. „Dlatego kiedy otrzymałem propozycję [występu na gali], potrzebowałem czasu do namysłu. Ponieważ jednak wiedziałem, że chłopakom bardzo zależy, w końcu powiedziałem sobie: ‘Dobra, spróbujmy. Dla nich to ważna chwila i jeśli mogę się przydać, to świetnie’.
Ale… szczerze mówiąc… w głębi duszy byłem przekonany, że koniec końców zespół wystąpi w komplecie. Myślałem, że w ostatniej chwili Axl jednak się pojawi”.
„Co najbardziej utkwiło mi w pamięci? Nie tyle scena, ile raczej… kulisy. Gunsi odebrali nagrodę, wygłosili przemowy, a potem rozległy się oklaski i widziałem, jak sięgają po instrumenty. Pamiętam, że uporczywie wpatrywałem się w drzwi, pewien, że Axl jednak wejdzie i dołączy do reszty. Naprawdę byłem pewien, że tak się stanie. Spojrzałem po raz ostatni, a kiedy drzwi się nie otworzyły, powiedziałem sobie: ‘Ok, muszę wyjść i to zrobić’.
Niewiele z tego pamiętam, bo to były bardzo trudne momenty.
Przypominam sobie, że spojrzałem na Stevena Adlera. Uśmiechał się od ucha do ucha… i to była wyjątkowa chwila”.
„Widok uszczęśliwionych twarzy chłopaków sprawił, że zrozumiałem, że pomimo całego stresu, wszystkich obaw i wątpliwości… było warto”.
Myles wspomniał także o tym, że w 2008 roku odbył próby z Led Zeppelin.
Jak się czuł, grając z Jimmym Page’em?
„Cóż, zamknęliśmy się w jednym pokoju i zagraliśmy sporo kawałków z repertuaru Led Zeppelin. Chociaż nie myślałem w kategoriach ‘Oto gram z LZ'; dla mnie to byli po prostu Jason [Bonham], Jimmy i John Paul Jones”.
„Zresztą nawet nie jestem pewien, jak nazywałby się ten projekt, gdyby faktycznie doszedł do skutku”, dodał Kennedy. „Nie sądzę, że gralibyśmy jako Led Zeppelin”.
Źródło