Nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale gwiazdy rocka i HP Sauce (sos od Heinz’a - przyp. tłum.) mają więcej wspólnego niż ktokolwiek mógłby pomysleć. Amatorzy przypraw prawdopodobnie wiedzą, że najlepszemu przyjacielowi kanapki z kiełbasą kilka lat temu dość kontrowersyjnie zmieniono przepis. Tłumacząc analogię - „już nie robią ich takich jak kiedyś“.
To samo odnosi się to dzisiejszych gwiazd rocka. Oczywiście, czasy i moda się zmieniają i nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien kurczowo trzymać sie stylistyki Sunset Strip z lat 80tych, ale przyjrzyjcie się uważniej na następnym koncercie - czy to co widzimy dzisiaj naprawdę wypełnia znamiona gwiazdy rocka? Wytarte tatuaże, wyreżyserowane zachowanie sceniczne, bijąca od nich chęć najszybszego powrotu do domu by wskoczyć do wygodnego łóżka i obejrzeć serial. Najniebezpieczniejszym elementem koncertu wydaje się być możliwe zacięcie się biletem.
Robb Flynn może i dużo gada, ale z pewnością miał rację odnośnie jednej rzeczy, o której ostatnio ględził: „w dzisiejszej muzyce nie ma nic niebezpiecznego“. Wystarczy spojrzeć. Większość artystów boi się powiedzieć coś nieodpowiedniego, pokazać się w złej fryzurze, napisać na Tweeterze coś co może kogoś obrazić, czy po prostu wyrazić swoje własne zdanie. Więc czy możecie winić mnie, że siedząc sobie przy piwku po pracy, moje myśli biegną w kierunku jednego człowieka?
Mówcie o nim co chcecie (i powodzenia z wymyśleniem czegoś oryginalnego), dla mnie Axl Fuckin Rose z GNR był, jest i zawsze będzie najwspanialszą gwiazdą rocka na świecie.
Jasne - nie potrafi już śpiewać tak jak kiedyś. Do cholery, jeśli obejrzycie filmiki na YT, zdziwicie się, że pamięta jeszcze słowa utworów, a co dopiero wyciąganie odpowiednich dźwięków (problem z pamięcią obśmiał raz na łamach „Kerrang“ mówiąc „nie pamiętam nawet własnego numeru telefonu“). Co więcej, nagranie albumu zabiera mu mniej więcej tyle czasu ile żyje przeciętny pies. Ale wiecie co? Tak naprawdę nie o to chodzi.
Axl jest najwspanialszą gwiazda rocka z tego prostego powodu, że on sam wierzy iż nią jest. Ponieważ chodzi i oddycha arogancją człowieka, który przyjechał do Hollywood na stopa z miasteczka w Indianie z pretensjami do całego świata i paroma rzeczami do udowodnienia.
On nie spełnia kryteriów - on je definiuje: to odpowiedni mix enigmatyczności, mitu, brawury, legendy i szaleństwa. To frontman, który gotowy jest walczyć za swój zespół z kimkolwiek i czymkolwiek - w dosłownym tego słowa znaczeniu, jak niesie gminna wieść.
„Prawdziwe“ GNR zbudowane zostało na mentalności gangu, a złotousty Axl był ich liderem. Wejdź do ringu skurwysynu, a skopie Ci dupsko.
Może nie jest w stanie już wyprowadzać takich ciosów jak kiedyś, ale dalej ma w sobie ogień. A czyż nie na tym opiera się rock-gwiazdorstwo? Nawet dziennikarze niekoniecznie pozytywnie nastawieni do obecnego stanu zespołu przyznają, że : „poza Pearl Jam jest to jedyny zespół, który ma kompletnie w dupie wszelkie zasady i grając wg. swoich własnych mówi potęgom „odpierdolcie sie“.
Przez lata różnie nazywano Axla. Wiele z tych określeń znalazłoby uzasadnienie w rzeczywistości. Ale jest jedno określenie, z którym kazdy musi się zgodzić: ten facet jest bezdyskusyjnie gwiazdą rocka. Prawdopodobnie największą jaka istniała.
źródło
http://www.kerrang.com/16019/axl-rose-still-greatest-rockstar-world/