NighTrain Station Guns N' Roses

Wcale się nie dziwię,że Axl ma wszystkich fanów tam gdzie słońce nie dochodzi z taką ilością kasencji na koncie to ja bym chyba nawet nie koncertował po całym świecie tak jak Axl aktualnie koncertuje.Jego konto opiewa w granicach plus minus 150 $. MLN

Pytanie za milion dolarów. Jeżeli mam fanów, co prawda nielicznych, ale jednak , nie umiem śpiewać i generalnie też mam wszystko w dupie, często nawet siebie, to jestem gwiazdą rocka? Albo, czy jestem jakąkolwiek gwiazdą? Nie muszę być koniecznie gwiazdą rocka

Cytat: mafioso w Kwietnia 22, 2014, 08:29:26 am

Ma wystarczająco talentu, żeby nagrać płytę w 2 miesiące - ale on ma to gdzieś, on decyduje co, kiedy i dlaczego. Myślę, że o to chodziło autorowi w tym artykule.

popieram.

Wielki William Axl Rose, największą gwiazdą rocka był, jest i będzie. Bezsprzecznie.
Świadczy o tym fakt iż, tak jak wspomniał mój przedmówca - ma fanów w dupie, ba - on ma siebie w dupie. Wszystko ma w dupie.

 Fakt, że ma wszystko w dupie czyni go największą gwiazdą rocka? Litości. Moim zdaniem największa gwiazda rocka to taka, która nie ma swoich fanów w dupie. Taka, która nie spóźnia się notorycznie na własne koncerty. Dobrym przykładem będzie Keith Richards, który nie odwołał koncertu, mimo tego, że chwile wcześniej dowiedział się o śmierci własnego dziecka. To jest szacunek i poświęcenie dla swoich fanów i właśnie tak powinna się zachowywać największa gwiazda rocka.

robić pewne rzeczy według swoich przekonań

czytaj -  notorycznie spóźniać się na koncerty, "bo tak"?

Tylko, że Axla docenia się za to co zrobił kiedyś. W dzisiejszych czasach nie przyczynił się do niczego, dzięki czemu można go nazwać wielkim.

Jaki całokształ? Całokształ by był gdyby w latach 1994-2008 zrobił coś więcej niż wydanie ChD i kompletowanie składów koncertowych.

Własnie to okres 1962-2014 jak narazie . Ale chodzi mi o to, że słowo całokształt tu nie pasuje, bardziej pasowałaby mu nagroda za epizodyczne osiągnięcia w karierze .

Bender, zgodnie z tym, co mówisz, to... najbardziej uprawniony do takiej nagrody byłby artysta, który nagrał jedną płytę, która świetnie się sprzedała, a zaraz potem trafił go szlag . A chyba nie o to w tym chodzi. Poza tym nie byłoby podziękowań nawet z taśmy, a to kiepsko dla imprezy typu Golden Gods. 

Ok, lata nieaktywności na pewno liczą się dla fanów i szkoda, że nie mamy więcej muzyki, ale z drugiej strony można być artystą wydającym po 30 płyt miesięcznie i nigdy nie zostać "Złotym Bogiem". Kwestia wyboru.